Amsterdam był przez dekady uznawany za raj dla miłośników marihuany. Ale teraz palenie jointów w Amsterdamie ma być zakazane, ale to nie wszystko. Miasto zamierza walczyć z wizerunkiem „stolicy grzechu”.
Dotychczas można było palić jointy w słynnej „dzielnicy czerwonych latarni” w Amsterdamie. To ma się zmienić w połowie maja, kiedy wejdzie w życie zakaz palenia marihuany w dzielnicy czerwonych latarni.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to będzie cios dla turystyki. Z tym że…. po części właśnie o to chodzi. Mieszkańcy holenderskiej metropolii od dawna skarżą się na tłumy „marihuanowych” turystów. Osobną kwestią jest to, że kraj już nie chce być tak bardzo kojarzony z rozrywką. Temu miał zresztą służyć rebranding na Niderlandy.
W awangardzie tej walki o wizerunek stoi właśnie Amsterdam. Niewątpliwe miasto, które ma bardzo wiele do zaoferowania. Ale kojarzyło się właśnie ostatnio coraz bardziej z marihuaną i z prostytucją, tudzież z szalonymi imprezami. Teraz władze metropolii robią wiele, by to zmienić.
Palenie jointów w Amsterdamie będzie zakazane. Ale to nie wszystko
Zmiany dotknął też branżę płatnej miłości. Pracownice/pracownicy seksualni będą musieli zamykać swoje słynne okna do 3 nad ranem. Wcześniej mogli to robić aż do godz. 6. Bary w słynnej dzielnicy De Wallen nie będą mogły już natomiast wpuszczać klientów po 1 w nocy.
Miasto ma stać się przez to spokojniejsze i bezpieczniejsze. Było bowiem mnóstwo głosów, że „miękkie” narkotyki przyciągały również dilerów od tych „twardych” specyfików. I dzielnica grzechu coraz bardziej stawała się dzielnicą przestępczości.
Zobaczymy, czy za kilka lat Amsterdam będzie kojarzył się znów bardziej z rowerami, kanałami i dziełami Van Gogha. A może metropolia jednak zatęskni za „rozrywkowymi” turystami?
Jest w każdym razie coś paradoksalnego w tym, że gdy świat coraz bardziej legalizuje miękkie narkotyki to kraj, który „tolerował” je jako pierwszy, teraz coraz bardziej przykręca tu śrubę.
Warto zaznaczyć, że nie jest tak, że miękkie narkotyki są w Holandii legalne. Tolerowane jest jednak posiadanie ich w niewielkiej ilości czy sprzedawanie w ściśle wyznaczonych miejscach (np. w słynnych coffeeshopach w Amsterdamie). Palenie na ulicy też jest zasadniczo zabronione – choć były tu wyjątki, jak właśnie dzielnica czerwonych latarni.
W opinii wielu miłośników zielonej używki, holenderskie prawo było tu wręcz modelowe. Tolerancja wobec miękkich narkotyków jest zresztą tam bardzo długa, a pierwsze coffeeshopy w Amsterdamie powstawały już w latach 70. zeszłego wieku. Wygląda więc na to, że Holendrom bycie ciągle w szpicy używkowej tolerancji się już przejadło – czy raczej przepaliło.