Z wielkim zdumieniem przeczytałem dziś felieton Rafała Wosia, który zdaje się być przeciwnikiem podwyżki stóp procentowych.
Wydawało mi się, że publicysta w sposób jednoznaczny i raczej bezsporny utożsamiany z lewicą, powinien stać w pierwszym szeregu z grupą osób, które proszą Radę Polityki Pieniężnej o natychmiastową interwencję.
Inflacja w Polsce to nie żart. Ceny rosną bardzo dynamicznie, widać to nie tylko na wszystkich wskaźnikach polskich i europejskich ekonomistów, ale przede wszystkim przy kasach w sklepach spożywczych. Co wywołuje inflację? Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie ma. Powodów jest zapewne kilka. Na Bezprawniku już od 2015 roku przestrzegałem, że radosne rozdawnictwo programu 500 plus, może zaowocować wzrostem poziomu inflacji. Z pewnością nie pomogła też pandemia, która wywołała konieczność dodruku pieniędzy na prawie całym świecie. Ale to Polska w krajach „pierwszego świata” radzi sobie z tym najgorzej.
Choć oczywiście uczeni ekonomiści lubią się spierać w swojej ocenie tej sytuacji, inflacja jest co do zasady zjawiskiem negatywnym. Szczególnie, gdy jest to inflacja, która powoli wymyka się spod kontroli. Ale ze wszystkich ludzi na świecie, na inflacji najbardziej tracą ludzie ubodzy. Tymczasem Rafał Woś, jak zresztą wielu przedstawicieli polskiej myśli lewicowej, woli trzymać się pojęć doktrynalnych i dla zasady gnębić wyższą klasę średnią, niż w rzeczywistości pochylić nad problemami ludu. Najwyraźniej perspektywa utraty 5% majątku przez milionera jest bardziej pasjonująca, niż staruszka, która w zakupach na stałe musi zrezygnować z masła.
W swoim tekście na łamach Salon24 Woś pisze co następuje, wskazując, że inflacja jest przede wszystkim problemem milionerów:
Kluczowe jest to, aby zrozumieć dlaczego chcą nas przestraszyć. Ale to jest akurat proste. Straszą, bo tracą. Im więcej mają zakumulowanego kapitału tym więcej tracą. A oni nie lubią tracić. Nie lubią tracić, bo (jak już wspomniałem) na zakumulowanym kapitale budują swoją społeczną pozycję. Potrzebują go, żeby czuć się lepszym od całej reszty. Żeby móc łatwiej wymuszać swoją wolę i sprawować władzę. I właśnie dlatego oni lubią nierówności. I są gotowi zrobić bardzo wiele, by nie dopuścić do ich zmniejszenia.
Oszczędności są dobre. Róbcie oszczędności!
Na samym wstępie polemiki z Rafałem Wosiem, którego poglądów generalnie nie podzielam, nie zgadzam się z nimi, nie uważam za przesadnie mądre, ale mimo to mam jakąś taką personalną nić sympatii, chciałbym wskazać jedno. Otóż, może jestem XIX-wieczny, może przemawia przeze mnie konserwatywna zaściankowość, ale ja generalnie nie widzę nic złego w tym, że ludzie mają oszczędności. Powiem więcej, każdy powinien mieć oszczędności! Oszczędności to bardzo dobra rzecz, która daje na przykład wolność na rynku pracy. Nie musimy znosić szalonego szefa, jeśli wiemy, że jesteśmy w stanie przez rok szukać nowej pracy, bo mamy z czego żyć. Daje wolność w sytuacjach kryzysowych, bo pozwala iść na prywatną wizytę do lekarza. Daje wolność finansową, bo nie trzeba brać pożyczki na zakup pralki. Daje wolność psychiczną, bo nawet jeśli z pieniędzy nie korzystamy, to po prostu dzięki ich obecności czujemy się bezpieczni.
Nie uważam, żeby atakowanie takiej postawy było fair. I choć oczywiście Rafał Woś pewnie ma na myśli mitycznych milionerów, którzy mieszkają w Kaczogrodzie i nurkują w swoim skarbcu, to jednak inflacja godzi w ludzi wolnych. W ludzi wolnych nie tyle z nadania, co wolnych dzięki pracy i wolnych dzięki swojej własnej odpowiedzialności.
RPP musi podnieść stopy procentowe
Jak to zrobić w praktyce? Jednym ze starych i sprawdzonych sposobów utrzymywania nierówności społecznych jest właśnie wysoka stopa procentowa banku centralnego. Stopa procentowa to przecież nic innego jak rodzaj płacy minimalnej dla zakumulowanego kapitału. Im wyższa jest stopa, tym większe są zyski rentierów. I tym większa szansa na zachowanie ich wpływów, władzy i potęgi w społeczeństwie.
– pisze Rafał Woś na łamach Salon24.
I ja się z tym stwierdzeniem w sposób oczywisty nie zgadzam. Jednym z podstawowych narzędzi walki z inflacją jest podwyżka stóp procentowych. To ma z kolei dwie konsekwencje. Negatywną dla osób, które mają kredyt hipoteczny i co do zasady pozytywną dla wszystkich innych. Wiecie co zrobił Erdogan, gdy inwestorzy z całego świata uciekli z Turcji po nieudanym zamachu stanu? Zaczął podnosić stopy procentowe do nieprzyzwoicie wysokiego poziomu, aż w końcu kapitał pokornie powrócił do Turcji, gdyż nieobecność na tamtym rynku byłaby po prostu rażącą niegospodarnością.
