Byliśmy w „antypolskim” Muzeum II Wojny Światowej. Jest świetne, ale politycy chcą je zniszczyć

Gorące tematy Państwo Dołącz do dyskusji (69)
Byliśmy w „antypolskim” Muzeum II Wojny Światowej. Jest świetne, ale politycy chcą je zniszczyć

Zwiedziłem jątstawę Muzeum II Wojny Światowej, która przez rząd i służalczych wobec niego historyków jest określana jako antypolska. Wrażenia? To najlepsze muzeum historyczne w naszym kraju aż krzyczy: „tu jest Polska”. Ministrze Gliński, może warto jednak zobaczyć wystawę, którą chce się zniszczyć?

W 2008 roku, jeszcze za czasów rządów obecnego przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, padło hasło: zróbmy nowoczesne muzeum o II wojnie światowej. Muzeum miało powstać w Gdańsku, „mieście wolności”, gdzie 1 września 1939 roku niemiecki pancernik Schleswig-Holstein oddał strzały w kierunku polskiej placówki wojskowej na Westerplatte, rozpoczynając tym samym długą i przerażającą wojnę światową.

Muzeum II Wojny Światowej – kontrowersje już przed startem

Choć politycy wiele rzeczy obiecują, a później z tych deklaracji się wycofują, tym razem pomysł – przy wydatnym wsparciu rządzących i górze pieniędzy z budżetu państwa – nie spalił na panewce, lecz przystąpiono do budowy budynku muzeum oraz projektowania wystawy. Kiedy wydawało się, że wreszcie będziemy mieli w Polsce obiekt, w którym historia II wojny światowej będzie zaprezentowana nie tylko kompleksowo, ale i pokazana przez pryzmat polskich doświadczeń, okazało się, że muzeum ma wroga. Wrogiem nie byli jednak nie Niemcy czy Rosjanie, których wojenne zbrodnie miały być prezentowane na wystawie, ale Polacy. Gorącym przeciwnikiem wystawy – na długo przed jej niedawnym otwarciem – zostało… Prawo i Sprawiedliwość. W 2013 roku, kiedy na terenie muzeum trwały prace budowlane (dodajmy: prace ziemne), Jarosław Kaczyński zapowiadał:

zmienimy kształt Muzeum II Wojny Światowej, tak żeby wystawa w tym muzeum wyrażała polski punkt widzenia.

Mocne słowa, bo sugerujące, że wystawa – istniejąca wówczas wyłącznie na papierze – prezentuje niepolski (antypolski?) punkt widzenia. Nie dziwi zatem, że po dojściu do władzy przez PiS losy wystawy i Muzeum stały się niepewne. Ministerstwo Kultury, objęte przez prof. Piotra Glińskiego, zamówiło recenzje wystawy. Autorami trzech „recenzji” zostali: Piotr Semka (dziennikarz), prof. Jan Żaryn (senator PiS) oraz dr. hab Piotra Niwińskiego (Uniwersytet Gdański, specjalista od żołnierzy wyklętych).

Recenzje wyklęte

Dlaczego napisałem „recenzji” w cudzysłowie? To proste: podstawą recenzji nie była wystawa jako taka (ta była wówczas wciąż w budowie), ale… 90-stronicowy konspekt muzealnej ekspozycji. Czytając np. wypociny Piotra Semki, znajdziemy m.in. fragment

Dlaczego „Groza wojny” zaczyna się od wojny zimowej Finlandii z ZSRR z listopada 1939 a nie od salw pancernika Schleswig-Holstein”?

Zdanie to doskonale oddaje jakość i charakter „recenzji”. Dość powiedzieć, że pierwszym dniom wojny, w tym strzałom z ww. niemieckiego pancernika poświęcono kilka pomieszczeń, pokazano liczne filmy i zdjęcia, bohaterom Westerplatte poświęcono kilka tablic z biogramami i pamiątkami. A salwa z pancernika? Proszę bardzo:

muzeum II wojny światowej - Westerplatte

Ktoś mógłby powiedzieć: te recenzje, to tylko opinie kilku sfrustrowanych facetów, którzy wreszcie – po ośmiu chudych latach – dorwali się do koryta i za pieniądze państwowe (czyli nasze, czyli Twoje, drogi Czytelniku, i moje) napisali, co im ślina na język przyniosła. Ot, nic niezwykłego w świecie, w którym Cezary Gmyz wciąż jest nazywany dziennikarzem i korespondentem zagranicznym.

