Wczoraj, gdy przeglądałam sieć, natknęłam się na artykuł dotyczący prognozy zatytułowanej „Gospodarka i rynki w 2019 roku”. Okazało się, że jest to raport mBanku. Tyle, że oprócz analiz ekonomicznych i wskazania pewnych trendów, bank pozwolił sobie na dygresje polityczne. I to takie, w których sugerował, która opcja polityczna wygra tegoroczne wybory.
Raport mBanku. Gospodarka globalna, gospodarka polska i…polityka
Niektóre banki od czasu do czasu decydują się na publikowanie raportów. Rzadko są to analizy wykraczające poza przegląd i ocenę bieżących trendów. mBank postanowił jednak pójść krok dalej i na początku każdego roku publikuje raport „Gospodarka i rynki”. Opracowaniem dokumentu zajmują się bankowi analitycy, którzy próbują przewidzieć, co zdarzy się w gospodarce w danym roku. Raport mBanku zawiera dwa duże działy prognoz – dla gospodarki światowej i dla gospodarki Polski. Każdy z tych działów jest podzielonych na kilka mniejszych – np. prognozy dla rynku surowcowego czy polityki fiskalnej. I o ile to jest oczywiste, o tyle zastanawiam się, na ile zasadne było wrzucenie do raportu małej rubryczki zatytułowanej „Polityka”.
Czy w raporcie bankowym powinno być miejsce dla prognoz politycznych?
Zasadniczo jestem zdania, że banki powinny trzymać się z dala od polityki. Jakiejkolwiek. Oczywiście – jeśli rząd chce wprowadzić np. jakieś obostrzenia, które bezpośrednio dotkną bank, to logiczne jest, że przedstawiciele instytucji zaprotestują. Może będą chcieli się spotkać, może prześlą rządzącym swoje oficjalne stanowisko. To jest oczywiste. Ale umieszczanie prognoz politycznych w raporcie bankowym? Zestawianie poparcia dla poszczególnych rządów?
W raporcie „Gospodarka i rynki” znajdziemy takie wymowne zdanie:
Mając na uwadze obecny obraz sceny politycznej i relatywnie niewielkie pogorszenie sytuacji gospodarczej przewidujemy zwycięstwo PiS w wyborach parlamentarnych jesienią b.r.
Jednocześnie mBank zastrzegał, że sytuacja w każdej chwili może ulec zmianie – tak jak miało to miejsce w 2015 r. przed poprzednimi wyborami parlamentarnymi.
W pierwszym momencie nie mogłam zrozumieć, jakim cudem w raporcie ekonomicznym prywatnego banku (o tym należy cały czas pamiętać) znalazło się miejsce dla wróżenia wyników tegorocznych wyborów. Co więcej, zdanie „PiS wygra wybory” nie jest poparte jakimiś analizami, ot – rzucono trzy wykresy na krzyż (przy czym dwa z nich niewiele mówią, co przyznają sami analitycy) i napisano wniosek.
Jeszcze zrozumiałabym to, gdyby na następnej stronie nastąpiła jakaś szersza analiza tego, jak jedna czy druga władza może wpłynąć na polską gospodarkę, na inwestorów, na ludzi biorących kredyty. Okay, w porządku. Ma to sens.
Jednak na następnej stronie znalazły się trzy „scenariusze” (w cudzysłowie, bo każdy scenariusz zawierał się w 2-3 linijkach). Coś w rodzaju „Jeśli opozycja wygra niespodziewanie wybory, to nie będzie licytacji na wzrost wydatków budżetowych. Deklaracja o przystąpieniu do strefy euro (wzmocnienie oczekiwań niskich stóp proc.).
Tak wygląda cały scenariusz. Błyskotliwa analiza wpływu wyborów na gospodarkę.
mBanku, nie idź tą drogą. To po prostu nie wygląda dobrze
Raport mBanku był jeszcze w części poświęcony PIT-om i świadczeniu 500+ (i jego przewidywanej rewizji). Dalsze strony raportu dotyczyły już konsumpcji, inwestycji publicznych itd., bez zbędnego zagłębiania się w politykę. I ja naprawdę zdaję sobie sprawę, że ekonomia i polityka to dwie nierozerwalnie związane ze sobą dziedziny, które wzajemnie na siebie oddziałują. Tylko że raporty polityczno-ekonomiczne powinny być tworzone przez specjalne firmy i instytucje, a nie przez prywatne banki. Szybciej spodziewałabym się raportu o trendach kredytowych, zaległościach Polaków czy zaufaniu społeczeństwa wobec banków.
Ktoś może stwierdzić – no dobrze, ale mBank to przecież prywatny bank, więc może robić co chce i nic nikomu do tego. Owszem, tylko że bank prognozami politycznymi strzela sobie w przysłowiową stopę. Przede wszystkim – wizerunkowo. Podchodzę nieufnie do instytucji, które w politykę mieszać się nie powinny (by być wiarygodne), a mimo to – robią to. I to, jak się wydaje, nieco bezrefleksyjnie (bo dalsza „analiza” powyborcza dotycząca oddziaływania na gospodarkę była, delikatnie mówiąc, słaba). Ile osób pomyśli tak jak ja: po co mBank już w styczniu próbuje ogłosić zwycięstwo partii rządzącej? mBank nie jest firmą przeprowadzającą sondaże. Ani żadnym medium. Więc po co?
I nie chodzi tutaj o to, kto zdaniem mBanku wygra wybory, tylko o to, że mBank w ogóle zajmuje się tym tematem (i to ledwo wiążąc to z gospodarką). Obstawiam, że wielu klientów jakiegokolwiek banku nie czułoby się komfortowo z informacją, że instytucja, której powierzyli pieniądze, zaczyna zajmować się politycznymi prognozami. Bo polityka nie kojarzy się z żadnym komfortem, a na pewno nie z bezpieczeństwem.
Parafrazując słowa pewnego znanego polityka – mBanku, nie idź tą drogą. Nie ma takiej potrzeby. A wróżenie z fusów zostaw sondażowniom.