Ochrona konstytucyjnych organów państwa idzie w Polsce stanowczo za daleko. Mam namyśli troskę, z jaką ustawodawca pochyla się nad czcią dygnitarzy sprawujących najważniejsze funkcje w państwie. Na dobrą sprawę art. 49 kodeksu wykroczeń oraz 226 kodeksu karnego czynią z ostrzej komentujących w internecie bieżącą politykę groźnych przestępców i zatwardziałych recydywistów.
Konstytucyjne prawa i wolności dla polskiego ustawodawcy zbyt często są jedynie niezobowiązującymi wskazówkami
Polacy i ich konstytucyjni przedstawiciele od dawna tkwią ze sobą w relacji, którą śmiało można nazwać toksyczną. Politycy piastujący najważniejsze urzędy w państwie rzadko kiedy są lubiani czy szanowani przez swoich wyborców. Równocześnie ustawodawca dba o to, by dosadne manifestowanie swojego niezadowolenia stanowiło przynajmniej wykroczenie, jeśli nie przestępstwo. Owszem, konstytucyjna wolność słowa nie oznacza automatycznej wolności od konsekwencji swoich wypowiedzi. Wydaje się jednak, że ochrona konstytucyjnych organów państwa za pomocą kodeksu karnego i kodeksu wykroczeń idą za daleko.
Wspominałem już na łamach Bezprawnika o chyba najgłupszym przepisie w Polsce. Mowa o art. 49 §1 kodeksu wykroczeń.
§ 1. Kto w miejscu publicznym demonstracyjnie okazuje lekceważenie Narodowi Polskiemu, Rzeczypospolitej Polskiej lub jej konstytucyjnym organom, podlega karze aresztu albo grzywny.
Pozwoliłem sobie pogrubić problematyczny fragment. Ochronę czci i godności państwa oraz narodu można jeszcze zrozumieć. Niestety konstytucyjnych organów naszego państwa jest dużo. Jakby tego było mało, stanowiska w nich zajmują najczęściej politycy. Często mówimy o osobach powszechnie znienawidzonych przez miliony Polaków albo aktywnie wykorzystujących swoją funkcję do odgrywania swojej roli w bieżącym politycznym teatrzyku.
Równocześnie istnieje internet, który zwykło się uważać za „miejsce publiczne” w rozumieniu prawa. W każdej sekundzie jakiś internauta daje upust swoim negatywnym emocjom, które zresztą politycy celowo i z premedytacją nakręcają. Czy to oznacza, że Polacy masowo i nagminnie popełniają wykroczenie? Jak najbardziej.
Dopuszczenie się demonstracyjnego lekceważenia jakiegoś dygnitarza nie jest wcale trudne. Najbardziej oczywistym przypadkiem jest popularne określenie Trybunału Konstytucyjnego „Trybunałem Julii Przyłębskiej”. Tak się składa, że określenie to jest obecnie stosowane otwarcie nawet przez ogólnopolskie media.
Można by się zastanawiać, czy popularne swego czasu skecze z prezydentem „Adrianem” nie stanowią nie tylko przytyku wobec akurat będącego głową państwa Andrzeja Dudy, ale także lekceważenia organu o nazwie Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. Nawet żartobliwy „marszałek rotacyjny” był używany przez obecną opozycję w sposób pogardliwy.
Ochrona konstytucyjnych organów państwa przed inwektywami nie jest zbędna. Jest absurdalna i szkodliwa
To nie koniec. Ustawodawca uznał bowiem, że ochrona konstytucyjnych organów przed prześmiewcami i szydercami nie idzie dostatecznie daleko. Analogiczny przepis znajdziemy także w art. 226 §3 kodeksu karnego.
Kto publicznie znieważa lub poniża konstytucyjny organ Rzeczypospolitej Polskiej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Innymi słowy: jeśli dostatecznie brzydko wyrazimy się o którymś z organów wymienionych w ustawie zasadniczej, to możemy pójść do więzienia nawet na dwa lata. Przy czym współczuję prokuratorom i sędziom, którzy musieliby się zastanawiać nad kwalifikacją prawną danego czynu. Granica pomiędzy „demonstracyjnym okazaniem lekceważenia” a „znieważeniem lub poniżeniem” jest nieostra i niezwykle subiektywna. Do tego ustawodawcy nie przyszło do głowy, by doprecyzować, czy chodzi mu o cześć samego organu, czy osoby, która akurat go piastuje.
Dotychczasowa praktyka w zbliżonych sprawach o znieważenie głowy państwa nie napawa optymizmem. Mieliśmy już do czynienia z wyrokami skazującymi za niezbyt eleganckie określenie któregoś z dotychczasowych prezydentów. Mieliśmy również wyroki uniewinniające, jak w przypadku pewnego pisarza kwestionującego zdolności intelektualne urzędującej głowy państwa. Co jednak istotne to to, że wymiar sprawiedliwości w Polsce nie próbuje rozgraniczać osoby i organu.
Tym samym można śmiało postawić tezę, że tysiące Polaków każdego dnia bezwiednie balansuje na granicy pomiędzy wykroczeniem a przestępstwem zagrożonym odsiadką. Jeżeli ktoś nie wierzy, to powinien zapoznać się z komentarzami internautów dotyczących spraw politycznych. Pełno ich na portalu „X”, niegdyś znanym jako Twitter. Znajdziemy je także na Facebooku i wszędzie tam, gdzie odważny administrator dopuszcza wymianę poglądów między użytkownikami.
Ochrona konstytucyjnych organów państwa przed złośliwościami internautów jest czymś absurdalnym. Skala zjawiska odpowiada, że art. 49 kodeksu wykroczeń oraz art. 226 §3 oraz 135 §2 są nie tyle zbędne, ile wprost szkodliwe. Czas najwyższy wreszcie pozbyć się tych przepisów z systemu prawnego.