W niedzielę 28 czerwca odbywa się pierwsza tura wyborów prezydenckich. Już dzisiaj możemy poznać nazwisko prezydenta pełniącego tą funkcję przez najbliższe pięć lat. Taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny. W historii III RP taka sytuacja zdarzyła się raz.
Nie ma żadnych formalnych przeciwwskazań by wybory prezydenckie rozstrzygnęły się już w pierwszej turze
Właśnie odbywają się wybory prezydenckie. Polacy mają okazję samodzielnie wybrać głowę państwa na najbliższych pięć lat. Pierwsze komunikaty Państwowej Komisji Wyborczej pokazują, że w wyborach 2020 frekwencja może być rekordowa. Kto jednak wygra? Istnieje teoretyczna możliwość, że odpowiedź na to pytanie – oraz nazwisko prezydenta – poznamy już dzisiaj.
Procedurę wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej reguluje dość skrupulatnie dział V kodeksu wyborczego. Co jednak ciekawe, brakuje w tej ustawie jasnego przepisu stwierdzającego wprost kto wygrywa wybory. Na szczęście dysponujemy przepisem, który pozwala to ustalić drogą nieco okrężną. Nie jest to może rozwiązanie piękne, natomiast do tej pory działało bez zastrzeżeń.
Zgodnie z art. 292 kodeksu wyborczego: „§1 Jeżeli w wyborach, o których mowa w art. 289, żaden z kandydatów na Prezydenta Rzeczypospolitej nie uzyskał więcej niż połowy ważnie oddanych głosów, czternastego dnia po pierwszym głosowaniu przeprowadza się ponowne głosowanie„. Art. 289 to przepis o zarządzeniu wyborów prezydenckich przez Marszałka Sejmu.
Na to, kto wygrywa wybory prezydenckie, nie ma frekwencja. Żeby wygrać kandydat musi w którymś z głosowań uzyskać choćby jeden głos więcej, niż połowę wszystkich oddanych ważnych głosów. Od strony czysto formalnej nic nie stoi tutaj na przeszkodzie. W takim wypadku oficjalne wyniki wyborów poznalibyśmy najpewniej w ciągu kilku dni. Czym innym są jednak realia walki politycznej w naszym kraju.
W najgorszym wypadku będziemy musieli poczekać na nazwisko prezydenta do połowy lipca
Nazwisko prezydenta w praktyce bardzo trudno wyłonić już w pierwszej turze. Zazwyczaj uniemożliwia to sama ilość zgłoszonych kandydatów z nieszczątkowym poparciem. Nie znaczy to jednak, że jest to zupełnie niemożliwe. Co więcej, w historii III RP taka sytuacja już się zdarzyła.
Mowa o wyborach prezydenckich z 2000 r. Wówczas o reelekcję walczył Aleksander Kwaśniewski. Jego najważniejszymi przeciwnikami byli wówczas Andrzej Olechowski, formalnie bezpartyjny, oraz Marian Krzaklewski z Akcji Wyborczej Solidarność. Polskie Stronnictwo Ludowe reprezentował Jarosław Kalinowski. Udział brali również tacy kandydaci jak Janusz Korwin-Mikke, Andrzej Lepper, Lech Wałęsa, czy Piotr Ikonowicz.
Kwaśniewski znokautował rywali. Uzyskał nie tylko 53,90% poparcia, ale również 9 485 224 głosów. W tym momencie jest to trzeci wyborczy wynik w wyborach prezydenckich w ogóle, wliczając w to drugie tury. Pierwsze miejsce zajmuje zwycięstwo Lecha Wałęsy w drugiej turze w 1990 r. Drugie z kolei to wygrana Kwaśniewskiego nad Wałęsą, w 1995 r.
W wyborach 2020 frekwencja może się okazać rekordowa. Nie oznacza to jednak, że możemy się spodziewać rozstrzygnięcia. Jeśli żaden z kandydatów nie uzyska wymaganej większości głosów, to nazwisko prezydenta poznamy po drugiej turze. Ta, zgodnie ze wspomnianym wyżej art. 292 §1 kodeksu wyborczego, może się odbyć w niedzielę 12 lipca.