Wyższe stopy procentowe to możliwość nie tyle zarabiania na oszczędnościach, co przynajmniej nietracenia ich w wyniku postępującej inflacji. To brak sytuacji, gdy za przechowywanie pieniędzy w banku trzeba dopłacać. To rozwijająca się gospodarka. Ja oczywiście bardzo powierzchownie tłumaczę mechanizm działania stóp procentowych, ale szczegóły zostawmy ekonomistom, z Rafałem Wosiem naparzając się jak publicysta z publicystą. Sloganami.
Bo Rafał Woś w gruncie rzeczy operuje sloganami. Pokrzyczy coś o rentierach wywołując okrzyki zrozumienia na lewicowych twarzach, które w żadnym modelu gospodarki nie miałyby szans na sukces ekonomiczny, bo są po prostu leniwe, niezdolne i przede wszystkim głupie… jeśli faktycznie wierzą w te slogany.
Inflacja to problem dla bogatych ludzi
Ja nie jestem wprawdzie bogaty, ale popełniam na lewicy grzech największy – staram się mądrze myśleć o swoich pieniądzach, więc wierzę, że pewnego dnia będę. Ale nie narzekam, mam trochę oszczędności, na dodatek porozrzucanych! Jak wszyscy kupowali akcje firmy robiącej gierki (która musiałaby chyba wydać z 10 gier, by realnie zaspokoić te wyceny), to ja kupowałem PKO BP i Pekao S.A. (ogromne wzrosty), Bitcoina trzymam od 2017 roku (ogromne wzrosty), mam trochę franków szwajcarskich, trochę dolarów, a na dodatek mam kredyt hipoteczny na 30 lat.
Ja głupi – jak go brałem – to chciałem go nadpłacać, zamknąć temat możliwie szybko, ale jeśli niskie stopy procentowe się utrzymają, to ja sobie z tego kredytu spłacę jeszcze – nie wiem – ze 3 mieszkania, bo taki kredyt robi się bardziej opłacalny od trzymania pieniędzy na koncie w banku. I wiem, że nie jestem osamotniony w traktowaniu taniego kredytu hipotecznego jako interesującej alternatywy inwestycyjnej na czasy inflacji. Ostatnio zdaje się, że znany internetowy inwestor Independent Trader podobny manewr wykonywał – lub planuje wykonać – w Hiszpanii. Facet ostatnio trochę odjechał swoimi wypowiedziami w kwestiach pandemii, ale generalnie na pieniądzach zna się jak mało kto.
Żeby była jasność, a także żeby na Placu Zbawiciela sojowa latte nie była dziś przesadnie gorzka – to nie są jakieś wielkie kwoty. Ja nie mam nerwów i serca do inwestowania, mnie Bóg stworzył do publicznego piętnowania braku sensu w lewicowej publicystyce. Ale skoro ja sobie radzę z unikaniem inflacji, to jestem przekonany, że przysłowiowi* państwo Kulczykowie też sobie z tym radzą. Przy czym, jak zauważyliście, nierzadko wiąże się to z wyprowadzaniem kapitału za granicę. Czy to jest naprawdę takie dobre?
Inflacja to tragedia dla biednych ludzi
Rafał Woś w swoim tekście dowodzi, że zarobki rosną szybciej, niż wskaźniki inflacji. Ale to znów jest mało lewicowe. Po pierwsze, choćby dlatego, że statystyka opowiada nam tylko wycinek jakiejś historii, ale nie do końca mówi całą prawdę. Na skutek inflacji, różnych zmian w prawie i nowych podatków, ceny mieszkań znowu galopują w górę. Nawet pomimo widma dwóch koncepcji PiS na podatek katastralny w najbliższym czasie. I żadna, ale to żadna podwyżka pensji minimalnej czy nawet średnich wynagrodzeń, tego nie zrównoważy. Wynika to z kilku aspektów:
- inflacja w naturalny sposób podnosi wysokość cen
- inflacja podnosi poziom cen produktów, z których mieszkania są budowane
- inflacja podnosi wynagrodzenia budowlańców
- inflacja popycha zamożnych ludzi do uciekania z gotówki w kierunku nieruchomości, co z kolei również zwiększa ich ceny
Rzeczywistość wygląda więc dokładnie odwrotnie, niż rysuje ją w swoim felietonie Rafał Woś. Większa inflacja to jeszcze większa dysproporcja klas. Jest ona problemem dla jednych i drugich, ale tak naprawdę stwarza też masę nowych problemów, które przy zdrowym poziomie inflacji by nie istniały. Pisałem o tym zresztą w swoim felietonie, w którym postulowałem mądry (słowo klucz) podatek katastralny. To taki, który przede wszystkim nie karze, a motywuje do wydawania pieniędzy w innych sektorach lub do oszczędzania.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której lewicowy publicysta zdaje się zapominać. Wysoka i będąca poza kontrolą inflacja to balansowanie na linie, które może mieć nieprzewidziane konsekwencje. I jeśli nagle się okaże, że RPP będzie musiała podnieść stopy procentowe, ale ta podwyżka nie zatrzyma wzrostu inflacji… Będziemy mieli bardzo duży problem. A największy mają ci, którzy nie mają nieruchomości, nie mają euro, sztabek złota, bitcoinów i akcji Apple. Mają ci, którzy muszą myśleć czy do końca miesiąca starczy im na jedzenie lub ewentualnie spłacają kredyt na swoje jedyne mieszkanie, na styk wyrabiając się z ratą przy najniższym poziomie stóp procentowych.
Obyśmy tego scenariusza uniknęli. Ale, Rado Polityki Pieniężnej, w swojej nieskończonej mądrości słuchaj proszę raczej głosów płynących bardziej ze strony Bezprawnika.
* nie, nie przytoczę przysłowia o państwach Kulczykach, ale nauczcie się wreszcie, że słowo „przysłowiowy” nie zawsze odnosi się do istniejącego przysłowia