Nad tą ustawą pracuje parlamentarny zespół do spraw ochrony zwierząt. Niech jednak nie zmyli was jego nazwa. To raczej zespół pełnego wsparcia dla branży futerkowej i rolników. Zwierzętami się zajmuje, ale chyba nie do końca tak jak powinien. Dowodem na to jest dyskutowany właśnie projekt zmiany ustawy o ochronie zwierząt. Jeśli wszedłby on w życie, ratowanie zwierząt z rąk sadystycznych oprawców stałoby się… zakazaną praktyką.
Ratowanie zwierząt przez aktywistów zakazane?
Statystyki są jednoznaczne. Jak pisze Onet.pl, tylko w zeszłym roku organizacje, dla których ratowanie zwierząt to codzienność, wykonały 13 tysięcy interwencji. To one ujawniają ponad 90 procent przypadków znęcania się nad zwierzętami. Często wkraczają do akcji w ostatniej chwili, kiedy konie przymierają głodem, psy padają z wycieńczenia, albo – jak w przypadku ostatniej historii z Prabut – gdy oprawca pochwali się pobiciem kota w sieci. A liczba wyroków w sprawach o znęcanie się nad zwierzętami rośnie. Ta działalność, jak się okazuje, nie podoba się grupie posłów z połączonych sił Prawa i Sprawiedliwości, Konfederacji i koalicji PSL-u i Kukiz`15. To oni zorganizowali w Sejmie dyskusję o planowanych zmianach w prawie.
Co obejmuje ustawa o ochronie zwierząt w wersji proponowanej przez posłów? Otóż zwierzę będzie można odebrać właścicielowi tylko na podstawie opinii powiatowego lekarza weterynarii. Urzędnika, który pracuje osiem godzin dziennie, a w weekendy ma zwykle wyłączony telefon. Dla aktywistów to rewolucja, bo bardzo często swoje interwencje opierali na szybkim, natychmiastowym działaniu, często z zaskoczenia. „Żadna organizacja zajmująca się ochroną zwierząt nie będzie mogła odebrać potrzebującej istoty od oprawcy, a co gorsza, zapewnić skrzywdzonemu przez człowieka zwierzęciu jakiejkolwiek opieki, nie mówiąc już o należytej i profesjonalnej”, pisze na Facebooku Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt. Nowe przepisy nakazywałyby przewiezienie odebranego zwierzęcia do schroniska, a nie do prowadzonej np. przez OTOZ Animals kliniki. Zresztą co my tu piszemy o odebraniu zwierzęcia! Ustawa i tak zakazywałaby organizacjom pozarządowym odbierać zaniedbanego czworonoga, jeśli przebywałby on na terenie posesji oprawcy.
Komu nie podoba się ratowanie zwierząt?
Pewnie, czytając to, zastanawiacie się kim są ludzie, którzy chcą tak radykalnych zmian. Otóż są to politycy, którzy dokładnie słuchają tego, co mówią ich wyborcy. Czyli bardzo często rolnicy. Dla wielu z nich prawo własności zwierzęcia to świętość. I nawet zaniedbanie czy zagłodzenie czworonoga tego prawa nie umniejsza. „Obecnie można odebrać rolnikowi wszystkie zwierzęta, a on z tego żyje. To nie jest tak, że on trzyma je dla własnego hobby. I rolnicy upadają. Jak ktoś ma psa czy kota, jest z nim związany, odbiera się te zwierzęta i wtedy zwierzęta cierpią i cierpią właściciele tych zwierząt, a później latami tych zwierząt nie można odzyskać”, mówił poseł Jarosław Sachajko z Kukiz`15, cytowany przez stowarzyszenie Otwarte Klatki. Pan poseł, jak rozumiem, zna tylko takie przypadki, gdy źli aktywiści wchodzą na podwórko dobrego człowieka i wyrywają im psa z rąk. Nie, panie pośle. Aktywiści interweniują tylko wtedy, gdy widzą że zwierzę cierpi, a właściciel ma je w nosie.
A jeśli chcecie zobaczyć, jak wygląda świat równoległy, to mamy tutaj jeszcze jeden cytat. Renaty Beger. Tak, tej słynnej Renaty Beger z Samoobrony, która dziś – najwidoczniej – wraca do polityki. I uderza w wysokie tony. „Nie udawajcie, że dbacie o zwierzęta. Nie chodźcie, nie nękajcie rolników, ponieważ to rolnicy są ekologami”, mówiła do aktywistów pani Beger. Wszystko jasne? No to proszę się rozejść.
Czy rolnicy dopną swego?
Ustawa jest wciąż na wczesnym etapie procedowania. Wszystko wskazuje na to, że nie będzie planów przepchnięcia jej na hop-siup, tak jak to było w przypadku ustaw sądowych (jak to brzmi!). Aktywiści powinni pamiętać, że mogą w pewnym momencie otrzymać bardzo istotne wsparcie. I to z samego serca partii rządzącej. Prezes Jarosław Kaczyński w poprzedniej kadencji przecież parę razy dał się pokazać jako miłośnik zwierząt, blokując kontrowersyjne ustawy. Niewykluczone więc, że i w przypadku tego prawa „prezes się wścieknie”. I całe lobby pochowa się do norek.