W trakcie epidemii koronawirusa odżywają ZAiKS odkopał właśnie pomysł, by wprowadzić podatek od smartfonów i tabletów. Jeśli ministerstwo kultury przyjmie propozycję organizacji zrzeszających polskich artystów, ceny urządzeń mogą wzrosnąć nawet o 6%. Nikt w końcu chyba się nie łudzi, że producenci nie przerzucą dodatkowego kosztu na klientów.
Epidemia koronawirusa uderzyła dość mocno w środowiska artystyczne, które teraz szukają sposobów na poprawę swojej sytuacji
Nie da się ukryć, że zarówno artyści jak i instytucje kultury w Polsce przeżywają obecnie trudne chwile. Wszystkiemu winien jest oczywiście koronawirus i wprowadzone w związku z epidemią restrykcje. Kina, teatry czy filharmonie zamknięto właściwie jako pierwsze. Rządzący tymczasem ich ponowne otwarcie spychają raczej na dalsze fazy wybudzania gospodarki z letargu.
W tej sytuacji chyba nikogo nie powinno dziwić, że organizacje zrzeszające artystów oraz dysponentów praw autorskich i praw pokrewnych chciałyby w jakiś sposób zapewnić polskiej kulturze jakiś zastrzyk gotówki. Trzeba przyznać, że także władza myśli o jakimś rozwiązaniu tego problemu (np. pomocy dla freelancerów). Pisaliśmy już na łamach Bezprawnika o doraźnym opodatkowaniu usług medialnych na życzenie – czyli nowym podatku od Netflixa. Przypomnijmy: są przesłanki by sądzić, że to konkretne rozwiązanie zostanie z nami już na stałe.
Okazuje się, że bardzo podobny pomysł ma ZAiKS. Organizacja apeluje do ministra kultury, by ten faktycznie wprowadził nam nowy podatek o smartfonów i tabletów. Z całą pewnością nie mówimy w tym wypadku o daninie pobieranej jedynie w trakcie epidemii koronawirusa. Mowa o zaktualizowaniu katalogu urządzeń objętych opłatą reprograficzną, zwaną także „opłatą od czystych nośników”.
ZAiKS proponuje ministerstwu kultury, by to wprowadziło wreszcie podatek od smartfonów, tabletów i innych nowoczesnych urządzeń
Propozycję ZAiKS w wywiadzie dla radia TOK FM przedstawił zastępca prezesa związku, Miłosz Bembinow. Z jednej strony zakłada ona wpisanie do właściwego rozporządzenia ministra kultury tych urządzeń, których to obecnie nie obejmuje.
Sensem opłaty reprograficznej jest przekazywanie dysponentom praw autorskich swoistej rekompensaty za utracone potencjalne korzyści zarówno z tytułu funkcjonowania prawa dozwolonego użytku oraz zjawiska piractwa. Teoretycznie koszt ponoszą producenci konkretnych wpisanych do rozporządzenia urządzeń. Praktyka jest chyba oczywista – danina na rzecz organizacji zrzeszających artystów przełoży się wprost na wzrost cen w sklepach.
Trzeba przyznać, że obowiązująca lista urządzeń jest tyleż archaiczna co kompletnie arbitralna. Znajdują się na niej między innymi magnetowidy, kasety VHS, płyty CD, czy nagrywarki CD. Z wciąż używanych współcześnie nośników można wskazać co najwyżej karty pamięci czy płyty DVD. Warto zauważyć, że opłatę w wysokości 1% pobiera się także od komputerowych dysków twardych.
ZAiKS od wielu lat apeluje o uzupełnienie rozporządzenia chociażby o smartfony, tablety czy telewizory Smart TV. Bembinow słusznie przy tym zauważa, że organizacje zrzeszające twórców nie mogą się takiego posunięcia doprosić od trzech kolejnych ministrów kultury. Pierwsze kroki w tym kierunku można wyśledzić na okolice 2013 r.
Podatek od smartfonów to nie tylko wpisanie ich na listę z rozporządzenia, ale też podwojenie maksymalnej stawki opłaty reprograficznej
Drugim elementem przedstawionej koncepcji jest zmiana ustawy o prawie autorskim. Ta obecnie pozwala ustalić opłatę reprograficzną w wysokości do 3% ceny urządzenia. ZAiKS chce by mogła wynosić nawet 6%. Warto w takim razie zastanowić się, o jakich kwotach mówimy.
W nagłówku przywołaliśmy kwotę 300 zł. To rzecz jasna 5000 zł. przemnożone przez maksymalną stawkę, jaką według propozycji ZAiKS minister kultury mógłby nałożyć na smartfony. Mowa więc o przybliżonej cenie współczesnego flagowca. Hipotetycznie stawka opłaty mogłaby być mniejsza. Nie sposób przy tym nie zauważyć, że ceny poszczególnych urządzeń kształtują się różnorodnie.
