Rząd znowu podwyższa nam hurtem mnóstwo pomniejszych podatków
Niby znam powiedzenie, że historia lubi się powtarzać, ale ostatnia seria podwyżek stosunkowo drobnych podatków nieco mnie zaskoczyła. Pamiętacie, jak dokładnie to samo robił rząd Mateusza Morawieckiego? Niektóre wyższe podatki nawet się ze sobą pokrywają.
Wtedy wprowadzono tzw. opłatę cukrową, teraz zostanie podwyższona. Ministerstwo Finansów również kombinuje, jak by tu sięgnąć po więcej pieniędzy z handlu, tym razem także tego internetowego. Podwyższanie stawek akcyzy na alkohol poza granice zdrowego rozsądku to wręcz swego rodzaju klasyk. Na celowniku ustawodawcy znalazły się nawet banki. Są jednak także pewne nowości. Przykładem może być wyższa stawka podatku od wygranej.
W wykazie prac legislacyjnych rządu możemy się zapoznać ze wstępnym zarysem planowanego podwyższania podatków. Rozpiska zawiera także interesujący nas fragment:
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
W zakresie zmian w ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych proponuje się: zmianę w art. 30 ust. 1 pkt 2 tej ustawy, polegającą na podwyższeniu stawki zryczałtowanego podatku dochodowego z tytułu wygranych w konkursach, grach i zakładach wzajemnych lub nagród związanych ze sprzedażą premiową, uzyskanych w państwie członkowskim Unii Europejskiej lub innym państwie należącym do Europejskiego Obszaru Gospodarczego, z 10 proc. do 15 proc. wygranej lub nagrody.
Innymi słowy: jeżeli zdarzy nam się coś wygrać, to zapłacimy państwu o połowę więcej, niż do tej pory. Nie znamy na razie oficjalnego uzasadnienia zmian. Pojawiło się jedynie lakoniczne tłumaczenie, że przecież stawka nie była zmieniana od 2001 r., a tymczasem wartość wygranych wzrosła. Ktoś dostatecznie złośliwy odparłby, że właśnie dlatego stosujemy stawki wyrażone w procentach. Teraz pobieramy 10 proc. od wyższej kwoty niż w 2001 r. i tym samym budżet ma więcej pieniędzy niż wówczas.
Wyższa stawka podatku od wygranej niewiele pomoże przy łataniu dziury budżetowej na prawie 300 mld zł
Teoretycznie Ministerstwo Finansów może też sięgnąć do innej wymówki. Urzędnicy mogliby stwierdzić, że przecież nic się takiego nie stało, bo stawki obowiązujące w Polsce i tak należą do najniższych w Unii Europejskiej. Teoretycznie to prawda. Opodatkowanie wygranych w poszczególnych państwach bardzo się od siebie różni. Na jednym końcu skali mamy Holandię z 30 proc. podatkiem od wygranych powyżej 449 euro. Na drugim znajdziemy Niemcy, Austrię, Belgię i Finlandię, gdzie wygrane w ogóle nie są opodatkowane. Wspomniane państwa nakładają bowiem daniny nie na graczy, ale na organizatorów.
Co do zasady tam, gdzie stawka podatku od wygranej jest wyższa, możemy się spotkać z wysoką kwotą wolną od podatku. W Czechach przy stawce 15 proc. opodatkowanie zaczyna się od miliona koron, a więc 173 675,50 zł. W Hiszpanii obowiązuje stawka 20 proc., ale dopiero od 40 tys. euro.
Do rzadkości należy model stosunkowo wysokiej stawki podatku od wygranych połączony z niską kwotą wolną oraz osobnym opodatkowaniem specjalną daniną organizatorów gier hazardowych. Przykładem może być tutaj Polska oraz wspomniana już Holandia. Przy czym trzeba przyznać, że nawet po planowanej podwyżce sytuacja polskich graczy będzie nieco lepsza.
Prawdę mówiąc, nie mam nic przeciwko szukaniu dodatkowych przychodów budżetu tam, gdzie szkody dla ogółu społeczeństwa są stosunkowo niewielkie. Podatek od wygranej najprawdopodobniej nie ma większego znaczenia dla Fiskusa. Piszę "najprawdopodobniej", bo Ministerstwo Finansów od lat nie publikuje danych na ten temat. Do tego mamy do czynienia ze zryczałtowanym podatkiem dochodowym, który zapewne stanowi składową dochodów budżetu państwa z PIT. Opodatkowanie organizacji gier hazardowych to zaś kilka miliardów złotych. Można przypuszczać, że w grę wchodzi zbliżony rząd wielkości.
Istotna problemu tkwi w tym, że rządzący nie potrafią przyznać się wprost, że mają dziurę budżetową na 289 mld zł i teraz poprzez nowe podatki próbują ją załatać. Nie chodzi o przeciwdziałanie hazardowi, alkoholizmowi, otyłości czy zwalczanie nieuczciwej konkurencji ze strony globalnych korporacji. Chodzi wyłącznie o pieniądze, a ściślej mówiąc o ich niedobór we wspólnej kasie. Wtedy moglibyśmy po prostu zwrócić się ku skuteczniejszym rozwiązaniom.