Sojusz z USA jest dla Polski kluczowy, ale nie w formie służalczości wobec wielkiego, amerykańskiego brata
Historia polskiego podejścia do sojuszu polityczno-wojskowego z USA ma wiele etapów. W pewnych momentach po upadku PRL-u politycy nie przejawiali aż tak daleko posuniętej służalczości wobec USA. Jednak od jakiegoś czasu – co zrozumiałe szczególnie po wybuchu wojny na wschodzie – obsesja na punkcie sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi przesłoniła wielu przedstawicielom naszej klasy politycznej wszelkie inne aspekty polityki zagranicznej.
Sformułowania typu „partnerzy zza oceanu” czy „nasz wielki, amerykański sojusznik” weszły już na stałe do mowy potocznej nie tylko wśród polityków, ale także mieszkańców naszego kraju. O tym, jak bardzo Polska chce się przypodobać Stanom Zjednoczonym, świadczą słynne już zachowania, takie, jak bardzo głośne potwierdzanie wypełniania naszych zobowiązań sojuszniczych, poprzez wydawanie odpowiednich kwot na zbrojenia (których oczekuje od nas oczywiście Donald Trump).
Jednak złośliwi komentatorzy pamiętają także sprawę deklaracji o współpracy obronnej między Polską a USA, którą ówczesny Prezydent RP Andrzej Duda podpisywał na stojąco przy biurku Prezydenta USA Donalda Trumpa. To wydarzenie według wielu komentatorów jak na dłoni pokazywało uległość i służalczość naszego kraju wobec USA, która objawia się w każdym aspekcie stosunków na linii Polska-Stany Zjednoczone od wielu lat.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 19,91%
Polska żyje ułudą o wielkim, silnym protektorze, który nas obroni przed każdym złem tego świata
Powody tego typu zachowania polskich elit w stosunku do USA mogą być oczywiście głębsze. Aby je naświetlić, powinniśmy wejść w szczegóły zbiorowej psychologii narodu polskiego.
Polska po czasach PRL-u, gdy znajdowała się pod wpływem Związku Radzieckiego, nagle wyzwoliła się spod wschodniego jarzma i stanęła przed perspektywą dołączenia do wspólnoty Zachodu. Ale żeby tak się stało, nasz kraj musiał wejść w inne, utarte koleiny i zaakceptować, że Stany Zjednoczone są światowym mocarstwem i najważniejszym krajem szeroko pojętego Zachodu, a także najważniejszym członkiem NATO.
Złośliwi mówią, że wpadliśmy z objęć jednego wielkiego brata na wschodzie, w objęcia drugiego na zachodzie i pewnie jakieś ziarenko prawdy w tym sposobie rozumowania się znajdzie.
Tak bijąca po oczach służalczość wobec USA jest przede wszystkim skutkiem niezwykłego kompleksu niższości Polski i Polaków, którzy po latach PRL-u, a wcześniej wojen, zaborów i innych tragedii narodowych, wolą uczepić się amerykańskiej nogawki i trzymać się jej kurczowo za wszelką cenę, niż być krajem, który patrzy na sytuację międzynarodową bardziej chłodnym i analitycznym okiem. Dlatego nie bez powodu wielu nazywa Polskę kolejnym stanem USA, tylko znajdującym się w Europie.
Polska pod tym względem wyróżnia się nawet wśród krajów naszego regionu. W krajach takich jak Czechy, Słowacja i Węgry mamy do czynienia z niezwykle szerokim spektrum polityki międzynarodowej, lecz na pewno nie uświadczymy tam tak bezrefleksyjnej i bezwarunkowej miłości do USA, z jaką mamy do czynienia w Polsce. Osobnym przypadkiem jest nasz zachodni sąsiad – Niemcy, gdzie często skrywany antyamerykanizm jest do dzisiaj bardzo silny wśród polityków i społeczeństwa.
Jak zmienić nasze podejście do USA i sprawić, było ono bardziej racjonalne?
Wielu przedstawicieli naszej klasy politycznej wychodzi z dziwnego założenia, że Polska powinna się ukorzyć przed USA w jak największy sposób, co spowoduje, że Stany Zjednoczone i oczywiście Donald Trump to zauważy i doceni. Czy tak jest w istocie? Szczególnie obecny Prezydent USA ceni raczej kraje, które są dużo bardziej asertywne i nie okazują słabości poprzez swoją nadmierną uległość.
Nie twierdzę, że Polska powinna teraz wykonać odwrót i podchodzić do stosunków z USA w sposób chłody. Jednak wykrzykiwanie imienia prezydenta USA w Sejmie RP lub minuta ciszy po zabójstwie Charliego Kirka pokazują, że w Polsce mamy do czynienia z dziwnym zjawiskiem amerykanizacji życia publicznego i nadmiernego przeżywania problemów USA, tak jakbyśmy byli po prostu amerykańskim terytorium zależnym, a nie krajem, położonym od zawsze w centrum Europy.
Czy Polska potrzebuje sojuszu wojskowego i politycznego ze Stanami Zjednoczonymi? Oczywiście, że tak. Jest on konieczny szczególnie w obliczu zagrożeń ze strony Rosji. Ale to nie oznacza, że mamy jako kraj przyjmować wszystko, co mówią i robią Stany Zjednoczone jako prawdę objawioną, do której musimy się niezwłocznie zastosować bez mrugnięcia okiem.