Turystka zadzwoniła po TOPR, bo się zmęczyła na szlaku. Groziła ratownikowi, że pożałuje braku interwencji

Gorące tematy Codzienne Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (236)
Turystka zadzwoniła po TOPR, bo się zmęczyła na szlaku. Groziła ratownikowi, że pożałuje braku interwencji

TOPR łatwego życia z turystami nie ma. Jeśli zrobią sobie krzywdę z powodu własnej lekkomyślności, pędzi im na pomoc. Z tego powodu niektórzy są zdania, że nasze tatrzańskie pogotowie służy do tego, by przyjechać na każde skinienie. Powinno się już dawno zmienić prawo, żeby chronić cenny czas ratowników. 

Historie o ludziach, którzy wędrują w góry w japonkach nikogo już nie dziwią. Nie dziwi więc również poniższa sytuacja, chociaż . 29-letnia turystka wezwała TOPR po tym, jak zmęczyła się chodzeniem po górach. W rozmowie z dyżurnym lekarzem przyznała, że bolą ją kolana po wycieczce odbytej dnia poprzedniego. TOPR zalecił jej, by spokojnie odpoczęła i sama zeszła. W odpowiedzi ratownik usłyszał, że będzie miał „przes*ane”, jeśli natychmiast po nią nie przyjadą. Na szczęście, nieszczególnie przejęli się tym faktem. Turystkę czekają teraz konsekwencje.

Takich przypadków jest znacznie więcej. Każdy przelot śmigłowca TOPR kosztuje ponad trzy tysiące złotych, ale turyści uważają, że zwyczajnie im się to należy („wszak płacę podatki”). Nie zastanawiają się nad tym, czy komuś nie stanie się w tym samym czasie krzywda. To taka sama sytuacja, jak z nieuzasadnionym wezwaniem „zwyczajnego” pogotowia ratunkowego – kiedy medycy przyjeżdżają na miejsce, okazuje się, że pani chciała, by jej ktoś wyszedł po zakupy.

O sprawie donosi portal naTatry.pl.

Nieuzasadnione wezwanie TOPR

Już kiedyś zastanawialiśmy się na Bezprawniku, czy nieuzasadnione wezwanie TOPR powinno być karane. Ostatecznie, służby te dostają tylko połowę środków z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, reszta idzie z kieszeni samorządów i sponsorów. Czyli to nie jest tak, że rodzinka chce zejść śmigłowcem, bo zapłaciła podatek. Poza tym, to nie są fundusze wystarczające do tego, by służby te funkcjonowały tak dobrze, jak tego chcą. Radzą sobie dobrze, ale można byłoby ściągać choćby połowę sumy od tych, którzy wezwali ratowników bez uzasadnienia. Albo całą, a do tego sowity mandacik. Może wtedy turyści oduczyliby się wychodzenia w góry wieczorem, dzwonienia „bo bolą nóżki”, zakładania japonek na Giewont.

W tej konkretnej sytuacji została wezwana policja w związku z nieuzasadnionym wezwaniem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Rachunkowego. Pozostaje mieć nadzieję, że ten przykład czegoś turystów nauczy. Jeśli nie, może należałoby się zastanowić nad taką zmianą prawa, która raz na zawsze ukróci bezsensowne telefony?