To, jakie wygibasy robią politycy partii rządzącej w kwestii przecież nieuchronnych podwyżek cen prądu, przyprawia o ból głowy. Wraz z informacją o wzroście kosztów automatycznie pojawił się temat rekompensat. Początkowo miały być one dla wszystkich. Dziś wiemy już, że rekompensaty za prąd będą tylko dla najuboższych. I po co było mydlić Polakom oczy?
Rekompensaty za prąd tylko dla najuboższych – dlaczego?
Minister aktywów państwowych Jasek Sasin dziś w Radiu Plus był pytany o sprawę rekompensat. „Będą one dotyczyć stu procent zwrotu tego, co zostało podniesione dla osób w pierwszym progu podatkowym. To jest jedyne kryterium. Do tych osób mniej zamożnych to jest kierowane”, powiedział wicepremier. To nowość, bo do tej pory mówiło się o rekompensatach dla wszystkich gospodarstw. Teraz nagle rząd zmienił taktykę i, starym i utartym schematem, postanowił wejść w buty Robin Hooda. Oddać biednym, a bogatszych zostawić z podwyżkami.
Być może ta deklaracja nie byłaby tak irytująca gdyby nie to, że sprawa rekompensat w dziwaczny sposób ewoluowała przez ostatnie tygodnie. Najpierw była mowa o tym, że nie będzie w ogóle podwyżki cen prądu. Co już wydawało się absurdalne, zważywszy na rosnące koszty we wszystkich niemal branżach. Potem pojawiła się deklaracja: rekompensata za podwyżki cen prądu. „Polskie rodziny, indywidualni odbiorcy energii nie poniosą kosztów wzrostu cen energii, który jest wzrostem obiektywnym, nie wynikającym oczywiście z działań rządu”, mówił jeszcze w styczniu w radiowej Trójce wicepremier Sasin. Dziś można wywnioskować, że owe „polskie rodziny” to jedynie rodziny w pierwszym progu podatkowym. Bo tylko one mogą liczyć na rekompensaty.
Kiedy najubożsi dostaną rekompensaty?
Zanim jednak rekompensaty trafią chociaż do tych najuboższych, przez cały rok będą oni płacić więcej za prąd. Jacek Sasin w Radiu Plus powiedział, że dopiero w 2021 roku będzie można określić wysokość zużycia energii przez danego odbiorcę. Następnie trzeba będzie złożyć odpowiedni wniosek, czyli zapewne pofatygować się do swojego operatora. Minister aktywów państwowych szacuje, że państwo dołoży do rekompensat 3 miliardy złotych. Ale z rozbrajającą szczerością dodaje, że spodziewa się że kwota ta zamknie się w połowie tego. Bo „być może” nie wszyscy taki wniosek złożą. Aha, czyli liczymy na to, że odbiorcy energii się po prostu nie zorientują.
Po co to całe zamieszanie?
Obecny rząd ma swego rodzaju obsesję na punkcie tego, żeby – rzekomo – nie wprowadzać żadnych podwyżek ani nowych podatków. Tymczasem są one w ostatnich tygodniach podnoszone już niemal w każdej dziedzinie życia. Tylko czasami tylnymi drzwiami, czasami z argumentacją że „robimy to dla zdrowia Polaków”, a czasami w materii tak skomplikowanej, że szary zjadacz chleba i tak nic z tego nie zrozumie. Prąd jest tematem powszechnym, gorącym, dlatego podwyżki stały się przedmiotem kuriozalnych akrobacji słownych. Ale pożądany skutek być może zostanie osiągnięty. Część elektoratu Prawa i Sprawiedliwości faktycznie pomyśli, że rząd dał im rekompensaty ze swojej kieszeni. Nie orientując się, że rządowa kieszeń jest częścią wspólnego portfela wszystkich Polaków.