Przywracanie połączeń PKS to kolejny pomysł rządzących, mający na celu — według swoich założeń — poprawienie poziomu życia „zwykłych Polaków”. W ramach walki z wykluczeniem komunikacyjnym zdecydowano o powołaniu funduszu celowego, a także systemu dofinansowań, dzięki którym lokalne połączenia autobusowe, nawet jeśli byłyby nierentowne, mogą zostać uruchomione.
Przywracanie połączeń PKS
Jak opisuje Rzeczpospolita, szybko okazało się, że samorządy nie chcą przywracać połączeń. Po części obarczają winą zbyt szybko uchwalone przepisy, których brzmienie jest czasem nierozsądnie, ale czasami problem leży zupełnie gdzie indziej.
Komunikacja publiczna w Polsce nie funkcjonuje tak, jak powinna. „Wędrowanie” ośrodków mieszkalnych na obrzeża miast, w połączeniu z wygaszaniem i usuwaniem połączeń m.in. autobusowych w regionach mniej zaludnionych (co ma miejsce od początku lat 90) powoduje, że wykluczenie komunikacyjne stało się poważnym problemem.
Tutaj wkroczyło PiS, które w tzw. piątce Kaczyńskiego, zapowiedziało pakiet reform, wśród których znalazł się właśnie program przywracania połączeń PKS. Wszystko miałoby się odbyć w oparciu o współpracę z samorządami, co jest zarówno rozsądne pod względem organizacyjnym, jak i genialne pod względem politycznym. Wszak jak połączenia nie będą przywracane, to w prosty sposób można „zwalić winę” na samorządowców, bo narzędzie przecież jest.
Dziurawe prawo?
Rzeczpospolita wskazuje, że jedynie garstka samorządowców w ogóle sięgnęła po pieniądze, znajdujące się w funduszu rozwoju przewozów autobusowych. Wielkopolski Urząd Wojewódzki mógł wykorzystać ok. 20 mln złotych, a wykorzystał jedynie milion, co pozwoli na utworzenie 105 połączeń autobusowych. Podobno wpłynęło jedynie 16 wniosków – 4 powiatowe i 12 gminnych.
Na Pomorzu sytuacja wygląda nieco inaczej. Pomorski Urząd Wojewódzki dysponował kwotą 16 mln złotych, a wykorzystano 1 300 000 złotych. Niestety, są to jedne z lepszych wyników. Wiele samorządów nawet nie próbowało skorzystać z pieniędzy, przeznaczonych na przywracanie połączeń. Dlaczego?
Jak wskazuje Bartosz Jakubowski z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego
Samorządy w ogóle nie były przygotowane na przywracanie połączeń autobusowych. Możemy długo mówić o tym, że ustawa jest niedoskonała, że pieniędzy jest za mało, że była procedowana za szybko, ale jednak wyszły na jaw skutki tego, że przez wiele lat nie robiono tam wokół tematu transportu zbiorowego dokładnie nic
Problemem jest fakt, że początkowo pieniądze gminy muszą wyłożyć „z własnej kieszeni”. Na niekorzyść ustawy działa także konieczność starania się o dofinansowanie co roku.
W wielu miejscach problemem może być lokalny nepotyzm. Mówiąc kolokwialnie, dziwnie wyglądałoby, gdyby chwilę przed przyjazdem dotowanego PKS-u przyjeżdżał szwagier wójta prywatnym busem, który od lat zajmuje się „przewozem” mieszkańców. W wielu miejscach transport publiczny świadczony jest przez prywatne przedsiębiorstwa, nierzadko związane z lokalnymi władzami, którym nie na rękę byłoby kontrolowanie przepływu funduszy.