Kościół katolicki w Polsce znany jest z wyjątkowo stanowczego podejścia do nadużywania alkoholu. Przykłady konkretnych, choć nie zawsze skutecznych, działań zmierzających do walki z pijaństwem wśród Polaków są dość liczne.
Z pewnością wielu z nas pamięta nawoływanie, bądź przymuszanie, do składania przyrzeczeń abstynencji z okazji Pierwszej Komunii Świętej lub Bierzmowania. Często można również usłyszeć z ambony połajanki dotyczące stawiania alkoholu na świątecznych stołach. Nie powinno to dziwić – wszak nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu jest jednym z siedmiu grzechów głównych.
Zdaniem Kościoła, należy jednak pójść o krok dalej i dążyć do powszechnej trzeźwości wśród Polaków. Nad tym jak osiągnąć ten cel zastanawiał się we wrześniu zeszłego roku Narodowy Kongres Trzeźwości. Owcem dalszych prac Kongresu nad tym zagadnieniem jest z kolei Narodowy Program Trzeźwości. W piątek Konferencja Episkopatu Polski opublikowała jego treść. Szybko rozpętała się burza. Super Ekspres podał, a za nim inni, że Kościół chce wprowadzenia zakazu sprzedaży alkoholu dla osób poniżej 21 roku życia, powołując się na rozwiązania amerykańskie. Dodatkowym utrudnieniem dla miłośników trunków wyskokowych miałoby być ograniczenie ich dostępności na rynku oraz podniesienie cen. Czy jest czego się bać?
Edukacja, profilaktyka, wsparcie – co Narodowy Program Trzeźwości ma najlepszego do zaoferowania
Jedynie ludzie trzeźwi mogą budować szczęśliwe społeczeństwo oraz zapewnić sobie pomyślną teraźniejszość i dobrą przyszłość.
Trzeźwość jest warunkiem solidnego wychowania i odpowiedzialnego
postępowania. Jest też warunkiem bycia dojrzałym
człowiekiem, który racjonalnie myśli, uczciwie pracuje, mądrze
kocha i dba o dobro wspólne w Ojczyźnie
Opublikowany przez Episkopat Narodowy Program Trzeźwości jest dość obszernym dokumentem zawierającym spojrzenie polskiego Kościoła na kwestię spożycia alkoholu przez Polaków. W pierwszej jego części autorzy raportu próbują odpowiedzieć na pytanie, jak kształtuje się rola alkoholu w społeczeństwie i dlaczego stanowi on problem. Porusza kwestię wpływu tej substancji na organizm, jej roli w kulturze, historii czy tradycji. Wskazuje przy tym wyraźnie, że źródłem samego problemu nie jest sam fakt istnienia alkoholu a brak umiaru w jego spożyciu. Słowem: nie tyle samo picie, co pijaństwo. Nie jest to jednak jednoznaczne. Dziwić może przewijające się przez cały tekst przeciwstawianie sobie z jednej strony spożycia alkoholu z drugiej trzeźwości – a więc stanu, w którym po trunki się nie sięga.
Mimo dość wyważonego języka, takie postawienie sprawy będzie miało istotny wpływ na wyciągane przez autorów dokumentu wnioski. Narodowy Program Trzeźwości wskazuje, jakie dokładnie skutki dla społeczeństwa przynosi brak trzeźwości. Są to, między innymi, choroby, w tym nowotwory, różnego rodzaju wypadki śmiertelne, przestępstwa popełniane pod wpływem alkoholu, uzależnienie psychiczne i fizyczne, rozpad rodziny i przemoc domowa czy znaczne koszty usuwania szkód. Nie zabrakło, rzecz jasna, pochylenia się nad duchowym aspektem całej sprawy.
Rozwiązania proponowane przez Kościół opierają się w pierwszej kolejności o środki dalekie od ustawowych nakazów i zakazów. Sam program działania obliczony jest również na zmiany w ciągu przynajmniej dwudziestu pięciu lat. Autorzy przyznają, że nie można doprowadzić do szerokiej zmiany nawyków społeczeństwa poprzez działanie wbrew jego stanowisku – czego najbardziej jaskrawym przykładem może być chociażby prohibicja. Z takim podejściem nie można się wręcz nie zgodzić. Zamiast tego Kościół proponuje bardziej dążenie do edukowania społeczeństwa o negatywnych skutkach picia, zapewnienia szerokiego wsparcia instytucjonalnego i duchowego osobom borykającym się z problemami alkoholowymi. Autorzy liczą przy tym nie na interwencję ustawodawcy a na współdziałanie różnych grup społecznych na rzecz dobra wspólnego. Ewentualne zmiany w prawie wskazywane są, najczęściej, jako możliwość – którą najpierw należy poprzedzić stosowną debatą w społeczeństwie. Nie oznacza to bynajmniej, że w Narodowym Programie Trzeźwości nie ma zapisów kontrowersyjnych.
