Unia Europejska wcale nie jest taka zła, jak niektórym mogłoby się wydawać. Nie czyha na naszą suwerenność oraz nie plugawi nas tym zgniłym zachodem bez żadnych wartości, do którego masa naszych obywateli wyemigrowała.
W łonie naszej bogatej cioci Unii czasami pojawiają się ciekawe pomysły, które ułatwiają nam życie. Jednym z ostatnich takich pomysłów było zniesienie opłat roamingowych na terenie całej wspólnoty. Cała procedura trwała długo, potrzebne były negocjacje, ale w końcu pojawił się zgniły kompromis i od 15 czerwca 2017 roku możemy rozmawiać za granicą o wiele taniej niż kiedyś. Opłaty za roaming zostały zniesione! Wszystko byłoby super, gdyby nie pewne małe „januszowanie”.
Opłaty w roamingu tak naprawdę istnieją
Dla szarego obywatela Unii zniesienie opłat roamingowych dało się odczuć od razu. Niemniej jednak operatorzy telekomunikacyjni i tak ponoszą koszty związane z przesyłaniem danych pomiędzy krajami. Chodzi o to, że jak wyjeżdżamy z naszego kraju, czyli ze strefy naszego operatora telekomunikacyjnego, to w innym kraju korzystamy z infrastruktury już innego. W związku z korzystaniem z infrastruktury telekomunikacyjnej w innym państwie są pobierane opłaty, nazywane roamingiem. W uproszczeniu można powiedzieć, że nasz krajowy operator kupował dostęp do zagranicznego operatora za korzystanie z jego infrastruktury.
Wcześniej wspomniałem o negocjacjach, które zakończyły się kompromisem. Negocjacje dotyczyły tzw. rynku hurtowego, na którym rozliczają się między sobą operatorzy z różnych krajów. Po długich i burzliwych negocjacjach doszło do porozumienia i ustalono, że nowe stawki hurtowe kształtują się na poziomie:
- 3,2 Eurocenta za minutę połączenia głosowego.
- 1 Eurocent za wiadomość SMS.
- 7,5 Euro za 1GB (w tym stopniowe obniżanie opłat do 2,5 euro w 2022 roku).
Problem polega na tym, że w Polsce mamy stosunkowo niskie ceny za usługi mobilne. W przypadku wyjazdu za granicę i korzystanie z innej sieci telekomunikacyjnej operator telekomunikacyjny rozlicza się już w cenie hurtowej, ustalonej w negocjacjach, co powoduje straty. Przykładowo. Mamy jeden z tańszych abonamentów no limit za około 30 zł i wyjeżdżamy za granicę. Wtedy operator „przełącza” się na ceny hurtowe i … dopłaca za nasze rozmowy. Czyli owe 30 zł, które mamy w miesięcznym abonamencie jest szybko „zjadane” w ramach hurtowych cen roamingowych. Wystarczy już 22 minutowa rozmowa telefoniczna za granicą, aby w pełni wykorzystać 30 zł w ramach miesięcznego abonamentu. Powyżej tego limitu dopłaca już operator.
Orange składa wniosek o dopłaty do roamingu
Orange złożyło do UKE wniosek o dopłaty do roamingu. Dopłaty te polegają na tym, że operator będzie mógł naliczyć dodatkowe opłaty do roamingu tym osobom, które nadużywały rozmów za granicą. Oczywiście dopłata do roamingu nie pozwala telekomowi zarabiać, lecz jedynie niweluje koszty roamingu poniesione przez nierozsądnego użytkownika, dzięki czemu telekom wychodzi na zero.
Trzeba pamiętać, że takie rozwiązanie uderza w uczciwych i rozsądnych klientów. Gdyby nie ułańska fantazja i brak umiaru innych użytkowników Orange, takiego wniosku by nie złożono. Cała idea zniesienia opłat roamingowych dla konsumentów polegała na założeniu, że roaming będzie wykorzystywany podczas podróży zagranicznych w sposób rozsądny i uczciwy. Okazało się jednak, że pewna część osób mieszka za granicą (czy to pracuje, czy jest na wymianie studenckiej) i codziennie korzysta z roamingu, który po stronie operatora kosztuje krocie.
Wspomniałem także, że taki działanie uderza w uczciwych klientów. Nic bardziej mylnego. Z powodu niewielkiej grupy cwaniaków roamingowych mieć się na baczności muszą pracownicy transportu międzynarodowego oraz mieszkańcy terenów przygranicznych.