Muzeum II Wojny Światowej – sądy nie obroniły wystawy

Opinie te jednak posłużyły (jako pretekst oczywiście, co do tego nie mam wątpliwości) do faktycznego przejęcia przez PiS Muzeum II Wojny Światowej. Aby ominąć przepisy gwarantujące względną stabilizację prowadzenia muzeów (np. zakaz zwalniania dyrektora przed upływem kadencji), minister kultury postanowił… powołać fikcyjne, tzn. istniejące wyłącznie na papierze, Muzeum Westerplatte Wojny Obronnej 1939, aby je następnie połączyć z nabierającym kształtów Muzeum II Wojny Światowej. Takie działanie umożliwia wyrzucenie dyrekcji muzeum i dobranie podległego sobie, nowego dyrektora. I tak też się stało, a prawna batalia o zachowanie dotychczasowej struktury muzeów spaliła na panewce, gdy Naczelny Sąd Administracyjny orzeczeniem wydanym przez prof. Barbarę Adamiak stwierdził, że działania ministra kultury w tym zakresie nie podlegają ocenie przez sądy.

Można się z tym orzeczeniem zgadzać lub nie, ale trzeba je respektować. Minister kultury niezwłocznie powołał nowe muzeum, choć przy okazji zapomniał, że… nowa placówka musi mieć numer NIP, więc obecnie widzowie wchodzą na wystawę za darmo (bo sprzedawać biletów nie można). Aby zobaczyć placówkę w obecnym kształcie, bez politycznej ingerencji o nacjonalistycznym charakterze, postanowiłem się wybrać do Muzeum II Wojny Światowej najszybciej, jak się da.

Wystawa jest ogromna – liczy sobie 5 tysięcy metrów kwadratowych, czyli niemal dwa razy tyle, co Muzeum Powstania Warszawskiego. Zlokalizowana w podziemiach wystawa podzielona jest na trzy etapy. Pierwszy pokazuje przyczyny wybuchu II wojny światowej, rozkwit ruchów faszystowskich, nazistowskich i komunistycznych. Drugi etap pokazuje przebieg wojny, zarówno w Polsce, jak i na świecie, nie tylko w Europie, ale i w Azji czy na Pacyfiku. Szczególną uwagę poświęcono polskim epizodom, jak powietrzna bitwa o Anglię. Ostatni, trzeci etap, pokazuje konsekwencje II wojny światowej.

Muzeum II Wojny Światowej – „zobacz, zanim…”

Ilość eksponatów, ekranów, tablic i pamiątek jest tak ogromna, że zwiedzenie całej wystawy w ciągu 4 godzin jest niemożliwe. Nie oznacza to jednak, że ten nadmiar szkodzi wystawie: wręcz przeciwnie, zwiedzający może omijać mniej interesujące go fragmenty, a skupić się na innych. Coś ciekawego znajdzie każdy, zarówno Polak, jak i gość zagraniczny (każdy film i tekst opatrzony jest napisami w języku angielskim).

Jednym z głównych zarzutów (zwłaszcza wspomnianych autorów pseudorecenzji) jest to, że wystawa bardzo mocno akcentuje cierpienia ludnosci cywilnej. Żeby nie było, że to tylko moje wrażenia – proszę, oto Piotr Semka i jego wynurzenia:

Przez wiele lat narzekano -niekiedy słusznie, że opowieści o wodzach i bitwach nie zauważają cierpienia zwykłych ludzi. Dzisiaj obserwujemy przechył w odwrotnym kierunku: Skupienia się wyłącznie na losach ludności cywilnej z programowym wręcz wypychaniem dumy z dziejów militarnych na margines. W wypadku Polski, która ma czym się pochwalić skalą walki z bronią w ręku – to zdumiewająca tendencja.

To w sumie prawda: wystawa bardzo dobitnie pokazuje ogrom cierpienia, jakim była poddana ludność cywilna. Bardzo mi się podobało (choć nie wiem, czy to właściwe określenie), że twórcy ekspozycji zdecydowali się na pokazywanie wielu aspektów II wojny światowej niejako oczami uczestników wydarzeń. Przykładowo, na wystawie znajdziemy akt urodzenia i akt zgonu kilkunastoletniego chłopaka Zdzisława Wysockiego, który zginął podczas zbrodniczego nalotu niemieckiego lotnictwa na cywilów, a do tego osobna tablica ze zdjęciem opisuje taki właśnie, terrorystyczny w istocie nalot na bezbronnych uciekinierów.

