Słoik z napiwkami na Twitterze. To nowa funkcja w tym medium społecznościowym, jeszcze niedostępna w naszym kraju, ale już budząca kontrowersje. Będzie można bowiem zapłacić osobie, której wpisy nam się podobają. Patrząc na to, jaką patologią bywa Twitter, szczególnie ten w polskim wydaniu, wydaje się że może to narobić mnóstwo szkody.
Słoik z napiwkami na Twitterze
Oficjalnie funkcja nazywa się „Tip Jar”. Polega ona na podpięciu pod nasz profil konta PayPal po to, by nasi obserwujący mogli nas wspierać finansowo. Okazją, jak pisze Twitter, mogą być na przykład urodziny danego użytkownika. Ale mechanizm ma też mieć funkcję stałego wsparcia, co de facto sprawia że dany autor może zacząć zarabiać na tym co pisze i co czytają i lajkują jego obserwujący.
„Słoik z napiwkami” to łatwa droga do wsparcia wspaniałych głosów, które generują dyskusję na Twitterze. To pierwszy krok w naszej pracy nad stworzeniem nowych sposobów na to, by ludzie otrzymywali bądź okazywali wsparcie.
…czytamy na oficjalnej stronie portalu. Na razie „Tip Jar” obejmuje ograniczoną grupę osób – są w niej między innymi twórcy, dziennikarze, eksperci i działacze non-profit. Ale serwis już zapowiada rozszerzenie „słoika” na kolejne osoby.
Jeszcze tego nam na polskim Twitterze brakowało
A teraz puśćmy wodze wyobraźni i pomyślmy co się stanie kiedy funkcja „Tip Jar” trafi do Polski. Ten serwis społecznościowy dla każdego jest w naszym kraju jednym wielkim polem walki, głównie politycznej. Poziom językowej agresji rośnie tu z dnia na dzień. Agresywne wpisy zyskują ogromną popularność, a hamulce często puszczają osobom, którym to zdecydowanie nie przystoi – politykom czy dziennikarzom. I w tym momencie pojawia się możliwość płacenia osobom, których wpisy nam się podobają. Co z tego wyjdzie?
Oczywiście nic dobrego. Łatwo sobie wyobrazić, że osoba regularnie obrażająca innych, ciesząca się popularnością w jednej grupie ideologicznej, po otrzymaniu kilku takich przelewów poczuje pokusę, by robić to jeszcze intensywniej. Przecież na tym też polega patostreaming – ludzie płacą żeby zobaczyć coś mocnego. Na Twitterze zapłacą, żeby ową mocną rzecz przeczytać. A to może doprowadzić do eskalacji brutalnego języka, który już dziś prowadzi w tym serwisie społecznościowym do prawdziwych patologii.
Kto mógłby zbierać pieniądze?
Ciekawą kwestią jest to w jaki sposób będą dobierane konta, które będą mogły taki słoik z napiwkami postawić przy swoim nazwisku. Czy będą to tylko osoby z wybranych grup? Jak wspomniani eksperci czy dziennikarze? Tylko kto decydowałby o tym kto może mianować się takim ekspertem? A przecież politycy i Twitter to dziś połączenie niemal obowiązkowe, czy zatem i oni będą mogli zarabiać pieniądze od swoich stronników? Tak samo niedorzeczne wydaje się to w przypadku dziennikarzy. „Tipy” od obserwujących byłyby dla nich kolejną okazją do jeszcze mocniejszego podkręcenia języka publicznej dyskusji. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że dałoby się to ograniczyć na przykład do tak zwanych „dziennikarzy obywatelskich”. Ale wiecie, że takowym tytułuje się na przykład Matka Kurka?
Ktoś powie – niby i tak każdy może sobie założyć konto na Zrzutce i Patronite i i tak na siebie zarabiać. Jednak ciągła zbiórka na Twitterze to trochę inna para kaloszy. Jest oczywiste, że im więcej lajków i retweetów pod wpisem, tym większa szansa na wsparcie. A w Polsce przede wszystkim wpisy nacechowane emocjonalnie i polaryzujące mają szanse na wybicie się ponad przeciętność. Treści rzetelne, wyważone gdzieś nikną w hałasie ciągłej politycznej burdy. Dodanie do tego wszystkiego motywacji finansowej do niczego dobrego nie doprowadzi.