Pierwszeństwo na pasach to wciąż punkt zapalny w polskim społeczeństwie. Na portalu brd24.pl padł postulat, w myśl którego piesi będą nagrywać kierowców, którzy nie chcą ustąpić. Później wystarczy skorzystać z policyjnej akcji „Stop agresji drogowej”, by sprawić kierowcy mandat i punkty karne. To jednak kiepski pomysł, który może tylko pogłębić problem.
Pierwszeństwo na pasach egzekwowane smartfonami to naprawdę kiepski pomysł
Temat pierwszeństwa na pasach wciąż rozgrzewa Polaków do czerwoności. Wciąż w debacie publicznej sporo jest kierowców-radykałów twierdzących, że po uchwaleniu nowych przepisów piesi rzucają się im pod koła na każdej zebrze. Zdarzają się także piesi-ekstremiści uważający, że kierujący pojazdami za nic mają przejścia dla pieszych, a w gruncie rzeczy tylko czekają na to, by móc kogoś rozjechać. Sytuacji nie poprawia to, że ruch drogowy z samej swojej natury wywołuje silne emocje. Zjawisko tzw. szału drogowego zostało przecież dobrze opisane przez uczonych i trafiło na stałe do językach, choć raczej tego angielskiego.
Nic więc dziwnego, że policja wymyśliła akcję „Stop agresji drogowej„. Polega na tym, żeby uczestnicy ruchu drogowego powiadamiali mailowo organy ścigania o agresywnych zachowaniach innych jego uczestników. Wystarczy kilka podstawowych informacji i nagranie ze zdarzenia. Funkcjonariusze zajmą się resztą.
Policyjną akcję za punkt wyjścia obrał Łukasz Zboralski z portalu brd24.pl. Zachęca on, by z tej możliwości aktywnie korzystali piesi chcący skorzystać z przejścia dla pieszych. Jeżeli kierowca chciałby wymusić pierwszeństwo na pasach, to zostałby nagrany. W praktyce oznaczałoby to mandat w wysokości 1500 zł i jakieś 15 punktów karnych. Jak Zboralski by sobie wyobrażał taką akcję?
Należy zatem jako pieszy zawsze upewnić się, że kierowca zachowa się zgodnie z prawem i widząc człowieka mającego zamiar przekroczyć „zebrę”, ustąpi mu pierwszeństwa. Jeszcze lepiej będzie, gdy piesi upewnią się co do zachowania kierowców mając włączony smarton i kamerę wycelowaną w nadjeżdżających.
Wyobraźmy sobie, że taki postulat rzeczywiście zyskał powszechne uznanie i piesi masowo ruszyli nagrywać kierowców. Co mogłoby pójść nie tak? Przede wszystkim mamy całkiem sporo problemów natury praktycznej. Powinniśmy wyciągać smartfon za każdym razem gdy próbujemy przejść przez pasy, czy tylko wtedy, gdy dostrzegamy jadący samochód? Czy powinniśmy po prostu przejść, jeśli auto nawet nie ma realnej możliwości dojechania do przejścia zanim my przejdziemy przez jezdnię? Nie da się ukryć, że cały pomysł bardzo łatwo sprowadzić do absurdu.
Jeżeli pieszy nagrywa kierowcę, przechodząc przez przejście dla pieszych, to sam najprawdopodobniej łamie prawo
Następny kłopot to potencjalna kolizja z innym przepisem. Korzystanie ze smartfonu lub innego urządzenia elektronicznego w trakcie przechodzenia przez jezdnię również jest zabronione. Pieszy, który złamałby ten zakaz, czeka mandat w wysokości 300 zł. Łukasz Zboralski zauważył ten problem i pospieszył z wyjaśnieniem:
Dla wnikliwych dodam, że nagrywanie kierowców zbliżających się do przejścia przez pieszego nie będzie żadnym wykroczeniem. Bowiem zakazane jest tylko takie użycie telefonu przez pieszego, które utrudnia obserwację drogi i jej otoczenia. Wystarczy nagrywać nie patrząc w ekran telefonu.
Jest tylko jeden problem. Obiektywem kamery trzeba jeszcze jakoś celować w stronę pojazdu w trakcie przechodzenia przez jezdnię. Kolizja tych dwóch zakazów tylko pogłębia absurd całej sytuacji. Jeżeli pieszy chce nagrywać kierowcę całkowicie w zgodzie z prawem, to nie powinien wchodzić na przejście dla pieszych. Tym samym pierwszeństwo na pasach mu nie przysługuje, bo ewidentnie nie ma zamiaru przechodzić na drugą stronę jezdni. Kierowca może spokojnie się nie zatrzymywać.
Można śmiało założyć, że z powyższego rozumowania wyjdą niektórzy kierujący pojazdami, którzy dostrzegą nagrywających ich pieszych przy przejściu. Jak zareaguje policja po otrzymaniu nagrania ze zdarzenia? Bardzo możliwe, że po prostu ukarze obydwu uczestników sporu, jeżeli pieszy rzeczywiście wejdzie z włączonym telefonem na przejście.
O zjawisku „szału drogowego” wspominam nie bez powodu. Masowe próby nagrywania kierowców z pewnością sprawią, że na widok telefon jakiemuś drogowemu frustratowi puszczą nerwy. Nieważne w tym wypadku, czy będzie on pieszym, czy kierowcą. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że takich osobników porusza się po drogach całkiem sporo. Konsekwencje mogą być w takich przypadkach dużo poważniejsze niż mandat i punkty karne.
Co więcej, taka akcja tylko pogłębiłaby konflikt pomiędzy obydwoma zwaśnionymi stronami w debacie publicznej. Pierwszeństwo na pasach wymuszane kamerą smartfona to wręcz zaprzeczenie idei powstrzymania agresji drogowej. Oczywiście policja szukając sygnalistów, po prostu wykonuje swoje obowiązki. Nie oznacza to jednak, że jako społeczeństwo powinniśmy w tej kwestii popadać w nadgorliwość. Egzekwowanie przepisów zostawmy fachowcom.