Orzeczenia lekarskie można kupić już za 100-120 zł w internecie, ale sanepid uważa, że to nie jego problem

Praca Zdrowie Dołącz do dyskusji (230)
Orzeczenia lekarskie można kupić już za 100-120 zł w internecie, ale sanepid uważa, że to nie jego problem

Osoby, które chcą pracować w gastronomii lub na innych stanowiskach, gdzie mają bezpośredni kontakt z żywnością, muszą wykonać odpowiednie badania i uzyskać orzeczenie lekarskie do celów sanitarno-epidemiologicznych. Tak jest przynajmniej w teorii, bo w praktyce można je mieć już za 100-120 zł. Wystarczy poszukać trochę w Internecie. Sanepid twierdzi natomiast, że takie praktyki i posługiwanie się przez pracowników fałszywymi zaświadczeniami to… nie jego problem. 

Badania w sanepidzie i orzeczenie lekarskie

Sanepid wykonuje badania na podstawie dostarczonych mu przez daną osobę próbek kału. Koszt badania waha się zazwyczaj w przedziale 100-120 zł, a na jego wyniki trzeba czekać nawet tydzień. W niektórych przypadkach tworzą się nawet kolejki do badań, a wojewódzki sanepid w Warszawie wprowadził nawet specjalne zapisy. Ale jeśli ktoś nie chce czekać, to całą sprawę może załatwić znacznie szybciej. Jak donosi Gazeta Wyborcza, wystarczy kupić wyniki badań na nosicielstwo lub wręcz gotowe orzeczenie lekarskie do celów sanitarno-epidemiologicznych. A ceny są atrakcyjne i niewiele różnią się od tych podawanych przez sam sanepid. W jednym z ogłoszeń sprzedający oferuje orzeczenie lekarskie (z wysyłką) już za 120 zł. W Internecie nie brakuje również innych podrabianych dokumentów na sprzedaż. Zainteresowani mogą na przykład nabyć zaświadczenia o badaniach BHP. Niektórzy sprzedawcy oferują też możliwość odbioru osobistego wyników badań czy orzeczenia. Wszystko zależy od sprzedawcy i od miasta.

Sanepid twierdzi, że to nie jego problem

Dziennikarze GW postanowili więc zapytać w sanepidzie, co sądzą o takim procederze. Państwowa Inspekcja Sanitarna nie wydała się jednak zbyt mocno zainteresowana sprawą. Sanepid w Katowicach w odpowiedzi na pytanie stwierdził, że nie jest organem właściwym do podjęcia takich działań i przerzucił odpowiedzialność na organy ścigania. Bardziej dosadnie skomentował całą sprawę Jan Bodnar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Jak stwierdził, „to nie jest nasza sprawa”. Zapytany o to, jak w takim razie inspekcja osądza (już podczas kontroli) czy dane orzeczenie jest fałszywe czy nie, i czy istnieje jakaś baza z wynikami kału, odpowiedział tylko, że takiej bazy nie ma. Jego zdaniem – nie ma sensu jej tworzenia.