Awantura o dawane dzieciom klapsy udowadnia jedno. Rzecznicy od wszystkiego są nam niepotrzebni

Codzienne Państwo Dołącz do dyskusji (251)
Awantura o dawane dzieciom klapsy udowadnia jedno. Rzecznicy od wszystkiego są nam niepotrzebni

Rzecznik Praw Dziecka, ma – jak sama nazwa wskazuje – bronić praw dziecka. Czym się tymczasem naprawdę zajmuje? Bronieniem „praw” rodziców do dawania klapsów. Czy więc naprawdę warto w obecnych realiach utrzymywać tę instytucję? A Rzecznik Praw Dziecka nie jest jedynym rzecznikiem, bez którego moglibyśmy się obyć.

W wielu demokracjach funkcjonuje ktoś taki jak Ombudsman, co po prostu oznacza w języku szwedzkim „rzecznika”. W założeniu ma to być niezależny urzędnik, który patrzy władzy na ręce – i kontroluje przestrzeganie „praw i wolności jednostki”.

Funkcjonowanie Ombudsmana uzasadniano tym, że przecież jednostka jest zawsze słaba w starciu z państwową machiną – i nie zawsze ma możliwości dochodzić swoich praw.

W Polsce też mamy swojego Ombudsmana – już od 1988 r. funkcjonuje urząd Rzecznika Praw Obywatelskich. To, w jaki sposób funkcjonował przez lata (i funkcjonuje do dziś) ten urząd, to chyba jeden z największych sukcesów naszej demokracji. I trzeba przyznać, że rzecznikami zostali niemal wyłącznie naprawdę wybitni urzędnicy państwowi. RPO byli m.in. Ewa Łętowska, Janusz Kochanowski, Andrzej Zoll czy Adam Bondar.

Wszyscy z trochę innych światów, ale żadna z tych osób nie była zwykłym karierowiczem, wysługującym się jakiejś partii. Były to naprawdę osoby, które troszczyły się o dobro wspólne.

Jak to się dzieje jednak w Polsce dość często, nie poradziliśmy sobie z tym sukcesem.

Rzecznik Praw Dziecka, Rzecznik Praw Podatnika, a może niedługo Rzecznik Miłośnika Grillowania?

Mogliśmy w Polsce chuchać i dmuchać na urząd RPO. Zamiast tego, po pierwsze rozpoczęły się próby ograniczenia jego niezależności, a po drugie – zaczęły powstawać kolejne urzędy rzeczników do spraw wszystkiego.

W normalnych warunkach można by stwierdzić, że skoro urząd RPO radzi sobie całkiem nieźle, to warto poszerzać jego kompetencje. Na przykład o kontrolowanie tego, jak władza przestrzega praw dziecka.

Zamiast tego, w 2000 roku stworzono zupełnie nowy urząd Rzecznika Praw Dziecka. Urząd kosztuje nas w tej chwili sporo ponad 11 mln zł rocznie.

Czytając ostatni wywiad obecnego RPD, Mikołaja Pawlaka, można uznać, że po prostu wyrzucamy te pieniądze w błoto.

„Klaps nie zostawia wielkiego śladu”, „Trzeba rozróżnić, czym jest klaps, a czym jest bicie”, „Wiele osób nawet podniesienie głosu może uznać za przemoc”, mówił Pawlak w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.
Właściwie komentować się tego nie chce. Chciałoby się tylko zapytać, czy naprawdę 11 mln zł z naszych podatków musi iść na uzasadnianie bicia dzieci?
W obecnej sytuacji chyba urząd RPD najlepiej byłoby po prostu zlikwidować. Ale zamiast tego powstają kolejne urzędy rzeczników do spraw wszystkiego. Od zeszłego roku mamy Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców. Czym się zajmuje? Właściwie nie wiadomo. Na początku było nawet w mediach głośno o jego całkiem sensownych propozycjach, ale szybko wszystko ucichło. RMiSP pochłania rocznie niemal 20 mln zł z budżetu.
Ale to nie koniec – zaraz będziemy mieli Rzecznika Praw Podatnika. Z budżetem w wysokości 25 mln zł.
Czy rzecznicy do spraw wszystkiego naprawdę mają sens? Przecież wystarczyło by trochę poszerzyć kompetencję RPO – i już nie trzeba by było tworzyć coraz to nowych urzędów.
No ale nie bądźmy naiwni. Stoi za tym oczywiście czysta polityka. Obecna władza nie przepada za obecnym RPO, czyli Adamem Bodnarem. Nie może go za bardzo odwołać, więc chce zbudować dla niego przeciwwagę – właśnie w postaci kolejnych rzeczników od wszystkiego.
Poza tym – każdy kolejny urząd to dziesiątki etatów dla zaufanych osób. Cóż, może tak w polityce musi już być. Ale błagam, niech w tych biurach rzeczników od wszystkiego zatrudnią chociaż jakiś sensownych PR-owców, którzy będą w stanie zrobić choć w miarę poprawną autoryzację wywiadu.