Ozusowanie umów cywilnoprawnych będzie szybsze niż myślimy. Zmusi nas do tego Bruksela

Firma Państwo Praca Dołącz do dyskusji
Ozusowanie umów cywilnoprawnych będzie szybsze niż myślimy. Zmusi nas do tego Bruksela

Poprzednia władza naważyła Polsce bigosu. Ozusowanie umów cywilnoprawnych to jedna z wielu obietnic, które składał Komisji Europejskiej ówczesny premier, by dostać pieniądze z KPO. Termin mija 1 stycznia, tymczasem brakuje jakichkolwiek postępów. Z tego powodu ważą się losy wypłaty 7,9 mld zł dla Polski. Rozwiązaniem byłaby renegocjacja Krajowego Planu Odbudowy, ale to wymagałoby czasu i dobrej woli w Brukseli.

Okazuje się, że obiecywanie Brukseli złotych gór w ramach KPO nie było najlepszym pomysłem

Nie da się ukryć, że ozusowanie umów cywilnoprawnych to perspektywa, która wisi nad polską gospodarką od jakiegoś czasu. Dla przedsiębiorców, którzy jeszcze nie przestawili swojego modelu biznesowego na umowy B2B, wzrost kosztów zatrudnienia stanowi niewątpliwą tragedię. Zachwyceni nie będą także zleceniobiorcy i wykonawcy dzieł, którzy stracą niemałą część wynagrodzenia otrzymywanego na rękę. Ozusowania wyczekują chyba tylko osoby, dla których umowa o dzieło stanowi jedyne źródło zarobkowania i w rezultacie muszą przepłacać za ubezpieczenie zdrowotne.

Do tej pory tak drastyczna zmiana przypominała trochę powszechny podatek katastralny i inne teoretyczne konstrukty polskiej debaty publicznej. Problem w tym, że rząd premiera Mateusza Morawieckiego w trakcie poprzedniej kadencji parlamentu naobiecywał przysłowiowe gruszki na wierzbie Komisji Europejskiej. Chodzi o pakiet reform w ramach Krajowego Planu Odbudowy, do którego należy właśnie ozusowanie umów cywilnoprawnych. Niektórzy złośliwcy sugerują, że taka skłonność do składania obietnic obliczona była na to, by Bruksela odpuściła Polsce spór o praworządność. Tak się jednak nie stało.

Zjednoczona Prawica już nie rządzi, część pieniędzy z KPO udało się odblokować. Wspomniani złośliwcy teraz dla odmiany przekonują, że wystarczyła sama zmiana rządu na lubiany w brukselskich kuluarach. Niektóre tzw. kamienie milowe wciąż jednak zostały i wciąż mogą narobić zamieszania. Wśród nich znajdziemy na przykład pozycję opatrzoną numerem A71G. Obiecano w nim nowelizację ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych.

Ozusowanie umów cywilnoprawnych ma objąć wszystkie, z wyjątkiem zawieranych ze studentami do 26 roku życia. Dotyczyłoby wszystkich składek ZUS. Płacilibyśmy je niezależnie od uzyskiwanych dochodów. Przy okazji zniesiona ma być zasada opłacania składek na ubezpieczenie społeczne od płacy minimalnej z tytułu umów cywilnoprawnych. Co ze składką zdrowotną? Warto wspomnieć, że wśród wariantów rozważanych przez resort pracy było objęcie składkami ZUS osób odprowadzających dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne. Takie osoby oberwałyby więc podwójnie.

Ozusowanie umów cywilnoprawnych dałoby radę przeprowadzić bez wylewania dziecka z kąpielą, ale na to się nie zanosi

Trzeba oddać obecnemu rządowi, że chce się wywiązać ze zobowiązania wobec Brukseli i aktywnie nad tym pracuje. Nie ma przy tym znaczenia poziom niechęci ze strony do ozusowania umów cywilnoprawnych ze strony zarówno przedsiębiorców, jak i nie-pracowników. Termin jednak goni. Zgodnie z planem nowelizacja powinna wejść w życie już od 1 stycznia 2025 r. Prace legislacyjne wciąż jednak trwają, bez jakichś konkretnych rezultatów.

Okazuje się, że taki stan rzeczy oznacza realne zagrożenie, że Bruksela nie wypłaci Polsce 7,9 mld zł. RMF FM przekonuje, że ich dziennikarka usłyszała od unijnych urzędników, że „Realizacja tego kamienia milowego nie jest w Polsce w ogóle ruszona”. Oznacza to tyle, że żebyśmy mogli otrzymać pieniądze, trzeba by albo w rekordowym tempie przyjąć niegotową ustawę, albo dokonać rewizji KPO.

Siłą rzeczy ta druga opcja wydaje się bardziej atrakcyjna i zarazem bardziej realna. Jak się jednak łatwo domyślić, napotykamy przy tym na kolejną trudność. Negocjowanie z Komisją Europejską może potrwać nawet kilka miesięcy. Nie oznacza to oczywiście, że ozusowanie umów cywilnoprawnych w ogóle zostanie zarzucone. Jakiś czas temu minister pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk wskazywała, że wdrożenie nowych przepisów należałoby odwlec w czasie.

Projekt wypełniający ten kamień milowy został przygotowany w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, ale ponieważ budzi duże emocje i jest istotną zmianą systemu; to stanowisko, które my jako ministerstwo przygotowujemy, jest takie, że tak istotnych zmian nie powinno się robić na ostatnią chwilę.

Nie sposób się nie zgodzić. Resort pracy sugeruje termin w okolicach 1 stycznia 2026 r. Tyle tylko, że Komisja Europejska musi się jeszcze zgodzić. Plan minimum zakłada półroczne vacatio legis. Prawdopodobnie zbiegłoby się to mniej-więcej z zakończeniem procesu renegocjowania KPO. Równocześnie społecznej akceptacji dla reformy jak nie było, tak nie ma. Nie ma się zresztą co dziwić. Wspomniane wyżej zamieszanie ze składką zdrowotną podpowiada, że na kompleksowe rozwiązanie nie mamy co liczyć.