REKLAMA
  1. Home -
  2. Zdrowie -
  3. Lekarze przyjmujący prywatnie to teraz lekarze gorszego sortu
Lekarze przyjmujący prywatnie to teraz lekarze gorszego sortu

Prawo wyjątkowo silnie chroni lekarzy tylko wtedy, gdy udzielają świadczeń zdrowotnych w placówkach mających umowę z NFZ-em. Tymczasem zdaniem samorządu lekarskiego ochrona prawna podobna do tej przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych powinna obejmować lekarzy niezależnie od tego, czy pracują w państwowych, czy w prywatnych podmiotach.

Miłosz Magrzyk14.07.2025 8:44
Zdrowie

To rozróżnienie jest postrzegane jako niesprawiedliwe, zwłaszcza w obliczu rosnącej agresji wobec personelu medycznego. Tym bardziej, że pielęgniarki i ratownicy medyczni pracujący w prywatnych podmiotach tej ochrony nie tracą.

Różnice w ochronie prawnej wynikają z ograniczonych przepisów

Aktualne przepisy dotyczące ochrony prawnej lekarzy opierają się na art. 44 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty z 1996 roku. Mówią one, że lekarz jest chroniony jak funkcjonariusz publiczny tylko w przypadku wykonywania zawodu w placówce z umową z NFZ oraz podczas udzielania pomocy w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia. Prywatna wizyta lekarska rządzi się swoimi prawami, dlatego lekarze przyjmujący „u siebie” nie są taką ochroną objęci.

REKLAMA

Przeciwnie do tego ustawy regulujące zawody pielęgniarek i ratowników medycznych przewidują ochronę niezależnie od rodzaju finansowania podmiotu leczniczego. Przez to lekarze w prywatnych placówkach są formalnie mniej chronieni, mimo że ryzyko ataku ze strony pacjentów jest porównywalne.

Naczelna Izba Lekarska zaapelowała więc do Ministerstwa Zdrowia o zmianę prawa tak, by wszyscy lekarze korzystali z ochrony prawnej należnej funkcjonariuszom publicznym niezależnie od tego, czy ktoś pracuje w podmiocie wykonującym działalność leczniczą, który zawarł umowę o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, czy nie.

REKLAMA

Wymiar sprawiedliwości nie zawsze jest w stanie sprostać potrzebom

Wpisanie lekarzy na listę funkcjonariuszy publicznych mogłoby korzystnie wpłynąć na poprawę bezpieczeństwa personelu medycznego. Taki status formalny mógłby wywołać większy respekt wśród pacjentów oraz być dla nich barierą psychologiczną, ograniczającą agresywne zachowania.

Równie ważne jest, by organy wymiaru sprawiedliwości skuteczniej egzekwowały przepisy i nie wykazywały pobłażliwości wobec ataków na lekarzy. Obecnie bowiem często brakuje konsekwentnego ścigania i karania agresorów, zwłaszcza gdy atak ma charakter słowny lub następuje poza miejscem udzielania świadczeń, np. w internecie.

REKLAMA

Zanim ktoś zaatakuje funkcjonariusza publicznego, powinien pomyśleć dwa razy

Kodeks przewiduje konkretne sankcje za naruszenie nietykalności funkcjonariusza publicznego – od grzywien po kary pozbawienia wolności do 10 lat, a nawet do 15, gdy w wyniku czynnej napaści nastąpił skutek w postaci ciężkiego uszczerbku na zdrowiu funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej.

Praktyka pokazuje, że wymiar sprawiedliwości często wykazuje zbyt dużą pobłażliwość wobec osób atakujących personel medyczny, dlatego samo rozszerzenie ochrony prawnej na wszystkich lekarzy nie rozwiąże problemu agresji społecznej. Konieczne są skuteczne działania prokuratur i sądów, które powinny traktować sprawy przemocy wobec lekarzy jako priorytetowe.

REKLAMA
Dołącz do dyskusji
Najnowsze
Warte Uwagi