Sprawa Dymera, księdza który molestował nastolatków, to kolejna składowa jednej wielkiej hańby, jaką okrywa się w ostatnim czasie polski kościół. Przy okazji wyemitowanego w poniedziałek reportażu w TVN24 i dzisiejszej śmierci duchownego-pedofila, wyszedł na jaw jeszcze jeden fakt. Sprawę badała bowiem słynna państwowa komisja do spraw pedofilii. I czem prędzej ją zakończyła, tłumacząc się śmiercią sprawcy.
Sprawa Dymera
Historią „najdłuższego procesu w historii polskiego kościoła” żyje od wczoraj cały kraj. O czynach dokonanych w latach 90-tych w Szczecinie już w 2008 roku pisała Gazeta Wyborcza. Sprawa utknęła jednak w martwym punkcie, nie rozwikłał jej ani kościelny sąd, ani prokuratura. Wreszcie w, jak się okazało, ostatnim tygodniu swojego życia, Dymer został odwołany z funkcji szefa Instytutu Medycznego imienia Jana Pawła II w Szczecinie. Wiadomo już wtedy było, że TVN24 wyemituje reportaż z udziałem jednej z ofiar duchownego. A jego przełożony odwołanie uzasadniał osobistym spotkaniem z mężczyzną, który w młodości był przez duchownego brutalnie krzywdzony. Dymer zmarł dzisiaj, pozostając bezkarnym przez ćwierć wieku i nigdy nie skazanym.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na fakt, który wydarzył się przy okazji. Otóż jak zapewne pamiętacie, po gorącej dyskusji wywołanej przez filmy braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu” i „Zabawa w chowanego” z inicjatywy PiS powołano państwową komisję do spraw pedofilii. Nie, nie w kościele. Wszędzie. Jak to mówił premier Morawiecki stworzono ją również po to, by tropić pedofilię wśród „murarzy, reżyserów i celebrytów”. No i owa komisja dziś zabrała głos. Najpierw poinformowała, że sprawę Dymera badała, to nowość. Ale, to też nowość, już badać jej więcej nie będzie.
W związku z informacjami medialnymi dotyczącymi śmierci duchownego, Komisja informuje, że zgodnie z ustawą o Państwowej Komisji w przypadku śmierci osoby wskazanej jako sprawca w aktach sprawy przekazanych przez prokuratora albo sąd, Komisja kończy postępowanie wyjaśniające.
Komisja do niczego
Chyba nikomu nie muszę tłumaczyć, że pedofilia w kościele to zjawisko, na które tylko częściowo składają się ohydne czyny dokonywane przez duchownych na dzieciach. Pozostałym jej elementem jest głęboki, systemowy mechanizm tuszowania tych zbrodni przez hierarchów kościelnych. Właśnie od ich wykrywania powinna być państwowa komisja do spraw pedofilii w kościele. Tymczasem okazuje się, że wystarczy takiemu bezkarnemu księdzu odejść z tego świata i sprawa zostaje zamknięta. Pomimo tego, że wciąż żyją ci, którzy kryli go przez lata. Mało tego, wciąż żyją ci, którzy zostali przez pedofila skrzywdzeni i którzy wciąż oczekują sprawiedliwości.
Cóż, państwowa komisja najwidoczniej nie jest zainteresowana sprawiedliwością. Realizuje bowiem intencje tych, którzy ją powołali, a im – związanym sojuszem tronu z ołtarzem – nie zależy na ujawnieniu nieprawidłowości w kościele. Prawo i Sprawiedliwość nie potrzebuje przecież sprawiedliwości. Dlatego tak napisało ustawę, że nawet jeśli komisja zacznie badać sprawy, to tylko powierzchownie, robiąc tak naprawdę to samo co wcześniej (zwykle nieudolnie) robił prokurator. Nie ma szans na pokazanie mechanizmu, na mocy którego ksiądz-pedofil był za sprawą księdza-zwierzchnika nietykalny. Cóż, sam nigdy nie wiązałem żadnej nadziei z ową komisją. Stworzył ją PiS, a PiS umie tylko niszczyć. A że nieświadomie przy okazji niszczy polski kościół, tylko w inny sposób niż mu się wydaje, to mi akurat w ogóle nie przeszkadza.