Z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność. To nie tylko motto superbohaterów z amerykańskich filmów, to opis rzeczywistości, w której nigdy nie wiesz, czy nie popadniesz w finansową ruinę, gdy Twój biznes trafi na wkurzonego, internetowego celebrytę.
Wrocław. Piękne miasto na Ziemiach Odzyskach. Daleko od Warszawy, ale blisko gór. Doskonale skomunikowane, nawet jeśli okazjonalnie, jak każde większe miasto w Polsce, paraliżowane jest przez rozmaite maratony. I w tym właśnie Wrocławiu mieści się knajpa, czy raczej bar o nazwie Ambasada. Bar ten, założony kilka lat temu, szybko stał się ulubionym – sądząc przynajmniej po deklarowanej częstotliwości wizyt w lokalu – miejscem spędzania wieczorów przez Serafina Pęzioła. Nie kojarzycie? To znany, polski youtuber – jego kanał obserwuje blisko osiemset tysięcy osób.
Tak więc bar Ambasada był przez pana Serafina lubiany, odwiedzany i komplementowany – do czasu, gdy postanowił był on zjeść tatara. Podobno okazał się on nieświeży. Tak przynajmniej można wywnioskować z relacji, jaką „ofiara” tatara grozy zamieściła na Facebooku:
To oczywiście nie pierwsza sytuacja, gdy internetowy celebryta wylewa swoje mniej lub bardziej uzasadnione lub nieuzasadnione żale przed całym światem. To w gruncie rzeczy całkiem naturalne zachowanie. W końcu każdemu z nas zdarzało się polecać lub odradzać towar czy usługę (tak, o Was mówię między innymi, ajfoniarze) na bazie własnych doświadczeń. Do niedawna jednak zasięg takiego marketingu szeptanego był mocno ograniczony wielkością naszego kręgu znajomych. Internet w oczywisty sposób te krąg rozszerza do niebotycznych nieraz rozmiarów, a opiniotwórczy może stać się każdy (np. ten, kogo „na fejsie” obserwuje blisko dwieście tysięcy osób – czyli prawie tyle osób, ilu mieszkańców ma Gdynia).
„Tego klienta nie obsługujemy” – metoda obrony przed napastliwymi celebrytami, takimi jak Pęzioł?
Nic dziwnego, że bar Ambasada szybko zaczął mieć do czynienia z fanami twórczości Serafina. Zdaje się, że te kontakty zdecydowanie nie należały do najprzyjemniejszych doświadczeń pracowników baru, szybko bowiem na fanpejdżu przybytku pojawiło się oświadczenie:
Okazuje się, że spór o wartego 5 złotych tatara można skwitować krótkim memem „that escalated quickly„, skoro zamiast zwykłej sprzeczki między klientem a kelnerem mamy do czynienia zapowiedź angażowania organów ścigania i zarzuty nękania z jednej strony, a próby pozbawienia życia – z drugiej. To wszystko oczywiście rodzi pytania:
- czy tatar przeszedłby kontrolę inspektorów sanepidu, a nie tylko autorów filmików z YouTuba?
- czy „klienta awanturującego się” należy pozbawiać możliwości skorzystania z usług lokalu?
- na to akurat pytanie jest niejednoznaczna odpowiedź, bo kazus łódzkiej drukarni odmawiającej wykonania usługi dla fundacji LGBT sugeruje, że przynajmniej minister Ziobro stanąłby po stronie przedsiębiorcy ciemiężonego przez internautów. Sądy jednak uznają inaczej, na szczęście.
- nawet jeśli uznać, że Pęzioł miał rację, i faktycznie tatar był drugiej świeżości, a opisanie tego na popularnym fanpejdżu – celowe, to co kierowało internautami wylewającymi – nomen omen – wiadro pomyj na bar?
Niestety, ta sytuacja to kolejny dowód na to, że internetowi celebryci są w Polsce rozpieszczani do granic możliwości, a dobre samopoczucie wielu z nich skutkuje takimi właśnie postami. Restauratorom radzimy zatem na wstępie pytać się klientów, czy są blogerami/youtuberami/pransterami, aby – sprawdziwszy uprzednio twórczość gości – odpowiednio się przygotować na psoty rozbrykanych fanów internetowych celebrytów.