Przychodzi bezdomny i daje dwa samochody. Sprawie przygląda się skarbówka, ale uznaje, że w sumie wszystko jest OK. Samochody od bezdomnego i nie ma sprawy? Jest w Polsce tylko jedna osoba, której może dotyczyć ta historia.
Ten film chyba już widział każdy, ale jakby ktoś był w głuszy przez ostatnie miesiące, to przypominamy jeszcze raz. Najsłynniejszy polski duchowny mówi chwilę na swój ulubiony temat, czyli o telewizji TVN, by potem opowiedzieć zupełnie niesamowitą historię pana Stanisława, bezdomnego, który przekazał Rydzykowi dwie limuzyny;
Historia powinna zainteresować i skarbówkę. No i zainteresowała. Ale… Izba Administracji Skarbowej szybko zakończyła postępowanie.
Samochody od bezdomnego. Skarbówka kończy postępowanie
Trochę dziwne, że skarbówka nie widzi nic podejrzanego w historii pana Stanisława i Ojca Dyrektora. Samochody od bezdomnego to normalka? Jak brzmi oficjalne uzasadnienie?
– W toku przeprowadzonych czynności weryfikacyjnych na podstawie dostępnych Izbie Administracji Skarbowej w Warszawie materiałów źródłowych ustalono, że Fundacja Lux Veritatis nie była stroną darowizny, w związku z czym nie powstał obowiązek podatkowy z tytułu podatku dochodowego od osób prawnych – powiedziała serwisowi dziennik.pl Anna Szczepańska, rzecznik prasowy Izby Administracji Skarbowej w Warszawie.
Zanim się oburzymy, że skarbówka nadzwyczaj łagodnie traktuje redemptorystę, warto spojrzeć do majątku fundacji Rydzyka Lux Veritatis. Z analizy money.pl wynika, że rzeczywiście, fundacja ma kilka Volkswagenów. Na liście są dwa VW Transportery, większy Crafter oraz VW T4. Jedne są zbyt stare, drugie zbyt nowe, by mogłyby być tymi Volkswagenami od Staszka.
Koniec postępowania skarbówki jednak nie oznacza, że sprawa jest zakończona. Ciągle toczy się postępowanie prokuratury, które jest na na etapie „czynności sprawdzających”.
Samochody od bezdomnego. A może Ojciec Dyrektor nas wszystkich trolluje?
O co w tym wszystkim chodzi? Pojawia się wiele teorii. Może samochody zostały szybko sprzedane? A może ojciec Rydzyk je jakoś ukrył? Może skarbówka boi się zgłębiać w sprawę, bo wie, że duchowny jest w świetnych relacjach z partią rządzącą? Może. A może toruńskiego duchownego bierzemy za bardzo na serio.
Owszem, to zręczny polityczny gracz. Ale jeśli miałbym z nim kogoś porównać na scenie politycznej to byłby to… Jacek Kurski.
„Kura” też gra ostro, bardzo często przy tym manipulując. Ale przy tym otacza się takim ironicznym wizerunkiem, że nie wiadomo kiedy to jest na serio, a kiedy na poważnie. To znaczy zwykle nie jest na serio, ale cel jest jak najbardziej poważny.
Jeśli miałbym się zakładać, to uważam, że żadnych volkswagenów nigdy nie było, a historia miała utwierdzić „radiosłuchaczy” w przekonaniu, jak to Ojciec Dyrektor jest uwielbiany przez wiernych. Gdyby te samochody od bezdomnego naprawdę instniały, to wątpię, by duchowny budował wokół nich taką absurdalną historyjkę. Bo wszystko można o nim powiedzieć, ale nie to, że jest głupi.
Z Volkswagenami będzie pewnie tak, jak z Maybachem. O tym, że duchowny jest właścicielem tego niegdyś najbardziej ekskluzywnego auta świata, na początku wieku plotkował dosłownie każdy. Nigdy jednak nie było ani śladu zdjęcia czy innego dowodu. Jak się narodziła tamta plotka? Nie ma pojęcia. Ale chyba duchownemu spodobało się takie bycie w centrum uwagi. Bo nowe plotki już rozsiewa zuepełnie samemu.