Polskie media przejmując narrację z zagranicy regularnie omawiają niezwykle palący problem dysproporcji w zarobkach kobiet i mężczyzn.
Kwestię tego czy powinno się odgórnie regulować i wyrównywać zarobki według płci można łatwo zbywać pytaniem: czy praca kobiet i mężczyzn jest tyle samo warta biorąc pod uwagę jej efektywność lub wydajność?
To oczywiście otwarty problem, natomiast doświadczenia polskiego sektora zatrudnienia każą generalnie dochodzić do wniosku, że: co do zasady tak. Rumuni, Luksemburczycy, Polacy czy Słoweńcy wynagradzają kobiety i mężczyzn w bardzo zbliżonym stopniu. Tego samego nie mogą powiedzieć o sobie Czesi, Niemcy czy Brytyjczycy.
Dysproporcja wynagrodzeń według płci jest więc problemem krajów Zachodu
Według unijnej średniej, mężczyźni zarabiają na godzinę aż 16% więcej od kobiet. Jednak w Rumunii tylko 3,5% raza więcej, we Włoszech 5% więcej, a w Polsce 7,2% więcej, co oczywiście dalej stawia kobiety w gorszej sytuacji. Dla porównania jednak: Chorwacja – 11,6, Węgry – 14,2, Hiszpania – 15,1, Holandia – 15,2, Finlandia – 16,7, Austria – 19,9, Wielka Brytania – 20,8, Niemcy – 21, Czechy – 21,1, a supernowoczesna E-stonia – 25,6.
Unia Europejska stara się walczyć z nierównościami dementując mity. W dalszej części artykułu pogrubione zostały tezy, które te mity obalają. Kobiety nie zarabiają mniej, bo wybierają zawody z gorszymi zarobkami – badano tutaj osoby zajmujące te same stanowiska, a więc konfrontowano lekarzy i lekarki, pielęgniarzy i pielęgniarki etc. Kobiety może i biorą mniej nadgodzin, ale to nie ma wpływu na raport, gdyż oceniane są zarobki godzinowe, a nie miesięczne.. Nie jest też prawdą, że mężczyźni są lepiej wykształceni, choć akurat tutaj można polemizować z raportem Unii Europejskiej – 60% absolwentów studiów wyższych stanowią kobiety (choć ten współczynnik jest trochę mylący, jeśli nie zawężono go do branż, np. ilu informatyków/informatyczek pracuje z dyplomem – wszak kobiety stanowią większość na mniej dochodowych studiach humanistycznych czy artystycznych).
Natychmiastowa i rozpaczliwa walka z nierównością płac to nie jest nasza wojna
Choć w Polsce występuje nierówność płac wśród kobiet i mężczyzn, to jednak część z nas wysłuchując pełne pretensji zarzuty ze strony różnych środowisk, może odczuwać pewien dysonans poznawczy, znając zarobki swoich podwładnych czy współpracowników, które często są oparte na niczym innym, jak kompetencjach czy sprawiedliwości. Pamiętajmy, że żyjemy w świecie wolnych zawodów i coraz częściej dwie osoby na tym samym stanowisku, mają zupełnie inny zakres obowiązków i kompetencji. Jeden prawnik przynosi firmie 2 miliony złotych rocznie, a inny – pół miliona. Trudno zatem, by otrzymywali takie samo wynagrodzenie godzinowe.
Myślę, że te 3-5% to jest realny i dopuszczalny pay gap w jedną ze stron. Mam nadzieję, że kiedyś w jakimś kraju będzie to dominacja na rzecz kobiet. 20% to już jawnie dyskryminująca patologia, ale to jest problem rzekomo postępowych i równościowych krajów Europy zachodniej.
Raport UE ma dużo cennych danych, ale zepsuto wnioski
Przykładowo w jednej z kolumn pojawia się informacja, że „kobiety nie dostają się na szczyt” i mniej niż 6,9% prezesów topowych firm to kobiety. To zupełne niezrozumienie realiów biznesu. Bycia CEO nikt nie daje w prezencie, to jest rzecz, którą trzeba samemu zdobyć. Jeżeli kobiety chcą zarządzać wielkimi firmami to powinny je same tworzyć, bo CEO najczęściej są twórcy wielkich firm.
Bezsprzeczny jest natomiast fakt, że kobiety pracują więcej od mężczyzn pro publico bono, ponieważ mogą poświęcić pracy mniej godzin – tej płatnej i wynagradzanej. W skali tygodnia zdecydowanie więcej przeznaczają natomiast na obowiązki domowe (13 vs 5), zajmowanie się dziećmi (17 vs 11) czy opiekę nad starszymi (6 vs 5).
Europejskie kobiety przez 2 miesiące w roku pracują za darmo (w porównaniu z mężczyznami)
W przypadku polskich kobiet współczynnik ten oscyluje w granicach 3 tygodni. To oczywiście bardzo martwiące statystyki. I choć nierówność wynagrodzeń zmniejsza się z wiekiem, u nowych pokoleń jest coraz mniej widoczna, to jednak postępujące zmiany w tym zakresie są zbyt wolne.
Tutaj swój apel o zmianę kieruję szczególnie do Niemców i Brytyjczyków z patologicznymi rynkami nierówności płacowych.