Pojawił się postulat wyłączenia Telegrama, popularnego i bezpiecznego komunikatora, bo posługują się nim „prawicowi ekstremiści”, a także inni radykałowie. Czy taka ingerencja w niewyrażone, ale niejako obowiązujące prawo do prywatności i wolności od prób centralizacji internetu, jest uzasadniona?
Postulat wyłączenia Telegrama
„RMF24.pl” donosi, że w Niemczech pojawił się postulat wyłączenia Telegrama. Popularny komunikator, który zapewnia swoim użytkownikom szeroko zakrojoną anonimowość, ma być wykorzystywany przez prawicowych ekstremistów, a także inne, radykalne grupy osób. Sam szef partii CSU (chadecka partia działająca tylko w Bawarii, ale ściśle współpracująca z CDU), Markus Soeder, wprost wezwał do wprowadzenia prawnej możliwości wyłączenia Telegrama.
Pomysł spotkał się z błyskawicznym odzewem obecnej koalicji rządzącej (SDP, FDP oraz Zielonych). Rządzący wprost wskazali, że takie rozwiązanie nie licuje z konstytucyjnymi wartościami panującymi w Niemczech. Tak też poseł FDP, Konstantin Kuhle, wskazał, że:
Wyłączanie platform cyfrowych nie pasuje do wolnego, konstytucyjnego państwa. Ta propozycja wpisuje się w reżimy totalitarne, ale nie w nasz porządek konstytucyjny
Szefowa komisji ds. cyfrowych, Tabea Roessner, z kolei wskazała, że jest wręcz „zbulwersowana” tego rodzaju populistycznymi pomysłami. Byłaby to powiem cenzura mediów, która w Niemczech nie jest mile widziała.
Pomysł krytykują także niemieccy konserwatyści, co akurat – być może w przeciwieństwie do powyższego – nie powinno dziwić. Państwa, które walczą z Telegramem, to na przykład Iran, Białoruś, czy Rosja oraz Chiny. Rzeczniczka AfD ds. polityki cyfrowej, Joana Cotar, podkreśliła, że Niemcy nie powinni stać w jednym rzędzie z wyżej wymienionymi.
Wyłączyć Telegram? Nigdy w życiu. No chyba że…
Niemieccy politycy dostrzegają pewne inne kwestie. Po pierwsze, państwo powinno móc mieć narzędzia pozyskiwania danych użytkowników w wypadku, gdy za pośrednictwem Telegrama popełnia się przestępstwa. Po drugie, zablokowanie Telegrama spowoduje, że użytkownicy przejdą na inną platformę, gdzie wielu z nich pewnie przeszło na Telegrama na przykład z Facebooka, który ma dosyć restrykcyjną politykę filtrowania treści.
Mimo wszystko jakiekolwiek żądania kierowane wobec Telegrama o udostępnienie konkretnych danych najczęściej nie spotykają się z żadną odpowiedzią, także regulowanie tej materii nie ma jednym słowem za wiele sensu.
Generalnie postulaty ingerowania w prawo do prywatności, czy też tajemnicę korespondencji, czy też w ogóle w wolność od ingerowania w decentralizację i autonomię internetu (co nie wybrzmiewa wprost jako prawo człowieka, ale w mojej ocenie można by je zaliczyć do dziedziny praw kolektywnych, które wchodzą w trzecią generację praw człowieka), zazwyczaj budzą uzasadnione kontrowersje.
Atakowanie Telegrama i tak, jak słusznie dostrzegają niemieccy politycy, nie przyniosłoby żadnego skutku. Warto jednak odnotować, że całe polityczne spektrum – od lewa do prawa – zgadza się co do tego, że nieważne jak głośno grzmi się o „prawicowych radykałach”, pewne prawa i wolności konstytucyjne są po prostu nadrzędne.