Narodowy Program Trzeźwości walczy z pijaństwem, czy z alkoholem?
Zbyt wielu Polaków nie umie używać napojów alkoholowych
w sposób minimalizujący ryzyko (kultywują tzw. północno-wschodni
model spożycia z akcentem na upijanie się)
Pierwszą z takich kontrowersji jest z całą pewnością właśnie brak jasnego rozróżnienia między okazjonalnym spożyciem alkoholu a piciem „narkotycznym”, dla samego upicia się. Konsekwencją takiego podejścia jest przedstawienie w raporcie skali problemów alkoholowych w Polsce w mocno alarmistycznym tonie. Może to z przyjętego sposobu interpretacji tego, jak nasz kraj wypada na punkcie innych, jeśli chodzi o spożycie trunków wyskokowych. Autorzy dokumentu przyznają, że jeśli chodzi o kraje europejskie wypadamy „średnio”, jednak bardzo martwi ich wysoka pozycja Polski przy uwzględnieniu średniej światowej. Wskazują tutaj na roczne spożycie w wysokości 12,5 l czystego alkoholu przypadającego na mieszkańca Polski powyżej 15 roku życia w 2015 r. Jest to wynik dwa razy wyższy od ówczesnej średniej światowej. Dla całości populacji wynosiło ono wówczas 9,41 l.
Od strony metodologicznej przyjęcie za podstawowy wskaźnik średniej światowej wygląda dość niepoważnie. Powodem jest, rzecz jasna, spora grupa państw spoza Europy, w której spożycie alkoholu jest znikome. Mowa oczywiście o państwach muzułmańskich – zwłaszcza tych, w których obowiązuje prawo szariatu. Istnienie faktycznego zakazu picia alkoholu ma duży wpływ nie tylko na samo spożycie, ale również na jego oficjalne statystyki. Wydaje się przy tym, że patrzenie na kwestię problemów alkoholowych w Polsce przez pryzmat europejski byłby dużo właściwszym rozwiązaniem. Porównując nasz kraj do państw o podobnej kulturze dużo łatwiej o wyciągnięcie właściwych wniosków. Tu nie wyglądamy źle. Zgodnie z danymi za okres 2010-2015 r., Polskę wyprzedza nie tylko Rosja, Litwa czy Białoruś, ale chociażby Wielka Brytania oraz Portugalia. Porównywalne spożycie alkoholu co my odnotowała Francja. Skądinąd w całym zestawieniu zajęliśmy 21 miejsce.
Jakie są przyczyny wysokiej pozycji państw naszego kontynentu – a zwłaszcza naszego regionu – na liście? Narodowy Program Trzeźwości wyjaśnia to specyficzną „północno-wschodnią” kulturą picia. Chodzi z jednej strony o preferowanie wysokoprocentowych trunków, z drugiej zaś o wspomnianą wyżej skłonność do upijania się. Alkohol niewątpliwie jest też obecny w naszej kulturze. Autorzy dokumentu sami zwracają również uwagę na bardzo wysoką koncentrację spożycia wśród dużo pijących obywateli. Jednoznacznie wynika z tego, że problem tak naprawdę dotyczy względnie wąskiej grupy osób pijących często i dużo – nie zaś całego społeczeństwa. Tutaj należałoby ponownie przywołać przykład Francji. Inna kultura spożycia, relatywnie niewielkie spożycie trunków wysokoprocentowych a wynik na osobę taki sam.
Episkopat na tropie alkoholowego lobby
Najlepszą indywidualnie i społecznie sytuacją jest pełna abstynencja od
alkoholu etylowego. Siła tradycji, potrzeb, obyczajów i nawyków
społecznych sprawia, że perspektywa całkowitego usunięcia tej
substancji psychoaktywnej z użytkowania wydaje się na chwilę
obecną odległa
Narodowy Program Trzeźwości niepokoi również wówczas, gdy wskazuje na niektóre ze zdiagnozowanych przyczyn częstej obecności alkoholu na stołach Polaków. Oprócz struktury spożycia, dostępności trunków wśród młodzieży, brak należytego dostępu do skutecznej terapii oraz rehabilitacji dla uzależnionych, czy sporym przyzwoleniu dla łamania obowiązującego prawa antyalkoholowego, wskazać należy dwie bardzo kontrowersyjne tezy. Pierwszą w nich jest twierdzenie o ogromnych wpływach biznesu alkoholowego w Polsce. Gdyby takowe faktycznie istniały, to dotychczasowe – często dość restrykcyjne – przepisy uderzające chociażby w możliwość reklamy napojów wyskokowych nigdy by nie zostały uchwalone. Nie ma się przy tym co dziwić, że przedsiębiorcy będą próbować ratować zyski swojej firmy, a czasem nawet jej rację bytu.