Bembinow w wywiadzie wspomina chociażby, że podatek od smarfonów mógłby wynosić na przykład 1,5% ceny. Wówczas konsument zapłaciłby w sklepie za ten sam produkt tylko 75 zł. drożej. Same smartfony w tym przypadku miałyby dać 93 miliony złotych rocznie. Wszystkie urządzenia, które ZAiKS widziałby w ministerialnym rozporządzeniu oznaczałyby wpływy rzędu 300 milionów złotych. Przypomnijmy jednak: związek chętnie widziałby w rozporządzeniu stawkę 6%.
Trzeba postawić sprawę jasno: podatek od smartfonów jest sprzeczny z zasadą sprawiedliwości społecznej
Warto jednak zadać sobie pytanie: czy w ogóle powinniśmy taką daninę płacić? W założeniu część środków miałaby iść na organizacje zarządzające prawami autorskimi – takie właśnie jak ZAiKS. Tą część puli dzieliłaby specjalna izba przy ministerstwie kultury. Druga część byłaby przeznaczona na emerytury dla artystów.
Istnieją mocne powody, dla których podatek od smarfonów byłby po prostu niesprawiedliwy. Przede wszystkim smartfony czy tablety służą służą głównie do tych samych czynności, jakie wykonujemy na komputerze. Nic dziwnego – te urządzenia są właściwie komputerami w nieco innej formie. Korzystanie z kultury, zwłaszcza zaś polskiej kultury, ma w ich przypadku znaczenie najwyżej trzeciorzędne. Nawet w przypadku nowoczesnych telewizorów ten związek gdzieś się rozmywa.
Nałożenie tego typu daniny byłoby posunięciem po prostu arbitralnym. Podobnie jak w przypadku dysków komputerowych. Prawdopodobnie większość użytkowników komputerów nie ma na swoich dyskach twardych nawet jednego pliku, do którego organizacje dysponujące prawami autorskimi mogłyby sobie rościć jakieś pretensje.
Przeznaczanie pieniędzy konsumentów zarówno na organizacje takie jak ZAiKS, jak i na emerytury osób, które lekceważyły przez całą swoją karierę zawodową system emerytalny, jest czymś drastycznie odległym od chociażby konstytucyjnej zasady sprawiedliwości społecznej. W końcu czy komukolwiek przyszłoby do głowy stworzyć specjalny podatek, z którego środki ufundowałyby emerytury chociażby osobom pracującym w oparciu o umowę o dzieło? Artyści, choć może im się wydawać że jest inaczej, nie są wcale specjalną kategorią Polaków.
Najwyraźniej rządzący muszą myśleć podobnie, albo zdawać sobie sprawę z niechęci Polaków do składania się na organizacje w rodzaju ZAiKSu. Jak już wspomniano wyżej: mimo podnoszenia takich propozycji od lat, poszczególne rządy nie nakładają opłaty reprograficznej na smartfony. I chwała im za to.
Niech was nie zwiedzie ani ZAiKS ani rząd: podatki ukryte pod nazwą „opłaty” wciąż pozostają takimi samymi podatkami jak PIT
Organizacje zrzeszające artystów od lat starają się nas także przekonać, że opłata reprograficzna wcale nie jest żadnym podatkiem. Podstawowym argumentem jest to, że pieniądze nie trafiają do budżetu państwa czy samorządów, a więc taka danina nie spełnia jednej z cech wyróżniającej podatki.
Dlaczego więc określamy teraz tą propozycję jako „podatek od smartfonów i tabletów”? Sytuacja jest właściwie analogiczna do abonamentu RTV. Jest to cały czas świadczenie publicznoprawne, wynikające z woli władzy państwowej. Fakt istnienia, lub nie, pośrednika w postaci budżetu państwa nie jest w tym przypadku istotny.
Przede wszystkim jednak: taka danina jest świadczeniem nieodpłatnym. Po zapłaceniu opłaty skarbowej państwo dokonuje dla obywatela jakiejś konkretnej czynności. Abonament RTV, opłata reprograficzna w obecnym kształcie, proponowany podatek od smarfonów czy podatek od towarów i usług mają natomiast tą samą wspólną cechę. Płacone są „po prostu”, podatnik nic w zamian od państwa nie może oczekiwać.
Ukrywanie podatków pod nazwą „opłata” to sztuczka tyleż stara co perfidna. Jej jedynym celem jest rozmywanie skali rzeczywistego opodatkowania obywateli. Skądinąd rządzący właściwie sami zaczęli używać pojęć „opłata” i „podatek” niemalże zamiennie. Warto mieć świadomość tego zjawiska za każdym razem, gdy ktoś znowu spróbuje nam wcisnąć kit o „opłacie, którą przecież poniosą tylko producenci”. Nieprawda – to podatek, który ci producenci przerzucą sobie na nas.