Rok temu prezentowałem wam dość obszerne wyliczenia na temat tego, ile oszczędzam, korzystając z SodaStream.
To niezwykle wygodny i poręczny saturator wody gazowanej – mój osobisty gadżet roku 2024 – a peany na jego temat przypadkowo stały się nawet viralem na Twitterze. W kuchni redaktora Kralki stoi pomiędzy zlewem a czajnikiem elektrycznym. Dołączone do zestawu plastikowe butelki wielokrotnego użytku średnio trzy razy dziennie napełniam kranówką, wzbogacam bardzo intensywnie pysznym, ożywczym gazem, a potem mniej więcej co trzy tygodnie wymieniam butlę gazową na nową (i mam jeszcze w zapasie dwie dodatkowe butle, żeby nigdy przypadkiem nie zostać odciętym od gazu).
Bardzo mi się to rozwiązanie sprawdza, ponieważ jest naprawdę wygodne, a rytuał nagazowania sobie kolejnej butelki przywodzi na myśl parzenie kawy, choć oczywiście zajmuje mniej czasu. Ale jest jakiś tam lekki wyrzut endorfin.
Sprawdź polecane oferty
Allegro 1200 - Wyciągnij nawet 1200 zł do Allegro!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYTelewizor - Z kartą Simplicity możesz zyskać telewizor LG!
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 20,77%
Mam też oczywiście swoich faworytów wśród syropów – niezmiennie od roku jest to Mountain Dew Zero oraz Pepsi Cherry. Łącznie stanowią jakieś 90% mojego spożycia. I co ciekawe - akurat te dwa napoje w wersji SodaStream smakują znacznie lepiej niż te ze sklepowej butelki. Nic się też nie zmieniło względem mojego poprzedniego tekstu – nadal zdecydowanie wzrosło mi spożycie samej wody. Byle gaz dobrze kopał po gardle, tak jak lubię.
SodaStream to przykład startupu, który miał tak dobry pomysł, że w 2018 roku kupił go globalny gigant z branży napojów – Pepsi. Stąd też się bierze ta dominacja znajomych etykiet z bogatego portfolio tej marki. Smaków jest wiele, ale smaków nigdy dość, prawda? Ja mam nadzieję, że będzie to szło w kierunku innych producentów, którzy kupują licencję na możliwość produkowania swoich syropów. Dużo bym dał za takiego na przykład Almdudlera. A może chłopaki z polskiego WK Dzik dogadają się z Pepsi i przetrą szlaki?
Punktem wyjścia do SodaStream wtedy i dziś były pieniądze
Nie wiem, czy pamiętacie, ale narzekałem, że jako fan, koneser i entuzjasta kolorowych napojów gazowanych light, przez te wszystkie podatki cukrowe, inflację itd., coraz częściej widuję w sklepie butelki moich ulubionych trunków po 9… 10… czasem nawet 12 zł.
Jestem redaktorem naczelnym medium o pieniądzach – piszemy wam tutaj o inwestowaniu w nieruchomości, złoto, akcje – i z całą pewnością nie uważam, by wydawanie 500 zł miesięcznie na napoje gazowane było rozsądną decyzją finansową.
Nie chcę się powtarzać, odsyłam do lektury ubiegłorocznego tekstu, ale wtedy wyliczyłem, że finalny koszt Pepsi z SodaStream to około 3,50 zł za litr, w porównaniu z 6 zł za butelkę sklepową.
Biorąc pod uwagę, że „próg wejścia” to startowe 250 zł na zakup urządzenia, już po 100 litrach kolorowych napojów gazowanych (w moim przypadku: miesiąc) jesteśmy na zero względem towaru ze sklepu, a potem zaczynamy realne oszczędzanie. Co każde kolejne 100 litrów – jesteśmy do przodu o 250 zł.
Wspominam o tym nie bez przyczyny, ponieważ system kaucyjny, który zaczął funkcjonować kilka dni temu, doprowadził do kolejnego, jeszcze silniejszego wzrostu cen kolorowych napojów w sklepach. Nie każdy ma okazję bawić się w odzyskiwanie kaucji w automatach. Wiele wskazuje więc na to, że realna stopa zwrotu z SodaStream będzie jeszcze większa.
Tak SodaStream wyleczył mnie z „butelkozy”
Moje życie z saturatorem jest nie tylko tańsze, ale też wygodniejsze. Wcześniej puste butelki po napojach potrafiły stać na biurku albo w błyskawicznym tempie zapełniały worek na plastiki. Teraz odpady plastikowe praktycznie nie istnieją, a maleńka buteleczka koncentratu starcza na kilka dni eksploatacji. W rezultacie śmieci produkuję znacznie mniej – i naprawdę mnie to cieszy.
Zapomniałem o tym wspomnieć wcześniej, ale SodaStream wyeliminował z mojego życia także nowe, „ekologiczne” nakrętki, które na stałe są przytwierdzone do butelek. Chciałbym coś podkreślić: wierzę w zmiany klimatyczne i popieram decyzje pomagające ograniczać ich skutki. Natomiast te nakrętki potwornie mnie irytują i po prostu wolałem stare. Na szczęście teraz problem mnie nie dotyczy – w butelkach SodaStream wszystko odkręca się do końca.
Jestem dzięki temu bardzo ekologiczny
Wprowadzenie systemu kaucyjnego oznacza konieczność posiadania w domu nie tylko kilku worków na odpady, ale też dzielenia plastiku – na zwykły i kaucyjny. To dobrze, że bardziej dbamy o planetę, ale czasem człowiek zastanawia się, czy to jeszcze kuchnia, czy już sortownia.
Skoro liczyłem „stopę zwrotu” z SodaStream, to pewnie byłbym zbyt skąpy, by te butelki wyrzucać do śmietnika. A jednocześnie bardzo nie chce mi się biegać do automatów. Dlatego jestem wdzięczny, że mnie – dzięki saturatorowi – problem w ogóle nie dotyczy.
Podkreślmy jedno - ja tu nie kombinuję jak niektórzy producenci, którzy szukają kruczków, by ominąć przepisy. Wręcz przeciwnie – korzystam z rozwiązań, które są ekologiczne i czynią mnie idealnym produktem nowego systemu kaucyjnego. Plastik zredukowany do minimum, butelki żyją kilka lat. Sam SodaStream bardzo akcentuje tę kwestię i prowadzi komunikację proekologiczną – zdrową, konsumencką, praktyczną, nie taką oderwaną od rzeczywistości.
Pod moim dachem saturator trochę już mieszka i na pewno zostanie na długo. Już teraz wiem, że przy najbliższej okazji zrobię upgrade z bazowej wersji Terra na model Art. Poleciłem go kilku znajomym i wszyscy są zachwyceni, a różnica w cenie przy promocjach to raptem kilkadziesiąt złotych.
Jeśli nie odnajdujecie się w całym tym nowym „uniwersum kaucyjnym”, to prawdopodobnie właśnie teraz jest dobry moment na przygodę z własnym saturatorem. Dla wygody, dla pieniędzy, trochę też - oczywiście - dla planety, ale to tylko jeden z wielu powodów.
Artykul zawierał lokowanie SodaStream, natomiast też umówmy się - taki artykuł można było napisać na tysiąc sposobów, a ja naprawdę - co mam nadzieję widać - bardzo lubię to urządzenie i cieszę się, że przy okazji mogę je reklamować