Oferta w rozumieniu kodeksu cywilnego to coś, z czym spotkał się chyba każdy. Nie każdy jednak rozumie, dlaczego przedsiębiorcy umieszczają na swoich reklamach zastrzeżenie, że nią nie są. Wynika to wprost z przepisów kodeksu cywilnego. Ofertą jest się po prostu związanym.
Jeśli nie jesteśmy bankiem, to najprawdopodobniej nie musimy umieszczać w reklamie zastrzeżenia o niebyciu ofertą
„Ogłoszenie nie stanowi oferty w rozumieniu kodeksu cywilnego”. Z takim sformułowaniem umieszczanym na reklamach zdążył się spotkać każdy Polak. Wielu przedsiębiorców reklamujących się w tradycyjnych mediach stara się takowe zastrzeżenie umieszczać. Pytanie brzmi: po co właściwie to robią? Czy reklama nie jest przypadkiem właśnie ofertą skierowaną do potencjalnych klientów? Odpowiedzi na to pytanie powinniśmy poszukać rzecz jasna w przepisach przywołanej już ustawy. Kluczowym z nich jest definicja oferty z art. 66:
§ 1. Oświadczenie drugiej stronie woli zawarcia umowy stanowi ofertę, jeżeli określa istotne postanowienia tej umowy.
§ 2. Jeżeli oferent nie oznaczył w ofercie terminu, w ciągu którego oczekiwać będzie odpowiedzi, oferta złożona w obecności drugiej strony albo za pomocą środka bezpośredniego porozumiewania się na odległość przestaje wiązać, gdy nie zostanie przyjęta niezwłocznie; złożona w inny sposób przestaje wiązać z upływem czasu, w którym składający ofertę mógł w zwykłym toku czynności otrzymać odpowiedź wysłaną bez nieuzasadnionego opóźnienia.
Jak należy rozumieć ten przepis? Jeżeli nasze ogłoszenie sugeruje odbiorcy, że chcemy zawrzeć z nim umowę na określonych w nim warunkach, to jest to oferta w rozumieniu kodeksu cywilnego. Najważniejsza konsekwencja jej wystosowania jest taka, że jesteśmy związani naszą ofertą.
Ktoś mógłby spytać: co w tym właściwie złego? Problem polega na tym, że taki stan rzeczy uniemożliwia nam dokonywanie jakichkolwiek modyfikacji umowy, którą mielibyśmy zawrzeć z drugą stroną. Odpada nam możliwość dalszego negocjowania warunków. Nie wchodzi też w grę personalizacja umowy pod preferencje klienta. Istnieje oczywiście możliwość ominięcia tego problemu poprzez zgłoszenie przez naszego partnera zastrzeżeń do oferty, którą mu wysłaliśmy. Zgodnie z art. 68 k.c. jest to jednak nowa oferta, którą złożono właśnie nam.
Siłą rzeczy przy zawieraniu umowy każdy rozsądny przedsiębiorca wolałby, by jej treść była dopięta na ostatni guzik. W ten sposób oszczędzamy sobie i drugiej stronie potencjalnie przykrych konsekwencji w rodzaju na przykład toczenia sporów sądowych w wyniku jakiegoś nieporozumienia. Ogłoszenia reklamowe zaś rzadko kiedy zawierają wszystkie postanowienia, na których będzie nam zależeć.
Zaproszenie do zawarcia umowy nie zawiera tylu informacji, co pełnoprawna oferta w rozumieniu kodeksu cywilnego
Konsekwencje złożenia oferty wynikające z art. 66 k.c. wyjaśniają do pewnego stopnia zapobiegliwość przedsiębiorców. Można by się jednak zastanowić, czy przypadkiem nie jest to przejaw zbytniej ostrożności. W końcu kto weźmie reklamę za pełnoprawną ofertę handlową? W tym momencie powinniśmy zwrócić uwagę na art. 71 k.c., którego treść potwierdza, że rzeczywiście najczęściej nie ma potrzeby stosować zastrzeżenia o „niebyciu ofertą w rozumieniu kodeksu cywilnego”.
Ogłoszenia, reklamy, cenniki i inne informacje, skierowane do ogółu lub do poszczególnych osób, poczytuje się w razie wątpliwości nie za ofertę, lecz za zaproszenie do zawarcia umowy.
Czym w takim razie jest zaproszenie do zawarcia umowy? Odpowiedzi na to pytanie próżno byłoby szukać w treści kodeksu cywilnego. Z pomocą przychodzi nam jednak wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego o sygnaturze I FSK 1381/08.
Odróżnienie oferty od zaproszenia do zawarcia umowy wymaga oceny, czy w konkretnym wypadku do potencjalnego kontrahenta kierowana była informacja o możliwości zawarcia określonej umowy i płynących z niej korzyściach, czy też sprecyzowana została jednoznaczna propozycja zawarcia z nim określonej umowy. Pierwsza sytuacja odpowiadać będzie zaproszeniu do zawarcia umowy, drugą należy już kwalifikować jako ofertę. Wątpliwości mogą też dotyczyć kompletności treści propozycji, ponieważ komunikaty niepełne, niezawierające koniecznych elementów umowy, nie mają charakteru oferty. Takie oświadczenia, nawet jeżeli składający nazwali je ofertami, są uznawane wyłącznie za zaproszenia do zawarcia umowy.
Typowa skierowana do ogółu reklama nie jest dostatecznie kompletnym komunikatem, by uznać ją za ofertę. Nie zawiera bowiem wszystkich istotnych postanowień umowy. Tym samym stanowi jedynie zaproszenie do jej zawarcia. Może się jednak zdarzyć, że zastrzeżenie „Ogłoszenie nie stanowi oferty w rozumieniu kodeksu cywilnego” będzie miało sens. Dotyczy to sytuacji, gdy w reklamie rzeczywiście znajdują się wszelkie postanowienia proponowanej umowy.
Najczęściej dotyczy to reklam banków, które przepisy prawa zmuszają do przekazania odbiorcom dużo większej ilości informacji o specyfikacji danego produktu. O wiele konkretniejsze są także informacje wymieniane pomiędzy przedsiębiorcami w relacjach biznesowych.
Warto przy tym wspomnieć, że przywołana przeze mnie formułka powoli wychodzi z mody. Niektóre banki stosują już z powodzeniem krótszą: „To nie jest oferta”. W zupełności rozwiewa ona wszelkie wątpliwości, za to jest krótsza i brzmi bardziej naturalnie.