Nie od dziś wiadomo, że nasza gospodarka tanią siłą roboczą stoi. Albo raczej stała, bo pracodawcy mają coraz większe problemy ze znalezieniem takich pracowników, których możliwie jak najniższe pensje nie uwierają. Wygląda na to, że trzeba ich szukać w coraz bardziej odległych zakątkach globu. Tym razem naszą gospodarkę mają wspomóc Filipiny.
Pracownicy z Filipin mają chociażby opiekować się osobami starszymi w Polsce
Pracodawcom na pomoc spieszy rząd, starając się ściągnąć do kraju nowe ręce do pracy. W Polsce przebywa wielu pracowników z Ukrainy, dość rozchwytywanych przez pracodawców. Jednak już nie zawsze wpisują się oni w strategie biznesowe pracodawców. Wymusza to konieczność sięgnięcia głębiej. Jak podaje portal interia.pl, ministerstwo rodziny, pracy i polityki społecznej stara się zawrzeć umowę ze swoim odpowiednikiem na Filipinach dotyczącą właśnie zatrudnienia. Wskazuje się, że pracownicy z Filipin mieliby znaleźć zatrudnienie chociażby do opieki nad osobami starszymi.
Rząd Filipin jest otwarty na współpracę z Polską w tej kwestii. Jak informuje jednak ministerstwo, stronie filipińskiej zależy przede wszystkim na gwarancjach zatrudnienia i zakwaterowania dla swoich obywateli. To wyspiarskie państwo liczy obecnie przeszło 100 milionów mieszkańców i przeżywa okres dość intensywnego rozwoju gospodarczego sięgającego 5%. Jednocześnie płace w tym państwie są zauważalnie niższe od polskich. Średnie wynagrodzenie wynosi tam w przeliczeniu ok. 1100 zł.
Polska stara się o pozyskanie siły roboczej także z Wietnamu, Nepalu czy Uzbekistanu
W sprawie ułatwienia sobie dostępu do zagranicznych pracowników na rząd naciskają, rzecz jasna, organizacje pracodawców. Pracownicy z Filipin, a także z Wietnamu i Nepalu, mieliby skorzystać z uproszczonej procedury dostępu do rynku pracy w Polsce. Do tej pory korzystać z niej mogą obywatele Armenii, Białorusi, Rosji, Ukrainy, Gruzji oraz Mołdawii. Ministerstwo jednak twierdzi, że jak na razie takich planów nie ma. Nasz rząd miał również, z powodzeniem, zabiegać w Uzbekistanie o pomoc w uzupełnienie braków siły roboczej za pomocą tamtejszych migrantów zarobkowych.
Dlaczego pracodawcom tak zależy, by do Polski trafiali pracownicy z Filipin, Nepalu, czy Uzbekistanu? To niewątpliwie zasługa przede wszystkim rekordowo niskiego bezrobocia. W maju wyniosło ono, zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego, 6,1%. Polacy zaś, zwłaszcza młodzi, niekoniecznie garną się do płacy w niektórych zawodach w kraju. Jeśli już mają je wykonywać, to za dużo lepszą stawkę na zachodzie Europy. Poważny problem z pozyskaniem pracowników sezonowych istnieje chociażby w rolnictwie. Także pracownicy z Ukrainy niekoniecznie chcą otrzymywać możliwie jak najniższą pensję za naprawdę ciężką pracę.
Pracownicy z Filipin stanowią odpowiedź na coraz większy brak ludzi do pracy w niektórych sektorach gospodarki
W ciągu ostatniej dekady sytuacja na rynku pracy zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Jeszcze wcale nie tak dawno pracodawcy mogli przebierać w pracownikach. Obecnie ci mają na tyle dużo alternatyw, że to o nich pracodawcy muszą walczyć. Przykładem, wielokrotnie skądinąd przywoływanym na łamach Bezprawnika, jest to, w jaki sposób o siłę roboczą konkurują sieci dyskontów. Dochodzi do tego fakt, że dla młodego pokolenia praca jako taka nie jest już wartością samą w sobie. Stała się jedynie środkiem prowadzącym do celu w postaci szeroko rozumianej samorealizacji. Opieranie swojej strategii biznesowej o minimalizowanie kosztów zatrudnienia stało się o wiele trudniejsze niż kiedyś.
W tej sytuacji pracodawcy mieli zasadniczo dwie możliwości: albo zwyczajnie podnieść pensje, albo znaleźć sobie mniej wymagających pracowników. Rząd musi zaś pracodawców wspierać. Brak rąk do pracy w gospodarce, czego by nie mówić o jego przyczynach, jest realnym problemem. Rządzący zaś potrzebują dobrej koniunktury, zwłaszcza przy wszystkich programach socjalnych realizowanych przez obecną ekipę. Związkowcy domagają się regularnego podnoszenia płacy minimalnej, zgodnie zresztą z oczekiwaniami ze strony elektoratu. Wszelkiej maści „uelastycznienie” rynku pracy kojarzy się powszechnie raczej z przyzwoleniem na wyzysk pracownika, niż z dostosowaniem do współczesnych realiów. „Obóz Dobrej Zmiany” starał się zwykle pokazać wyborcom bardziej prospołeczne oblicze, niż otwarcie wspierać wielki biznes.
Konkurowanie za pomocą niskich płac prędzej czy później nie wystarczy, by podtrzymać wzrost gospodarczy
Wydaje się, że powinniśmy się przyzwyczaić do tego, że w Polsce będzie pracować coraz więcej osób z coraz to bardziej egzotycznych państw. Z całą pewnością nie czeka nas zalew milionów imigrantów zarobkowych. Polska nie jest pod tym względem przesadnie atrakcyjnym krajem. Jednak pracownicy, na przykład, z Filipin przysłużą się z pewnością naszemu krajowi, o ile faktycznie do zawarcia umowy pomiędzy obydwoma krajami dojdzie. Silna gospodarka w końcu jest obecnie najlepszym gwarantem pomyślności państwa. Z drugiej strony jednak patrząc, samo poszukiwanie tanich pracowników za granicą to droga prowadząca w dłuższej perspektywie donikąd. Czy nie lepiej byłoby zrobić wszystko, by móc konkurować innowacyjnością i jakością, albo przynajmniej ilością, oferowanych towarów?