Dino to tutaj standard
W komunikacie prasowym Dino z początku lipca przeczytaliśmy, że do końca czerwca sieć obsługuje już 2835 sklepów. W pierwszej połowie 2025 roku pojawiło się 147 nowych sklepów. Prawie codziennie gdzieś w Polsce otwiera się nowy market. Bardzo dobrze pamiętam, jak to wyglądało jeszcze kilka, kilkanaście lat temu. Dino to była przede wszystkim Wielkopolska (zresztą tam w 1999 roku otwarto pierwszy sklep), trochę województwo lubuskie i dolnośląskie. Kiedy reszta kraju odkrywała Dino, my już wiedzieliśmy z czym to się je.
Nie przeczytacie tutaj zatem wrażeń z pierwszych odwiedzin w Dino. Te mam już dawno za sobą. Jednak to dopiero w ostatnich miesiącach i latach rola tego sklepu urosła w moich oczach na nieporównywalną dotąd skalę. I to paradoksalnie od momentu, gdy stałem się mieszczuchem na pełną skalę - gdy poszedłem na studia do Poznania.
Jedziesz nad jezioro? Zapraszamy do Dino
Ile to już razy zapomniałem czegoś kupić jadąc „za miasto”? Nie liczyłem, ale wiem jedno – zdarzyło się niejednokrotnie. Co w takiej sytuacji zrobić? Jeśli myślicie, że będę się wracać do centrum miasta, to jesteście w błędzie. Już kilka, kilkanaście kilometrów za miastem możemy spotkać to słynne Dino. A tam wszystkie najbardziej użyteczne rzeczy.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
W trakcie pobytu nad jeziorem? Również robi się przyjemniej. Nie trzeba już jechać kilkunastu kilometrów do jakiegoś większego ośrodka miejskiego lub kupować w malutkim, lokalnym sklepiku. Za każdym razem będąc nad jeziorem powidzkim (woj. Wielkopolskie) zaopatruję się w Dino. Jak było kiedyś? Oczywiście, że bez porównania. „Dinoizacja” obszarów wiejskich i małomiasteczkowych to zdecydowanie zaleta.
Niektórzy może i śmieją się z Dino, że to „jakiś tam” sklep, ale to nieironicznie jest duży „gamechanger”. Nie mówię tutaj o takich oczywistych rzeczach jak nowe miejsca pracy czy komfort mieszkańców danego miejsca. Mówię o tym z perspektywy tego „przypadkowego mieszczucha”, który przyjechał wypocząć.
Oby na trasie było Dino
Niestety nadal nie dotrzemy wszędzie „eskami” czy autostradami. Tylko tam nie trudno o znalezienie miejsca postoju, zjedzenia i wypicia na stacji benzynowej czy jakimś znanym fast-foodzie. Zostają jeszcze drogi krajowe, wojewódzkie i inne przez niektórych już zapomniane. Tak, te drogi nadal istnieją. Nie sądziłem, że na takiej trasie łatwiej będzie trafić już na Dino niż Orlen, o McDrivie już nie wspominając.
I to jest prawdziwy luksus – bo Dino pozwala nie tylko uzupełnić zapasy na drogę, ale też zrobić to bez przepłacania jak w małym, przydrożnym sklepiku. Niektórzy mogą mi zarzucić, że duet Dino i Żabka wykańcza małe sklepy, ale tak naprawdę czyja to jest „wina”? Konsument rządzi, konsument wybiera, gdzie pójdzie i zostawi pieniądze. Nie dziwi więc zatrzęsienie Żabek w miastach i Dino na wsi. Tym bardziej, że w przypadku marketów z czerwonym szyldem, ich pojawienie się na wsi to swego rodzaju wypromowanie okolicy, wręcz szansa na rozwój.
Pozostaje tylko życzyć sieci Dino dalszych sukcesów. Mam nadzieję, że Dino na Wilanowie to tylko początek. Jeśli Dino zacznie się bić także o regiony miejskie, to znów zyskamy my, klienci. Rynek wielkich miast to przede wszystkim zagraniczne Lidl, Biedronka, Kaufland czy Carrefour. Konkurencja ze strony polskiej spółki? A dlaczego nie?