Być może Piotr Semka, podobnie zresztą jak opiewający „piękno wojny, uszlachetniającej duszę” Piotr Niwiński, woleliby widzieć więcej dzielnych wojaków, zamiast takich, wzruszających, wielkoformatowych zdjęć:

Muzeum II Wojny Światowej - Bydgoszcz

Trzeba sobie jasno powiedzieć: podczas II wojny światowej zginęło więcej cywili niż żołnierzy. Czy zwrócenie uwagi na wyniszczający, totalny charakter wojny, podczas której śmierć poniosło ponad 50 milionów cywili, to coś złego?

Muzeum II Wojny Światowej – wojna jest w niej obecna

Nie oznacza to jednak, że walki zbrojnej w Muzeum II Wojny Światowej nie ma. Wręcz przeciwnie, obok eksponatów typowo „cywilnych” (jak np. nielegalna bimbrownica), znajdziemy mnóstwo broni: pistoletów, karabinów, a nawet torpedy, samolot i dwa czołgi:

Muzeum II Wojny Światowej - czołg

Wystawa stara się przedstawić wyjątkowość polskich doświadczeń: ekspozycja poświęcona polskiemu ruchowi oporu zawiera również tablice o zagranicznej walce z niemieckim okupantem. Dużo miejsca poświęcono polskim lotnikom biorącym udział w Bitwie o Anglię, polskim marynarzom czy szyfrantom, którzy złamali Enigmę. Nagrano wiele filmów z wypowiedziami polskich kombatantów, opowiadających o dramacie wojny.

Co ważne, twórcy wystawy nie bali się poruszyć kontrowersyjnych czy wstydliwych tematów. Przykładowo, w części pokazującej konsekwencje wojny umieszczono tablicę informującą, że wielu nazistów bez problemu i przy wsparciu m.in. Konrada Adenauera odnalazło się w powojennej rzeczywistości. Nie omieszkano wspomnieć o tym, że japońscy zbrodniarze dokonujący przerażających eksperymentów z bronią biologiczną na jeńcach i cywilach w ramach niesławnej Jednostki 731 nie ponieśli konsekwencji w zamian za współpracę ze zwycięskimi aliantami. A to tylko dwa z licznych przykładów ukazujących skomplikowane dzieje wojny światowej.

Nie niszczcie muzeów, zakładajcie własne

Skoro zarzuty wobec muzeum dotyczą tego, że niektóre aspekty są potraktowane skrótowo, to może lepszym rozwiązaniem byłoby stworzenie „własnego” muzeum przez PiS? Tak się notabene dzieje – dawny areszt na Rakowieckiej w Warszawie zamieni się niebawem w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL.

Wystawa Muzeum II Wojny Światowej jest świetnym wykonaniem spójnego pomysłu: ukazaniem ogromu zbrodni i cierpienia oczami zwykłych ludzi. I to się udało, a widzowie takie podejście doceniają. Na wystawę wybrałem się ze swoją babcią, która pamięta tamte czasy. Zgromadzone eksponaty i relacje świadków wydarzeń wywarły na niej ogromne wrażenie.

Ekspozycja gdańskiego muzeum – choć niedokończona, z uwagi na pośpiech, aby zdążyć przed zapowiadanymi przez PiS zmianami – wręcz krzyczy: nigdy więcej wojny. Dla jednego z autorów recenzji to komunistyczne hasło, a na wystawie „nie ma natomiast eksponowanych cech pozytywnych, takich jak patriotyzm, ofiarność, poświęcenie (…) Wojna to nie tylko fizyczne zniszczenia (…), ale także zmiany postaw ludzkich”.

Muzeum II Wojny Światowej

Jeśli dla obecnego rządu – opierającego się na opiniach recenzentów, minister Gliński wystawy na oczy nie widział – komory gazowe i rozstrzeliwanie jeńców w zimnej piwnicy strzałami w potylicę da się przedstawić w sposób „hollywoodzki”, z flagą łopocącą na wietrze, to gorąco zachęcam Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego do stworzenia takiego muzeum.

Ale Muzeum II Wojny Światowej, pokazujące dramat tych w większości bezimiennych ofiar, zostawcie w spokoju. Nie niszczcie muzeów, zakładajcie własne.