Paczkomaty, do niedawna uznawane za wręcz modelowy polski start-up, ostatnio rozgrzewają internet z niezbyt pozytywnych powodów. Wystarczy przypomnieć ten filmik, w którym pracownik rzuca paczkami jak workami z ziemniakami. Ale w sieci co chwilę pojawiają się informacje o innych problemach z Paczkomatami. Dlaczego w sieci firma tak często pojawia się w negatywnym świetle? I co robić, jeśli paczka nie dojdzie? Postanowiliśmy się zapytać u źródła.
Przeglądając polski internet, a zwłaszcza serwis Wykop, można mieć wrażenie, że problemy z Paczkomatami zdarzają się niemal co chwilę. Zapytaliśmy o reakcję rzecznika InPostu. Trzeba przyznać, że zareagował błyskawicznie. Już minutę po wysłaniu zapytania na maila, odebraliśmy telefon od Wojciecha Kądziołki.
Piętnaście paczek na sekundę
– Tygodniowo dostarczamy do odbiorców w całej Polsce kilka milionów paczek. W szczycie świątecznym jest to nawet 15 paczek na sekundę podczas 12-godzinnego dnia pracy. Może się zdarzyć i się zdarza, że przy takim wolumenie może dość do awarii skrzynki paczkomatowej – odpowiada rzecznik.
Co zatem jego zdaniem należy zrobić, gdy pojawią się kłopoty? InPost poleca… Messangera. Czy porozmawiamy za jego pomocą z przedstawicielem InPostu? No, nie do końca.
– Każdy nasz klient może zadać pytanie w komunikatorze Messenger. Jeśli automatyczny bot nie rozwiąże problemu, sprawa zostaje przekierowana do naszego FBOK. Jesteśmy jedynym operatorem logistycznym w Polsce, prowadzącym tak szeroką komunikację w mediach społecznościowych – mówi Wojciech Kądziołka.
Zatem przekaz InPostu jest jasny: jesteśmy już naprawdę duzi, więc problemy są nieuniknione. A tak poza tym, to wiele wpisów na mediach społecznościowych o problemach z paczkami nie zawiera prawdziwych informacji. Jeśli jednak zdarzą się problemy – jesteśmy otwarci i reagujemy. Można zrozumieć i firmę, i klientów. Firmę, bo przy kilku milionach paczek tygodniowo pewnie awarie faktycznie są nieuniknione. Ale trudno się nie dziwić klientom, którzy mają przez nie problemy. Możliwe jednak, że problem jest jeszcze gdzie indziej.
Rafał Brzoska to nie polski Jobs, a Paczkomaty to nie produkt premium
Wydaje mi się, że Paczkomaty stały się trochę ofiarą swojego własnego sukcesu, a jeszcze precyzyjniej – swojego początkowo idealnego PR-u. Stąd później wzięło się rozczarowanie. Rafał Brzoska był swego czasu traktowany jako polski Steve Jobs. Twórca idealnego polskiego start-upu, niemal nadwiślańskiego Apple’a czy Facebooka. Czy słusznie? Koniec końców, Paczkomaty powalającą innowacją nie były. Chyba też firma nie jest wybitnie dobrym pracodawcą, skoro Brzoska chce, by pracownicy odbierali telefony po 21. Jeszcze mocniej najbardziej w reputację „polskiego Jobsa” uderzyło to, jak Brzoska potraktował pracowników Bezpiecznego Listu, odsprzedanej spółki-córki InPostu. Doskonale opisał to zresztą Tomek Laba.
Ale Paczkomaty miały świetny wizerunek nie tylko od strony korporacyjnej, przedstawiającej Brzoskę niczym Jobsa. Również na poziomie czysto konsumenckim wszystko wydało się niemal doskonałe. To była przecież firma, która przełamała monopol Poczty Polskiej! Była lepsza, sprawniejsza i nierzadko tańsza niż państwowy moloch. Była też ciekawą alternatywą dla ciągle drogich przesyłek kurierskich. Ale coś co, kosztuje od 10,44 zł brutto i zapewnia błyskawiczną dostawę, nie może być przecież produktem premium. Nie można więc oczekiwać od tej usługi tyle, ile na przykład od renomowanych kurierów. Warto o tym pamiętać w razie ewentualnych przygód z Paczkomatami.
Fot. tytułowa: Artur Andrzej/Wikimedia – CC BY-SA 3.0