Drugą kontrowersję budzi stwierdzenie: „zbyt mały wpływ licznych abstynentów i praktykujących umiar (jest to „milcząca większość” społeczeństwa polskiego) na obyczaje i regulacje prawne w sprawach alkoholu”. Słowo-klucz: regulacje prawne. Takie postawienie sprawy dopuszcza możliwość narzucenia swojego sposobu życia innym współobywatelom za pomocą prawa. I to bez patrzenia, czy oni tego chcą, czy nie. Ciekawe, jak kształtowałby się odbiór społeczny podobnie sformułowanego postulatu, w którym „abstynentów” i „praktykujących umiar” zastąpić „weganami” i „wegetarianami”? Albo „osobami LGTB” oraz „liberalnymi światopoglądowo”? Warto zauważyć, że jest to niedopuszczalne zarówno, gdy takie praktyki mniejszość próbuje uskuteczniać na większości, jak i wówczas gdy zachodzi sytuacja odwrotna. Sposób życia powinien być indywidualnym wyborem każdej osoby – dopóki nie krzywdzi ona innych.
Czy dorosły człowiek powinien móc decydować o tym, czy chce się napić?
Z zasady należy szczególnie uważnie podchodzić do wszelkich
projektów nowelizacji prawa z punktu widzenia dotychczasowych
negatywnych doświadczeń, czyli znacznej podatności legislacji na
wpływy lobbingu. Wymaga to specjalnej ochrony prawa, również
poprzez odpowiednie wpisy do Konstytucji.
Przejść należy wreszcie do kwestii dostępności alkoholu wśród dzieci i młodzieży. Jak już wyżej wspomniano, ewentualne zmiany prawne autorzy dokumentu chcieliby najpierw poprzedzić właściwą debatą w społeczeństwie. Dopuszczają jednak podniesienie wieku, w którym można legalnie kupić alkohol – „o ile pozytywnie oceni się możliwość egzekwowania takiego prawa.” Należałoby się najpierw zastanowić nad możliwością jego uchwalenia – wszak można zadać pytanie, jak się takie propozycje mają do do pełnej zdolności do czynności prawnych przewidywanej przez Kodeks Cywilny. Dwudziestolatek mógłby samodzielnie sprzedać dom, ale nie mógłby kupić sobie piwa?
Warto zauważyć, że Kościół wyraźnie wskazuje w dokumencie, że pożądane byłoby zmodyfikowanie zapisów Konstytucji w taki sposób, by „właściwej zmiany” nie dało rady łatwo odkręcić. Zastanowić się w takim razie należy, czy ewentualne podniesienie wieku uprawniającego do zakupu alkoholu nie byłoby przesadnym ograniczeniem konstytucyjnej wolności gospodarczej – a więc takim, którego nie można łatwo usprawiedliwić „ważnym interesem społecznym.”
Co gorsza, jako przykład takich rozwiązań, obok Litwy i Islandii, wskazują na Stany Zjednoczone. Nie da się ukryć, że nie jestem entuzjastą amerykańskich rozwiązań dotyczących używek. Słynne „war on drugs” mógłbym podać jako modelowy przykład „wylania dziecka z kąpielą.” Regulacje oparte z jednej strony o prewencyjny zakaz a z drugiej o drakońskie kary za jego złamanie z całą pewnością nie powinny być wzorem do naśladowania. Warto zauważyć, że w Stanach podwyższony wiek uprawniający do zakupu alkoholu bywa przedmiotem krytyki – właśnie pod kątem konstytucyjnej wolności dorosłego w świetle prawa człowieka do samodecydowania o sobie.
