Minister Przemysław Czarnek zdecydował, że od 1 września uczniowie nie będą mogli zrezygnować z uczęszczania na religię albo etykę. Problem w tym, że żeby zorganizować zajęcia tego przedmiotu, potrzebni są nauczyciele etyki. Ministerstwo Edukacji chce, żeby szkoliły ich katolickie uczelnie, Uniwersytet Szczeciński i Uniwersytet Wrocławski.
Nauczyciele etyki będą szkoleni na uczelniach i wydziałach teologicznych – co może pójść nie tak?
Religia i etyka od następnego roku szkolnego zyskają status przedmiotów obowiązkowych. Uczniowie stracą możliwość zrezygnowania z obydwu tych zajęć i cieszenia się dwiema wolnymi godzinami w tygodniu. Wszystko dlatego, że uczniowie szkół średnich coraz częściej rezygnują z dwóch godzin katechezy w tygodniu. Koronnym dowodem na to, że chodzi właśnie o obronę statusu religii w szkołach jest to, jak resort edukacji chce szkolić nauczycieli etyki.
Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, Ministerstwo Edukacji i Nauki wybrało sześć uczelni, którym zaoferowano zorganizowanie specjalnych studiów podyplomowych. Dwie z nich to świeckie państwowe uczelnie: Uniwersytet Szczeciński i Uniwersytet Wrocławski. W tym przypadku, co ciekawe, najwyraźniej wybrano tamtejsze wydziały teologiczne. Pozostałe cztery uczelnie są dużo bardziej związane z Kościołem i religią katolicką.
Jedną z nich jest Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, należąca do fundacji Lux Veritas. Jej prezesem i współzałożycielem jest redemptorysta o. Tadeusz Rydzyk. Kolejne uczelnie to kościelny Katolicki Uniwersytet Lubelski, publiczny ale silnie związany z Kościołem Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz jezuicka Akademia Ignatianum w Krakowie.
Taki dobór uczelni budzi obawy, że przyszli nauczyciele etyki będą zaznajamiani przede wszystkim z etyką katolicką. Oczywiście, można kontrargumentować, że duchowni i teologowie również zajmują się tymi zagadnieniami. Nie sposób jednak nie zauważyć, że nie po to rodzice wypisują swoje dzieci z lekcji religii, żeby uczyły się tego samego pod zmienioną nazwą.
Nie ulega wątpliwości, że resort edukacji chce swoimi reformami po prostu zmusić uczniów do powrotu na religię
Oficjalnie nie wiadomo, jakimi kryteriami kierowało się ministerstwo. Wydaje się jednak, że wybór uczelni, na których mieliby być kształceni nauczyciele etyki, nie wygląda na przypadkowy. Taka decyzja wywołała konsternację wśród akademików zajmujących się etyką i filozofią. To w końcu ich dziedzina obejmuje zagadnienia tworzące przedmiot „etyka” w szkole.
Tymczasem pominięto ich zupełnie, na rzecz teologii. Prof. Jacek Hołówka z Uniwersytetu Warszawskiego mówi wprost: „Skandalem jest, że nie wybrano do kształcenia etyków największych i najbardziej doświadczonych krajowych uczelni. Mam obawy, że będzie to dla uczniów wybór między religią a… religią, choć pod inną nazwą.”
Także niektórzy księża krytykują intencje resortu kierowanego przez Przemysława Czarnka. Ks. prof. Alfred Wierzbicki z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego podkreśla co prawda, że nauczanie religii jest ważne także dla zachowania ciągłości kulturowej Polaków, jednak nie należy ratować go w taki sposób.
Warto przy tym wspomnieć, że sześć uczelni prowadzących takie studia podyplomowe nie jest w stanie spełnić zapotrzebowania szkół. Nauczyciele etyki będą niebawem bardzo potrzebni w szkołach. Mamy w końcu w Polsce aż 35 tysięcy szkół. Tymczasem zgodnie z planem Ministerstwa Edukacji i Nauki, trwające trzy semestry studia rocznie dadzą ok. 150 pedagogów.
Wydaje się więc, że starania rzekomo zmierzające do kształcenia nauczycieli etyki stanowią tak naprawdę działania czysto pozorne. Rządzącym wcale nie zależy na tym, by uczniowie mieli dostęp do świeckiej etyki nauczanej na wysokim poziomie. Prawdziwym celem reformy ministra Czarnka jest zmuszenie uczniów do powrotu na religię. W tym przypadku nie obowiązuje najwyraźniej zasada szanowania woli rodziców, o samych uczniach nie wspominając.