Ministerstwo Infrastruktury projekt przepisów, które umożliwią zdawać egzamin na prawo jazdy rok przed uzyskaniem pełnoletności. Tylko po co ktoś miałby to robić? Proponowane przepisy zakładają, że prawo jazdy dla 17-latków byłoby protezą prawdziwego dokumentu. Jakby tego było mało, obejmowałoby tylko niektóre samochody, do 70 kW, czyli ok. 95 koni mechanicznych.
Sam pomysł resortu infrastruktury byłby może godny pochwały, gdyby nie jego kluczowe założenia
W celu poprawy bezpieczeństwa i wyeliminowania wypadków śmiertelnych na drogach do 2050 roku unijna dyrektywa nakazuje państwom członkowskim umożliwienie młodym kierowcom nabywanie uprawnień pod okiem tych bardziej doświadczonych. Ministerstwo Infrastruktury w odpowiedzi przygotowuje zmianę przepisów. Nie chodzi jednak o usankcjonowanie nauki podstaw jazdy samochodem pod okiem rodziców. Chodzi o prawo jazdy dla 17-latków. Takie pełnoprawne? Ależ skąd. W tym właśnie tkwi problem. Propozycja resortu infrastruktury brzmi dość mało atrakcyjnie.
Założenie jest takie, że za zgodą rodziców 17-latek mógłby przystąpić do egzaminu na prawo jazdy ze wszystkimi tego konsekwencjami. Brzmi nieźle? Problem polega na tym, że uzyskane w ten sposób uprawnienia do kierowania samochodem byłyby jeszcze bardziej ograniczone, niż w przypadku młodych kierowców w wieku od 18 do 25 lat.
Bezwzględny wymóg zachowania absolutnej trzeźwości brzmi akurat całkiem sensownie. Komu w końcu przeszkadzałoby to, że młody kierowca mógłby mieć w wydychanym powietrzu 0,0 promila alkoholu? Realne ograniczenia są jednak dwa. Przede wszystkim prawo jazdy dla 17-latków nie pozwalałoby na samodzielne prowadzenie samochodu. Takiemu kierowcy zawsze musiałby towarzyszyć ktoś pełnoletni. Co opiekun miałby zrobić w razie, gdyby nasz młody kierowca popełnił jakiś poważny błąd? Trudno powiedzieć. Typowy samochód nie jest w końcu wyposażony jak pojazdy do nauki jazdy.
Drugie ograniczenie jest wręcz jeszcze bardziej osobliwe. Resort infrastruktury wymyślił sobie bowiem ograniczenie maksymalnej mocy pojazdu. Prawo jazdy dla 17-latków uprawniałoby się do poruszania autami o mocy do 70 kW, co przekłada się na ok. 95 koni mechanicznych. W praktyce mowa przede wszystkim o mniejszych miejskich miastach.
Ograniczone poza granicę zdrowego rozsądku prawo jazdy dla 17-latków to symptom szerszego problemu
Prawo jazdy dla 17-latków nie wydaje się mieć szerokiego zastosowania praktycznego. Ot, posiadanie tego dokumentu pozwoliłoby w najlepszym wypadku podwozić pełnoletnich krewnych do sklepu. W najgorszym: byłoby to raczej odwożenie do domu uczestników zakrapianych imprez. Nikt w końcu nie powiedział jeszcze, że pełnoletni opiekun posiadający prawo jazdy musi być trzeźwy. Brak takiego zastrzeżenia byłby poważnym przeoczeniem. Najlepszym rozwiązaniem dla młodego człowieka byłoby poczekać rok: albo ze zdaniem egzaminu, albo z faktycznym korzystaniem z uprawnień.
Warto także zauważyć, że to nie pierwsze podejście ustawodawcy do skomplikowania życia młodym kierowcom. Najważniejszym jest art. 91 ustawy o kierujących pojazdami, który wprowadza dla nich okres próbny. Ściślej mówiąc, osoby, które po raz pierwszy zdobywają prawo jazdy w wieku 18 do 25 roku życia, przez 2 lata miałyby podlegać specjalnym regułom.
Przez pierwsze 8 miesięcy oznaczałyby auto zielonym listkiem. Między 4 a 8 miesiącem musiałyby przejść dodatkowy koszt doszkalający. Do tego dochodzi dodatkowe ograniczenie prędkości oraz zakaz prowadzenia działalności zarobkowej związanej z kierowaniem samochodem.
Na szczęście nie ma się co wspomnianym przepisem przejmować. Niby obowiązuje, ale jego stosowanie jest zawieszone. Teoretycznie chodzi o wdrożenie rozwiązań technicznych umożliwiających przekazywanie właściwych danych. W praktyce można jednak się zastanawiać, czy władze nie dostrzegły, że przesadziły. W każdym razie przepis na razie jest martwy i bardzo dobrze.
Utrudnianie młodym kierowcom zdobycia prawa jazdy i poddawanie ich coraz to bardziej wymyślnym „okresom próbnym” nie zwiększa bezpieczeństwo na drogach. Czym innym byłoby rozprawienie się z „jeżdżącymi szybko, ale bezpiecznie” piratami drogowymi. Chodzi o wymuszenie na organach ścigania poważnego traktowania tzw. zabójstw drogowych, popełnianych z zamiarem ewentualnym. Rozprawa z pijanymi kierowcami poprzez konfiskatę ich samochód też była krokiem w dobrą stronę.