Miały być gwarantowane odszkodowania za powikłania po szczepieniach. Ale odpowiednia ustawa na razie utknęła w martwym punkcie. To duża nieodpowiedzialność rządzących, którzy powinni zrobić wszystko, by zagwarantować ludziom jak największe bezpieczeństwo związane z tymi zabiegami. Również finansowe, w przypadku bardzo rzadkich powikłań. Bez tego nie ma mowy o dyskusji o przymusie szczepień, którą rozpętały władze Wałbrzycha.
Odszkodowania za powikłania
Rzeczpospolita pisze, że nowelizacja ustawy o zapobieganiu i zwalczaniu chorób zakaźnych u ludzi utknęła w Ministerstwie Zdrowia, w fazie konsultacji. Konsultacje w tej sprawie już się zakończyły, a resort nawet nie odniósł się do bardzo licznych uwag, jakie do niego wpłynęły. A to oznacza, że przed nami jeszcze długa droga do uchwalenia prawa gwarantującego osobie, która doznała powikłań, odpowiednie odszkodowanie.
Ustawa ma skracać drogę dochodzenia odszkodowania. Rzecznik Praw Pacjenta ma decydować o związku przyczynowo-skutkowym między podaniem preparatu a pogorszeniem się stanu zdrowia. Wysokość odszkodowania ma być zależna od długości hospitalizacji. I choć niepożądane odczyny poszczepienne zdarzają się bardzo rzadko, to przy rosnącej popularności Narodowego Programu Szczepień będą się one sporadycznie pojawiać. Obowiązkiem państwa jest zagwarantowanie obywatelowi opieki po powikłaniach, nie tylko tej stricte medycznej.
Przedwczesna dyskusja o przymusie
Tymczasem Wałbrzych już wprowadził uchwałą rady miasta obowiązkowe szczepienia przeciw Covid-19. To oczywiście przepisy bardzo wątpliwe prawnie, których nie da się obronić praktycznie w żadnym sądzie. To miasto wychodzi przed szereg, bo od wielu tygodni ze szczepieniami radzi sobie świetnie. Ale otwieranie dyskusji o przymusie, nazywanym przez prezydenta Wałbrzycha „systemem zachęt” (co jest nieprawdą, bo chodzi tu o typowe elementy wykluczające), jest zdecydowanie przedwczesne, skoro państwo nie jest jeszcze gotowe na wszystkie możliwe okoliczności.
Już dziś na horyzoncie mamy obostrzenie dla niezaszczepionych, jakim jest unijny certyfikat Covid-19. Dotyczy on jednak jedynie podróżowania między krajami i szczepionka jest tu tylko jednym z (obok negatywnego wyniku testu) warunków przekroczenia granicy. Wprowadzanie surowych przepisów dzielących Polaków na zaszczepionych i niezaszczepionych nie ma obecnie racji bytu. Właśnie chociażby z uwagi na rozłożone w bezradności ręce państwa w temacie odszkodowań po powikłaniach.
Zaszczepmy się po prostu jak najszybciej
Na całe szczęście wydaje się, że sceptycyzm Polaków do szczepień maleje, czego dowodem są chociażby majowe kolejki do mobilnych punktów zabiegowych. Ale właśnie dlatego trzeba kuć żelazo póki gorące. I jak najszybciej przyjąć ustawę zapewniającą spokój i bezpieczeństwo osobom, które choćby z uwagi na stan zdrowia boją się podania preparatu. Problem w tym, że nawet przyspieszenie prac nie sprawi, że model odszkodowawczy wejdzie w życie szybciej niż za parę miesięcy. Miejmy nadzieję, że do tego czasu pandemia po prostu wygaśnie. I problem stanie się już głównie hipotetyczny.