Czy millenialsi to faktycznie skaza na rynku pracy? Wkrótce się okaże, że wypełnią oni całą niszę i będzie się z nimi trzeba liczyć znacznie bardziej, niż do tej pory. W USA pracodawcy są już przygotowani na ich oczekiwania… i wyszli im naprzeciw.
O tym, że millenialsi nie gryzą, oraz, że żadni z nich leniwi pracownicy, mówi się już od pewnego czasu. Społeczeństwo niejako uczy się ich rozumieć: powoli starsze pokolenie zdaje sobie sprawę z tego, że pokolenie Y jest kreatywne, elastyczne i pełne ciekawości świata. Przyzwyczajone do używania nowych technologii potrafi znaleźć odpowiedź na pytanie w ciągu kilku sekund. Problem z millenialsami jest jednak taki, że są niechętni do słuchania autorytetów i często stają okoniem przy poleceniach, które uważają za bezsensowne. Podczas, gdy ich matki oraz ojcowie bez szemrania wykonywali każdą, nawet najgłupszą czynność, pokolenie Y postanowiło zrobić coś niespotykanego i przeciwstawić się zastałemu stanowi rzeczy.
W USA stanowią już 1/3 pracowników, w skali globu to 30% osób zatrudnionych.
Młode pokolenie na rynku pracy
O tym, jak świat powoli dostosowuje się do oczekiwań millenialsów pisze portal eGospodarka.pl. Szefowie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, oferują szeroki pakiet benefitów, byleby tylko zachęcić ich do pracy. Projektują też przyjazną przestrzeń biurową, dzięki której pokolenie Y będzie się czuło w pracy dobrze i komfortowo. Nic dziwnego – szacuje się, że w ciągu siedmiu lat będą oni stanowili nawet 75% zatrudnionych. Lucyna Pleśniar, prezes zarządu personalnego firmy People podkreśla, że to pracownicy bardzo dobrze wyedukowani i wykwalifikowani.
Millenialsi znani są ze swoich wysoce rozwiniętych kompetencji miękkich – takich jak zdolność do adaptacji, chęć do nauki, motywacja do pracy, umiejętności interpersonalne i tym podobne. Prezes Pleśniar zauważa, że firmy chętnie poszukują teraz takich pracowników ze względu na ich otwartość na nowe technologie oraz ambicję. Z drugiej strony, millenialsi bywają niecierpliwi, a owa ambicja nie zawsze jest poparta poprzez doświadczenie.
Millenialsi jako pracownicy są indywidualistami, którzy posiadają szeroką gamę zainteresowań. Pracodawcy powinno zależeć na tym, by dowiedzieć się, co jego pracownik lubi robić – i jak można to wykorzystać w firmie.
To nie tak straszne pokolenie
Niechęć do millenialsów bierze się przede wszystkim z tego, że przełamują pewne tabu, a kiedy robią to do przesady, trudno z nimi wytrzymać. Dla przykładu: nie ma nic złego w kontestowaniu głupiego polecenia (jak już wspominałam, jest to coś, na co starsze pokolenie by się nie zdobyło), ale z drugiej strony traktowanie szefa jak kolegi też jest niewskazane (ma on wszak obiektywnie oceniać naszą pracę). Są oni niezmordowanymi indywidualistami i nie chcą patrzeć na firmę jak na kolektyw. Jeśli jednak popatrzy się na to, jak to wygląda w Japonii (osiemdziesiąt nadgodzin w miesiącu, samobójstwa z przemęczenia i kostyczna hierarchia – wszystko to „dla wspólnego dobra”), czasami chyba lepiej odbić w drugą stronę. Poszukanie konsensusu z pokoleniem Y może się pracodawcom opłacić bardziej, niż wspominanie, jak to kiedyś było, że wszyscy się słuchali i traktowali pracę jak drugi dom.
Zwłaszcza, że ci millenialsi prędzej czy później będą w naszym starzejącym się społeczeństwie stanowić trzon zatrudnionych. I nie wiadomo, jakie pokolenie przyjdzie po nich.