Potrzebujesz szybkiego zastrzyku gotówki i w tym celu wyprzedajesz swój majątek po okazyjnej cenie, żeby jak najszybciej znaleźć kupca? Już wkrótce urzędnicy skarbówki będą mieli prawo kwestionować każdą sprzedaż majątku poniżej jego rynkowej wartości.
To niestety nie jest żart, aczkolwiek urzędnicy Ministerstwa Finansów twierdzą, że projektowane poprawki nowelizacji ordynacji podatkowej są wyłącznie kosmetyczne. Oczywiście już teraz urzędnicy mają prawo kwestionować niektóre transakcje, jeżeli uznają, cena niższa od rynkowej nie znajduje żadnego uzasadnienia. Tak wynika z art. 19 ust. 1 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych.
Jeżeli jednak cena, bez uzasadnionej przyczyny, znacznie odbiega od wartości rynkowej tych rzeczy lub praw, przychód ten określa organ podatkowy w wysokości wartości rynkowej.
Analogiczne przepisy znajdziemy w ustawie o podatku CIT. Takie rozwiązanie ma oczywiście zapobiegać próbom oszukiwania fiskusa na wysokości należnego podatku. Teoretycznie nic by nie stało na przeszkodzie, żebym kupił najnowsze porsche od handlarza, który chciałby je sprzedać za 1000 zł. Przecież taka cena byłaby tylko i wyłącznie jego stratą, a dla mnie okazją życia. Niestety to również stwarzałoby pole do ogromnych nadużyć, bo fiskus zobaczyłby tylko podatek od 1000 zł, zamiast tych 200 tysięcy, które ten samochód byłby wart na wolnym rynku. Oczywiście teraz strony takiej transakcji w jakiś sposób mogłyby wytłumaczyć skarbówce, że akurat ten konkretny samochód jest tyle wart. Najprawdopodobniej bylibyśmy w stanie stworzyć jakiś teoretyczny przypadek, w którym taka cena miałaby uzasadnienie.
Ordynacja podatkowa do poprawki – kosmetyczne zmiany uderzają w wolny rynek
Tymczasem Gazeta Prawna informuje, że w Ministerstwie Finansów trwają prace nad „redakcyjnymi” zmianami wskazanego wyżej przepisu. Zmiany mają polegać na usunięciu z niego słów „znacznie” oraz „bez uzasadnionej przyczyny„. Po nowelizacji przepis wyglądałby następująco:
Jeżeli jednak cena odbiega od wartości rynkowej tych rzeczy lub praw, przychód ten określa organ podatkowy w wysokości wartości rynkowej.
Niby drobna zmiana, ale gołym okiem widać, jak plastyczny przepis staje się sztywny niczym student prawa na pierwszym roku. To by oznaczało, że urzędnicy skarbówki będą mogli kwestionować absolutnie każdą transakcję, której wartość odbiega od rynkowej. Bez znaczenia będzie tutaj motywacja stron umowy, która przecież nie musi oznaczać chęci oszukania na podatku. Stara ekonomiczna prawda głosi, że towar jest tyle wart, ile ktoś jest skłonny za niego zapłacić. Przykłady takich uzasadnionych transakcji po zaniżonej cenie można mnożyć. Chociażby nagła potrzeba zastrzyku gotówki, garażowa wyprzedaż czy wreszcie transakcje między rodziną lub przyjaciółmi, gdzie odpada chęć zarobienia na czymś.
Czy to oznacza, że od 2020 roku, bo wtedy nowe przepisy miałyby wejść w życie, urzędnicy będą godzinami ślęczeć nad opasłymi tomiskami z tabelami wartości samochodów czy innych wartościowych rzeczy? Niestety na to wygląda. Razem z nowym tworem, którym jest ustawa o odpowiedzialności prawnej podmiotów zbiorowych można śmiało powoli żegnać się z wolnym rynkiem.