Mariusz Max Kolonko, nie boję się tego powiedzieć, to dziennikarz, który złamał moje serce.
Kilka lat temu rozsyłałam co drugi jego filmik znajomym z nagłówkiem „mówi jak jest!”, a potem inaugurował tę swoją vendettę przeciwko byłym kolegom z TVP oraz całemu „establishmentowi”, w nowych materiałach zaczął rechotać sam do siebie, natomiast publikowane treści coraz częściej – cytując samego zainteresowanego – się nie dodawały.
Mój problem z Mariuszem Max Kolonko
Mariusz Max Kolonko był i jest jednym z najlepszych warsztatowo dziennikarzy w Polsce, a co się z tym często wiąże (vide Kamil Durczok, Rafał Ziemkiewicz, Jarosław Kuźniar), za wielkimi umiejętnościami i umysłem, idzie też wielkie ego. Zdaniem tzw. mediów plotkarskich to właśnie ten ostatni aspekt i nieodłącznie wiążące się z nim problemy personalne zadecydował o zniknięciu znanego korespondenta z Wiadomości TVP.
Talent się zawsze obroni i po kilku latach nieobecności na ekranach naszych telewizorów Mariusz Max Kolonko znalazł nowy pomysł na siebie zostając YouTube’owym vlogerem społeczno-politycznym. Nie jest to wcale łatwa sprawa. Wystarczy spojrzeć, że Szymon Majewski, mogło się wydawać bohater telewizyjnej „gimbazy”, w sieci praktycznie nie istnieje. Tymczasem MMK jest na YouTubie nie tylko chętnie oglądany, ale też doczekał się armii wiernych wyznawców.
Momentami ta wierność przyjmuje wręcz postać trochę niepokojącego fanatyzmu, szczególnie w kontekście tego, że vlog w pewnym momencie zaczął ewoluować w ruch społeczny, a kontrowersyjne, ale ciekawe opinie, w nawoływanie do rewolucji na polskich ulicach, kierowanej z bliżej niezidentyfikowanej piwnicy(?), gdzieś w okolicy Nowego Jorku.
Wraz z rosnącymi słupkami subskrypcji Mariusz Max Kolonko kilkukrotnie ogłaszał, że prowadzi najbardziej opiniotwórcze polskie medium porównując się z mniej prężnymi kanałami TVN-u, Polsatu czy Telewizji Polskiej, choć idąc tą logiką SA Wardęgę należałoby uznać za jedno z najbardziej opiniotwórczych mediów świata.
Martwi mnie to, bo nie widzę już błyskotliwego komentatora, którego pokochałam i zaczęłam subskrybować blisko trzy lata temu. Mam wrażenie, że cały kanał zamienił się w prywatną vendettę przeciwko Telewizji Polskiej i jej licznym (słusznie dostrzeganym patologiom). Choć ta vendetta byłaby o wiele bardziej wiarygodna, gdyby w 2001 rozpoczął ją facet, którego relacje zza oceanu każdego dnia oglądało 10 milionów Polaków, a nie – po latach – trochę przykurzony dziennikarz, być może kierujący się żalem do swoich byłych współpracowników.
Wraz z tym wzrostem pewności siebie autora, w mojej ocenie zaczął maleć profesjonalizm kanału. Teatralne śmianie się prowadzącego do samego siebie już dwa lata temu wydawało się trochę kiczowate, dziś coraz dłuższe salwy tego śmiechu zaczynają po prostu budzić niepokój. Niestety, coraz gorzej jest też z meteorytyką. O ile nie jestem w stanie w kompetentny sposób weryfikować filmów na temat ISIS, tak z tematem Trybunału Konstytucyjnego jestem w ostatnim czasie na bieżąco, zaś ostatni materiał MMK… cóż, to nie jest zbyt dobry materiał.
To co mówi Mariusz Max Kolonko o zmianach w Trybunale Konstytucyjnym, „to się nie dodaje”
Politycy próbują zepchnąć spór dotyczący Trybunału Konstytucyjnego w Polsce do rangi przepychanek politycznych. Według mnie nie powinniśmy na to pozwolić, to od początku dyskusja na temat przestrzegania przez organy Państwa prawa. I jest to bardzo ważna dyskusja, ponieważ nie mamy pewności, czy Państwo gwiżdżące na prawo konstytucyjne, w relacji z obywatelem nie zacznie nagle gwizdać także na prawo karne czy administracyjne, realizując rozmaite normy – te istniejące i te nieistniejące – metodą faktów dokonanych.
Obejrzyjmy najnowszy materiał dziennikarza:
Rzeczą, która razi mnie najmocniej w zaprezentowanym materiale filmowym jest ogromna niekonsekwencja w fundamencie, na którym się on opiera. W 5:05 Mariusz Max Kolonko wyraża aprobatę dla systemu dożywotniego urzędowania sędziów amerykańskiego Sądu Najwyższego. Od 5:50 dziennikarz tłumaczy, że skład sędziowski jest bardziej konserwatywny, ponieważ akurat się tak zdarzyło, że republikanie z woli narodu częściej sprawowali władzę w chwili wyboru sędziów. Wydaje się, że dziennikarz sprzyja tym faktom, z entuzjazmem podkreślając, że „taki układ bardziej oddaje jaka jest Ameryka”.
