Czym to się kończy? Raport samochodowy wygląda atrakcyjnie, auto sprzedaje się szybciej, a pośrednik inkasuje procent od transakcji. Dla uczciwego klienta to pułapka, w którą łatwo wpaść.
Samochód idealny na papierze może być nieidealny w realu
Właściciel Audi A4 z 2019 roku, jedyny użytkownik od nowości, pojazd bez tajemnic, pełna dokumentacja, każda faktura w segregatorze. Auto miało za sobą jedynie drobną szkodę parkingową na tylnym błotniku i zderzaku, naprawioną zresztą w autoryzowanym serwisie. Mimo transparentności i udostępnienia numeru VIN potencjalny klient po weryfikacji poprzez raport nagle rezygnuje. W dokumentach pojawia się informacja o rzekomym cofnięciu przebiegu i zupełnie innym zestawie uszkodzeń. Co więcej, właściciel otrzymuje wersję różniącą się od tej, którą zobaczył kupujący.
Na drugim biegunie stoi historia poszukiwacza rodzinnego kombi, który trafił na kusząco wycenionego Peugeota 308. Samochód sprowadzony z Włoch, użytkowany przez właściciela około roku, prezentował się bez zarzutu. Krótka jazda testowa, drobne usterki w stylu niedziałającego czujnika parkowania, które sprzedający obiecał usunąć, a do tego pozytywna opinia mechanika po obejrzeniu samochodu na podnośniku – wszystko wskazywało na uczciwy zakup. Dopiero po sprawdzeniu historii pojazdu pojawiła się wątpliwość: raport wycenił szkodę na kwotę zbliżoną do wartości auta, podczas gdy zdjęcia przedstawiały jedynie kilka rys i obtarcie błotnika. Nasuwa się pytanie: skąd tak rozbieżne dane?
Raporty nie zawsze są doskonałe, ale bywają pomocną wskazówką
Im więcej podobnych historii, tym mniej zaufania do płatnych raportów i sprzedawców. Zdarza się, że jedne auta mają szczegółową dokumentację szkód, a inne nie. Raport niekiedy wydaje się niepełny lub może przedstawiać informacje z niezweryfikowanych baz. A gdy do tego dochodzi ryzyko nieczystej współpracy między sprzedawcą a przedstawicielem firmy generującej protokół, sytuacja staje się wyjątkowo niebezpieczna dla kupującego.
Wydawałoby się, że jeśli raport zdalny uzupełnimy o wizytę mobilnego rzeczoznawcy, to będziemy mieli pewność, że nie kupimy kota w worku. Niestety mobilny rzeczoznawca również może okazać się nierzetelny, a w skrajnym przypadku dogadać się ze sprzedającym i próbować manipulować wynikami oględzin lub opisem stanu technicznego samochodu w taki sposób, aby uzyskać korzyść finansową, np. w postaci prowizji od szybkiej sprzedaży.
Ponadto korzystanie z raportów ma jeszcze inny mankament. W internecie można natknąć się na spreparowane strony z takimi usługami. Przestępcy przeglądają ogłoszenia z używanymi samochodami, dzwonią do sprzedających i od razu akceptują cenę. Po chwili „klient” informuje, że przed finalizacją transakcji potrzebuje raportu historii pojazdu. Wysyła sprzedawcy link do rzekomo renomowanej strony, a w rzeczywistości do serwisu kontrolowanego przez hakerów. Właściciel auta skuszony wizją szybkiego zarobku płaci około 100 czy 200 zł za raport, który okazuje się bezwartościowy, bo zawiera zmyślone dane. Oczywiście zaraz po tym kontakt z „kupującym” się urywa.
Spróbujmy w tym pójść o krok dalej. Nie sposób wykluczyć, że oszukany i wściekły z tego powodu sprzedający nie zechce na niczego nieświadomym człowieku zrekompensować sobie straty, podsuwając mu jako prawdziwemu klientowi „ekspercki” raport od oszustów. Rzecz jasna tylko wtedy, gdy ów raport akurat jest dla sprzedawcy korzystny, mimo że w istocie nieprawdziwy.
Przy zakupie auta z drugiej ręki kierowcy boją się zwłaszcza nieujawnionych problemów
Z opublikowanego w tym roku raportu „Fakty i mity rynku aut używanych” autoDNA na podstawie badań Minds & Roses wynika, że aż 86 proc. kierowców obawia się nieujawnionych problemów z autem; 31 proc. nabywców zmuszonych jest do inwestycji w auto niemal od razu po zakupie, a kolejne 29 proc. staje przed koniecznością wydatków w ciągu kilku miesięcy. Dlatego kierowcy domagają się przejrzystości podczas transakcji. Wśród kierowców, którzy znali pełną historię pojazdu, łącznie z informacjami o szkodach, odsetek zadowolonych z zakupu po pół roku od finalizacji transakcji wynosił aż 95 proc.
Aż 88 proc. respondentów chce mieć dostęp do wszystkich informacji o szkodach i historii pojazdu, a 67 proc. kierowców uważa, że udokumentowana historia szkód oraz ich likwidacji wcale nie obniża, a wręcz zwiększa wartość używanego samochodu.