W Niemczech sposobem na pobudzenie niemieckiej gospodarki i zachęcenie obywateli do konsumpcji jest obniżka VAT do końca roku. W Polsce natomiast rządzący forsują dzielnie podatek handlowy, który wpłynie na i tak rosnące już ceny.
Stymulacja niemieckiej gospodarki nie ogranicza się do wręczenia pieniędzy przedsiębiorcom
Epidemia koronawirusa będzie miała swoje konsekwencje we wszystkich państwach europejskich – niezależnie od wprowadzonych restrykcji, zakażeń i zgonów. Inna może być jedynie skala.
Na przykład Niemcy postawili na na dwutorową stymulację niemieckiej gospodarki. Z jednej strony wspomogli finansowo przedsiębiorców, z drugiej – właśnie Angela Merkel zdecydowała o obniżeniu do końca roku stawek VAT: z 19 do 16 i z 7 do 5 proc. Pakiet stymulacyjny dla gospodarki zakłada zresztą więcej rozwiązań (modernizacja kolei, dopłaty do samochodów elektrycznych). Bez wątpienia to jednak obniżka VAT ma pobudzić Niemców do konsumpcji. Dobrze widać zatem, że niemiecki rząd myśli nie tylko o firmach, ale i o obywatelach. I nie boi się wprowadzać rozwiązań systemowych, które teoretycznie uszczuplą niemiecki budżet. Teoretycznie – bo bez zachęcenia niemieckich obywateli do konsumpcji wpływy z podatków i tak nie byłyby imponujące.
Czy w takim razie możliwa jest obniżka VAT także i w Polsce?
PiS mocno krytykował podwyżkę VAT za rządów Platformy, ale sam nic z nią nie zrobił – mimo obietnic
Wyższy VAT w Polsce zaczął obowiązywać w 2011 r. Podwyższono stawki z 22 na 23 proc., a także z 7 do 8 proc. Wprowadzono też nową stawkę – 5 proc.
Zmiana miała być przejściowa. Ostatecznie jednak Platforma Obywatelska nie wywiązała się z obietnicy, jaką była obniżka VAT w Polsce po trzech latach od podwyższenia stawek. Co jednak bardziej zastanawiające, nie wywiązał się z niej też PiS. I to mimo tego, że bardzo mocno krytykował PO i obiecywał, że za ich rządów obniżka VAT w Polsce na pewno się dokona. Jak się ostatecznie skończyło – wszyscy wiemy.
Ciekawe jest jednak to, że PiS nie ma problemu z rozdawaniem pieniędzy różnym grupom społecznym. Ma za to problem z obniżaniem obciążeń. Obecna ekipa rządząca próbuje jednak pobudzać gospodarkę w najprostszy, ale i najbardziej krótkowzroczny sposób – poprzez wręczanie pieniędzy do rąk. Brakuje inwestycji (albo: sensownych inwestycji), brakuje długoterminowych rozwiązań systemowych, uproszczenia wielu procedur czy chociażby symbolicznego obniżenia danin państwowych.
Mało tego – PiS zamiast zdecydować się na obniżkę VAT, uparcie forsuje podatek handlowy w 2020 r., którego pobieranie zostało wstrzymane tylko do lipca. Być może ostatecznie danina będzie naliczana dopiero od sierpnia, jednak to niewielka zmiana. Zwłaszcza, że można było przecież zrezygnować z nowego obciążenia przynajmniej do końca roku. Dla obywateli będzie to oznaczać jedno – wzrost cen, który zresztą jest odczuwalny już teraz. Sklepy nie tylko próbują nadrobić straty poniesione w wyniku epidemii, ale także przygotowują się na większe wydatki związane z nowym podatkiem.
Czy 500 plus i inne „plusy” wpłynęły na większą konsumpcję? Oczywiście – i nie ma co do tego wątpliwości. Problem polega jednak na tym, że nie dość, że krótkoterminowo, to teraz aby pobudzić konsumpcję w ten sam sposób konieczne byłoby wręczenie jeszcze większej ilości pieniędzy. I tak w nieskończoność.
Obniżka VAT w Polsce, chociażby do końca roku (wzorem niemieckim), również mogłaby pozytywnie wpłynąć na konsumpcję. PiS jednak woli wprowadzać nowe podatki (w tarczy 3.0 znalazł się nowy „podatek od Netflixa„, planuje się też podatek od smartfonów i tabletów). I może to właśnie najlepiej obrazuje podejście obu rządów do stymulacji gospodarki.