Jednocześnie jednak dziennikarz zaczyna od 10:30 wyliczać wady systemu, w którym Platforma Obywatelska powołała aż 10 sędziów (to jest zresztą błąd, o czym za chwilę). Otóż Platforma Obywatelska nie powołała tych sędziów w wyniku zamachu na Konstytucję (jakiego ostatecznie próbowała dokonać w czerwcu 2015), ale ponieważ w 2007 i 2011 roku wygrała wybory tworząc koalicję rządzącą. To z kolei dało tej partii legitymację prawną do wyłaniania sędziów przez okres 8 lat, a ponieważ kadencja sędziego Trybunału Konstytucyjnego trwa lat 9, zaś mandaty każdego z nich wygasają w różnym czasie (co zdaniem ustawodawcy miało zapewnić pluralizm powoływania sędziów przez zmieniające się opcje polityczne), siłą rzeczy pozwoliło to partii na powołanie dużej liczby sędziów.
Nie rozumiem czemu Mariusz Max Kolonko z jednej strony pomstuje na polskie rozwiązanie, gdzie kadencje są jasno określone, zaś czas powoływania sędziów rozsądnie rozbito na kolejne lata, by jednocześnie gloryfikować amerykańskie. W gruncie rzeczy sprowadzają się one przecież do jednego – powołuje sędziów ten, kto aktualnie sprawuje władzę. Przy czym to polskie rozwiązanie wydaje się bardziej profesjonalne, gdyż jasnymi terminami kadencji odrzuca kompletnie nieregularny aspekt losowości w postaci śmierci sędziów. Czemu więc nie można powiedzieć „taki układ bardziej oddaje jaka jest Polska”?
Dość poważne uchybienie merytoryczne prezentuje dziennikarz w 12 minucie swojego materiału wskazując, że 10 sędziów wybrała Platforma Obywatelska. Nie jest to prawda i z niewyjaśnionych przyczyn w tym gronie znalazł się też sędzia Zbigniew Cieślak powołany w 2006 roku przez koalicję PiSu. Pomijam już fakt, że zgodnie z prawem w Trybunale Konstytucyjnym powinno zasiadać obecnie 12 sędziów wybranych przez posłów koalicji PO, ponieważ ten fakt wynikał z kalendarza nominacji.
Nie uważam też, żeby było w tym coś szczególnie złego, by większość w Trybunale stanowili sędziowie opozycji (Platforma Obywatelska obejmowała rządy w chwili, gdy Trybunał składał się z sędziów SLD i PiSu), wszak organ ten w całej swojej idei powinien być nastawiony sceptycznie do aktualnie sprawujących władzę polityków, o ile tylko działa rzetelnie i w granicach prawa. Tymczasem PiS nie tylko przejmuje Trybunał Konstytucyjny bezprawnie wybranymi sędziami, ale też nową ustawą chce uczynić z niego klakiera, który nie będzie w stanie zakwestionować konstytucyjności ustaw mając problem ze zdobyciem wymaganej większości głosów.
Mam też niemały problem ze zrozumieniem monologu na temat właściwości sądów w Polsce. O ile „orzekanie Trybunału Stanu o kompetencjach Trybunału Stanu” z całą życzliwością traktuję jako oczywiste przejęzyczenie, tak w 9:30 rozpoczynają się dość szerokie dywagacje, gdzie w mojej ocenie autor myli uprawnienia sądów powszechnych i Trybunału Konstytucyjnego. Przemówienie jest dość chaotyczne, ale sprowadza się do obwinienia o wszystko mistycznego systemu, o którym często mówi Paweł Kukiz. „Taki macie burdel w tym kraju” to opinia, z którą nie sposób się zgodzić w kontekście wygłoszonych wcześniej opinii, gdyż wynikają one z oczywistej nieznajomości działania sądownictwa, a oczekiwanie od sądów powszechnych badania zgodności przepisów z Konstytucją jest niepoważne.
Take it easy, cowboy!
Z resztą filmowego felietonu nie mam zamiaru polemizować, ponieważ w części się zgadzam, w części nie (nie wydaje mi się, by Agnieszka Holland czy Marek Kondrat byli jakimiś przesadnymi beneficjentami rządów Platformy Obywatelskiej), ale to już tylko opinie. Niestety, Mariusz Kolonko ma tendencję do przestawiania opinii w postaci faktów, a niekwestionowana charyzma gwarantuje mu rzeszę bezkrytycznych wyznawców dla tych poglądów. Powyższym artykułem chciałam jednak wskazać, że nawet ktoś niewątpliwie tak kochający kamerę (z wzajemnością) jak Pan Kolonko to jedynie publicysta, bez monopolu na posiadanie racji, a nawet popełniający dość oczywiste pomyłki czy przeczący swoim własnym słowom w zależności od sytuacji.
Warto o tym pamiętać, bo to nie pierwszy raz, gdy publicysta nadający nie wiadomo skąd, być może z bunkra ukrytego 200 metrów pod ziemią na jakiejś amerykańskiej pustyni, wygłasza dość radykalne sądy, jak nie nawołuje do rozważenia zmiany granic z Ukrainą, to do wewnętrznej rewolucji.
Fot. tytułowa: Spór o Trybunał Konstytucyjny w Polsce – Max Kolonko Mówi Jak Jest/Max Kolonko – MaxTV