Pola Lis pisze do „Przeglądu Sportowego”, co generuje oburzenie wielu internetowych komentatorów. Pewnie wyobrażają sobie, że autor polskiego dziennika ma służbową limuzynę z kierowcą, pięciocyfrową pensję i premie godne współpracowników premiera.
Pola Lis pisze do dziennika m.in. o piłce nożnej i tenisie. W sieci jest już oburzenie, że pewnie pracę załatwił jej tata. Cóż, Tomasz Lis to wysoko postawiony pracownik Ringier Axel Springer Polska (naczelny polskiego „Newsweeka”), a „Przegląd”, tak się składa, też należy do RASP.
O co cała afera? „Pamiętajcie, wszyscy mamy takie same szanse w życiu. Trzeba tylko wcześniej wstawać” – nabijał się niezawodny twitterowy publicysta Galopujący Major.
Pola Lis w „Przeglądzie”. I co z tego?
Ludzie, którym tak bardzo przeszkadza Pola Lis jako autorka w „Przeglądzie”, chyba niespecjalnie wiedzą, jak wygląda praca w mediach w roku 2021. Dziennikarstwo to niełatwa praca, w której wielkich kokosów nie ma. Nawet etat to nie jest standard – choć umowę o pracę ma z miejsca np. każdy kasjer w Biedronce. W mediach trzeba nieraz pracować na to długie lata. Zarobki, nie licząc dziennikarskich gwiazd, też dziś specjalnie wysokie nie są. Serio, bycie redaktorem dziennika nie jest intratne jak rada nadzorcza Orlenu.
Być może niektórzy uważają, że Pola jako córka VIP-a, jest w „Przeglądzie” na specjalnych zasadach. Tego nie wiemy. Wiemy jednak, że etatu nie ma. Prawdopodobnie więc rozpoczyna swoją dziennikarską karierę jak większość osób w tym zawodzie. Czyli chwytając za pióro i pisząc o interesujących ją sprawach.
Czy ma ułatwiony start? Pewnie tak. Świat jest jednak tak skonstruowany, że pracy często szukamy, najpierw zwracając się do rodziny czy znajomych. Truizmem jest stwierdzenie, że mając wysoko postawionych rodziców mamy większe szanse dostać pracę. To tak samo odkrywcze, jak uznanie to, że pieniądze pomagają w życiu albo że inflacja ma wpływ na nasz portfel.
RASP jest zresztą prywatną firmą, to nie jest żaden Orlen czy KGHM. Gdyby Tomasz Lis był na przykład prezesem TVP, a Pola zaczęłaby prowadzić „Wiadomości”, to można by się oburzać. Jednak co oburza w tym, że młoda dziewczyna próbuje swoich sił w dziennikarstwie? Zresztą, gdyby poszła, dajmy na to, do gdańskiego zarządu komunikacji miejskiej, to też pojawiłyby się pewnie głosy, że tata jej to załatwił, bo dobrze się zna z Platformą, a Platforma przecież rządzi w Gdańsku.
Nepotyzm w Polsce jest sporym problemem, więc mamy wystarczająco przykładów (weźmy żony polityków PiS), którymi możemy się oburzać. A Poli Lis dajmy po prostu pisać. Jak mówią doświadczeni redaktorzy, dziennikarstwo to zawód, którego się można przecież nauczyć tylko w praktyce.