Otwieranie podatkowej puszki Pandory bywa ryzykowne
Faza intensywnych działań
na rzecz realizacji Programu:Ograniczenie dostępności napojów alkoholowych (w tym
w drodze przygotowanych edukacyjnie i zaakceptowanych społecznie
zmian legislacyjnych, od poziomu Sejmu do poziomu
gminy, np. zezwoleń na obrót napojami alkoholowymi na danym
terytorium, ograniczenia marketingowe, zwłaszcza reklamy,
ograniczenia lobbingu, wpływ poprzez ceny i podatki)
Narodowy Program Trzeźwości przewiduje również ograniczanie spożycia alkoholu za pomocą cen i podatków. Jak wiadomo, w przypadku wódki zdecydowana większość ceny to podatki – VAT oraz akcyza. Teoretycznie rzecz biorąc, za ich pomocą można faktycznie zmniejszyć dostępność alkoholu, zwłaszcza wśród mniej majętnych obywateli. Problem polega na tym, że w praktyce manipulowanie podatkami może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego. Przekonał się o tym boleśnie rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, który szukał dodatkowych środków właśnie za pomocą podnoszenia akcyzy na alkohol. Okazało się, że wpływy do budżetu zamiast wzrosnąć zmalały – wzrósł za to przemyt.
Co więcej, trzeba postawić sprawę jasno – rządy nie mają najmniejszego interesu w likwidacji spożycia alkoholu. Tak samo jest zresztą w przypadku papierosów. Akcyza to bardzo istotny składnik każdego budżetu. Gdyby jej zabrakło, finanse państwa byłoby dużo trudniej domknąć – nawet w okresie wyjątkowo dobrej koniunktury. Oczywiście, kolejne rządy poddawane są presji ze strony części obywateli, by dbać o zdrowie Polaków. Część rządzących z całą pewnością wierzy, że choć częściowe ograniczenie szkodliwych nawyków u współobywateli jest słuszne. Stąd liczne regulacje uderzające zarówno w przemysł alkoholowy, jak i tytoniowy. Nie należy mieć jednak złudzeń – pewnej granicy żadna władza nie przekroczy. Zwłaszcza, że jakiejś powszechnej potrzeby trzeźwości wśród Polaków raczej nie ma.
Nie oznacza to jednak, że Episkopat nie może liczyć na ograniczone wsparcie ze strony obecnego rządu. W zgodzie z duchem Narodowego Programu Trzeźwości, Sejm przyjął w połowie listopada nowelizację ustawy o wychowaniu w trzeźwości pozwalającą samorządom na wprowadzenie zakazu sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych. Wprowadza ona również zakaz picia w miejscach publicznych, z wyjątkiem tych do tego przeznaczonych. Niestety, znowu, nie określili czym dokładnie jest „miejsce publiczne”. Ustawa w obecnym brzmieniu obowiązuje od pierwszego stycznia tego roku.
Nie można zadekretować zmiany społeczeństwa ustawą
Jak wskazują doświadczenia historyczne, trwała trzeź-
wość nie może być osiągnięta drogą narzucenia społeczeństwu
radykalnych ograniczeń (np. prohibicja) wbrew jego dążeniom,
ale może być efektem stopniowego procesu, opartego o zasadę
społecznej akceptacji koniecznych ograniczeń
Chciałbym w tym momencie uściślić jedną rzeczy: nie oceniam Narodowego Programu Trzeźwości jednoznacznie negatywnie. Zawiera w dużej mierze całkiem trafne uwagi, zarówno jeśli chodzi o analizę skutków nadużywania alkoholu oraz odnośnie tego jak im przeciwdziałać. Edukacja, profilaktyka oraz wsparcie dla osób dotkniętych uzależnieniem czy ich rodzin – temu można tylko przyklasnąć. Niestety, dokument zawiera też wiele błędnych, moim zdaniem, tez oraz wniosków. Niektóre pomysły, w szczególności te ocierające się o chęć zmieniania prawa, wydają mi się być jednoznacznie szkodliwe. Dlatego naprawdę mam nadzieję, że Kościół skupi się w swoich faktycznych działaniach na tej pierwszej części.
Zakazy i restrykcje, zwłaszcza w przypadku młodzieży, są najczęściej kiepską bazą do zmiany zarówno wzorców kulturowych, jak i zwyczajów obywateli. Często prowadzą do przekory, wywołują efekt „zakazanego owocu.” Pogłębiają tylko problem zamiast przyczynić się do jego rozwiązania. Co więcej, o ile ludzie oczekują od państwa zapewnienia im bezpieczeństwa i stabilności, o tyle o tym co robią ze swoim życiem wolą decydować sami. Czasem popełniają błędy – mają jednak do tego święte prawo. Gwarantuje im to w Polsce Konstytucja, powinny gwarantować również ustawy i akty niższego rzędu.