O metrze w Krakowie napisano już bardzo wiele, łącznie z tym, że na pewno go nigdy nie będzie. Na szczęście Aleksander Miszalski, nowy prezydent miasta, chyba tego nie czytał. Bo metro jednak ma być. I bardzo dobrze.
Oczywiście, nic takiego jak budowa metra w Krakowie nie wydarzy się przez weekend bo to ogromna inwestycja. Pierwsze przejazdy mają być możliwe w 2032 roku. Zanim zaczną się prace, przyda się więcej konkretów i słusznie zwracali na to uwagę niektórzy miejscy radni: potrzeba więcej dat i szczegółów przebiegu linii. A potem czeka nas, nie tylko mieszkańców, także przyjezdnych, serial o dezorganizacji ruchu i utrudnieniach, ale i tak będzie warto.
Jak to jest grać w jedenastej lidze
Bo Krakowowi brakuje metra bez którego nie jest i nie będzie w stanie poruszać się w górę drabiny rankingu miast. Póki co (dane za rok 2020), Kraków gra w jedenastej kategorii globalnych metropolii sklasyfikowanych przez Globalization and World Cities Research Network. Jest tam razem z Birmingham, Sewillą, Strasburgiem czy nieco dla nas bardziej egzotycznym Ułan Bator. Nie jest to towarzystwo, którego można się wstydzić. Tyle że Wrocław i Warszawa są sklasyfikowane wyżej i o ile w przypadku stolicy można tu mówić o premii wynikającej ze stołeczności, o tyle Wrocław pokazuje, że jest co gonić. I Kraków nie dogoni tramwajem, autobusem czy “premetrem”, o którym toczyła się debata za czasów poprzedniego prezydenta.
Dogoni metrem, które pozwoli na odciążenie infrastruktury transportu naziemnego ale też na coś mniej uchwytnego, na integrację rozrośniętego w ostatnim dwudziestoleciu Krakowa, któremu ta geografia wzrostu zaczyna się poważnie dawać we znaki. Dzięki metru, peryferyjne dzielnice staną się bliższe centrum, pojawi się też szansa na nowe skupiska aktywności. Rozwój sieci, nawet jeśli będzie to na początku jedna krótka nitka, da sygnał inwestorom co do tego, że tutaj warto przyjechać, bo poprawiają się warunki życia. I zarabiania.
Czy to będzie droga inwestycja? Jak najbardziej. Koszt budowy jednego kilometra metra oceniany jest na pół miliarda złotych. Ale Kraków ma szczęście do dużych planów infrastrukturalnych, które wyciągały go w górę. Józef Dietl, prezydent miasta w latach 1866-1874 zasłużenie ma swój pomnik zaraz przed budynkiem magistratu. To on odpowiedział na postępującą degenerację miasta zrealizowaniem zasypania starego koryta Wisły, co dziś może się wydawać tak sobie ważne, ale wtedy połączyło dzielnice i dało impuls rozwojowy. Dodatkowo, wyzwalając Kraków od plagi chorób, jakich dostawcą było składowisko płynnych i zgniłych nieczystości, bo mieszkańcy do starego koryta wyrzucali wszelkie odpadki. Bez Dietla i jego programu podnoszenia jakości miasta realizowanego też przez jego następców, Kraków byłby na dużo niższym poziomie. Jest gdzie jest także dlatego, że w XIX wieku Dietl przekonał mieszkańców miasta do tego, że duże inwestycje się opłacą, bo choć będą drogie, to zwrócą się w przyszłości i jeszcze na siebie zarobią.
Kto na tym zyska
I tak będzie też z metrem. Złożą się na nie w podatkach ludzie, którzy nigdy się nim nie przejadą. Ale jednocześnie Kraków wzmocniony metrem wzmocni też gospodarczo cały kraj, bo łatwiej mu będzie rywalizować o podatników również z miastami, z którymi musi się ścierać na globalnym rynku. Pomoże też więcej zarobić tym, którzy już w nim pracują i przyczyni się do dostatku swoich mieszkańców, ale również tych, którzy dojeżdżają do Krakowa codziennie do pracy. Im więcej w tej inwestycji będzie partnerstwa publiczno – prywatnego i posiłkowania się przez Kraków zasobami z wolnego rynku, tym lepiej. Obiecuje to zresztą wiceprezydent Stanisław Mazur który deklarował, że pierwszy odcinek będzie sfinansowany z podatków, ale później miasto będzie szukać inwestorów.
Na metrze można jednak zyskać też coś więcej. To cel, do jakiego mogą dążyć władze miasta. Mogą z niego zrobić dźwignię wyciągającą Kraków do wyższej ligi, mogą też wokół niego skupić mieszkańców którzy zobaczą, że miasto się rozwija i ma na siebie pomysł. Nie jest on szczególnie ideologiczny, ale miasta bardziej realizują się w obszarze skutecznego zarządzania niż wielkich idei. Ostatecznie, metro będzie wozić liberałów, libertarian, socjaldemokratów i konserwatystów. Opłaci się więc nam wszystkim.