Czy Ferrero traktuje kury przedmiotowo? Co takiego zaszło w reklamie Kinder Niespodzianki, że aż musiała ona trafić na biurko Komisji Etyki Reklamy jako ta, która wmawia konsumentom, że zwierzęta nie mają uczuć?
W Komisji Etyki Reklamy znowu się dzieje. Tym razem poszło o reklamę Kinder Niespodzianki, w której dziewczynka miała zapytać ojca, dlaczego kury nie płaczą. Odpowiedź rodziciela miała zwalić wrażliwego skarżącego z nóg: nie płaczą, bo nie mają uczuć, tak jak my. Pomijając aspekty biologiczne, taka okrutna konstatacja faktycznie mogłaby zatrząść światem małego dziecka (bo przecież reklam Kinder Niespodzianki nie kieruje się raczej do dorosłych), nie mówiąc już o tym, że byłoby to zwyczajnie wstrętne postawienie sprawy. Czyżby w sercach marketingowców Ferrero nie było ani krzty współczucia dla ptaków?
Reklama, która reklamuje produkt. W reklamie córka pyta się ojca dlaczego kury nie płaczą, ojciec jej odpowiada, ponieważ kury nie mają uczuć, nie mają tego co my mamy w sercu.
Jest to reklama głównie skierowana do dzieci. Nie podoba mi się, iż wmawia konsumentom, że zwierzęta nie posiadają uczuć
W tym miejscu należy zaznaczyć, że Komisja Etyki Reklamy nie ma możliwości egzekwować nic prawnie od firm, na które przychodzą skargi. Jednak z uporem godnym lepszej sprawy zainteresowali się podniesioną kwestią i zapytali Ferrero, jak to było. Oskarżenie było poważne, istniało bowiem ryzyko naruszenia Kodeksu Etyki Reklamy, a konkretnie punktu o tym, że reklamy nie mogą propagować postaw naruszających prawa zwierząt. Nie mogą być one przedstawiane w sposób, który sugeruje możliwość ich niehumanitarnego traktowania. Warto jednak zauważyć, że na negatywnej opinii i grożeniem palcem by się skończyło… choć z drugiej strony, konkurencja i organizacje broniące praw zwierząt szybko podchwyciłyby temat. I tu właśnie pojawia się pierwsza wątpliwość: czemu jeszcze Otwarte Klatki nie rozniosły Ferrero na strzępy?
Skarga Kinder Niespodzianka
W tym momencie, przyznaję z ekscytacją, nastąpił niesamowity zwrot akcji, gdyż Ferrero odpowiedziało z kamiennym wyrazem twarzy w następujący sposób: dziewczynka nie mówi „kury”, ale „chmury”. To można byłoby nawet wywnioskować przez analogię z faktu, iż dziecko rozmawia z ojcem w trakcie ulewnego deszczu, zaś w samej reklamie nie pojawia się nawet pół kurczaka (niestety, nie mogę znaleźć na YouTube polskiej wersji, jest za to czeska). Komuś tu przydałaby się kontrolna wizyta u laryngologa.
Co prawda, „k” i „ch” mogą być do siebie dość podobne, nie zmienia to jednak faktu, że pobieżne oglądanie (czy raczej w tym wypadku: słuchanie) reklam szkodzi. Potem wychodzi takie Radio Erewań, z którego Komisja Etyki Reklamy miała pewnie więcej radości, niż przystoi to tak szacownej instytucji.