Działania policji zabezpieczała protesty organizowane przez Strajk Kobiet i Marsz Niepodległości w traki sam sposób. W obydwu przypadkach byli tajniacy wmieszani w tłum, użycie pałek teleskopowych i zatrzymania. Zarówno protesty jak i marsz narodowców władze uważają za nielegalne zgromadzenia. Dlaczego więc nie można traktować ich tak samo?
Strajk Kobiet i Marsz Niepodległości mają wiele podobieństw, jednak widać różny stosunek do protestu kobiet i maszerujących narodowców
Strajk Kobiet i Marsz Niepodległości na pozór różni praktycznie wszystko. Z całą pewnością środowiska organizujące te zgromadzenia znajdują się na dwóch różnych końcach osi światopoglądowej w popularnych w internecie testach poglądów politycznych. Manifestacje aborcyjne opowiadają się przeciwko moralizmowi w polityce i wtrącaniu się polityków oraz Kościoła do spraw prokreacyjnych. Narodowcy wręcz przeciwnie – uważają że państwo powinno stać na straży ich wartości.
A jednak coś te zgromadzenia łączy, przynajmniej na pozór. Jedne i drugie władze uważają za zgromadzenia nielegalne w świetle przepisów covidowych. W ostatnim czasie i Strajk Kobiet i Marsz Niepodległości spotkały się z dość stanowczą reakcją ze strony policji. Protesty przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji policja stara się teraz nie tyle ochraniać, co rozbijać.
Tegoroczny przemarsz przez Warszawę skończył się burdami, podpaleniem dwóch mieszkań i dewastacją mienia. Organizatorzy Marszu Niepodległości winę zrzucają na policję, która to miała prowokować uczestników. Chociażby blokując im trasę przemarszu w zwartej formacji, czy obstawiając boczne ulice. W grę wchodzić miało także zatrzymywanie samochodów biorących udział w zadeklarowanym przejeździe przez stolicę – i tym samym zmuszać uczestników do udziału w pieszym marszu.
Z całą pewnością cechą wspólną ostatnich manifestacji pod Sejmem i siedzibą TVP oraz tegorocznego Marszu Niepodległości byli nieumundurowani policjanci.
Taktyka policji na Strajk Kobiet i Marsz Niepodległości długo była właściwie taka sama
To właściwie dość standardowa taktyka. Funkcjonariusze wmieszani w tłum mają z jednej strony zapewniać uczestnikom demonstracji bezpieczeństwo, na przykład przed atakami z zewnątrz. Drugim celem takiego działania jest zapewnienie sobie możliwości interwencji „od wewnątrz”, kiedy zaistnieje taka potrzeba. Na przykład gdy należy wyłapać
I rzeczywiście – policjanci po cywilnemu uczestniczący w pierwszych protestach Strajku Kobiet stanowili dość skuteczną obronę przed szajkami kibolskimi. Warto pamiętać, że to właśnie przedstawiciele tych środowisk dominowali do niedawna w statystykach zatrzymań. Także na Marszu Niepodległości pojawili się nieumundurowani policjanci uzbrojeni w pałki teleskopowe.
Nawet jeśli podejście policji do antyrządowych protestów w ostatnim czasie się zmieniło, to wciąż daleko nam do scen rodem z tegorocznego marszu narodowców. Siłą rzeczy, użycie przez funkcjonariuszy przymusu bezpośredniego nie należy do widoków mile widzianych przez społeczeństwo. A jednak można zaobserwować różnicę w podejściu do obydwu zgromadzeń – zarówno w mediach, jak i wśród przedstawicieli władzy. Skąd to różnicowanie?
Trudno doszukiwać się odpowiedzi w statusie prawnym obydwu zgromadzeń. Zgodnie z art. 57 Konstytucji, każdemu zapewnia się wolność organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich. Jej ograniczenie może się odbywać jedynie w drodze ustawy.
Rządzący zapomnieli zakazać uczestnictwa w zgromadzeniach ustawą – obejmuje to i Strajk Kobiet i Marsz Niepodległości
Epidemia koronawirusa rzeczywiście wymusiła pewne ograniczenia. Ustawa o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi rzeczywiście przewiduje takowe. Jej art. 46 ust. 4 pkt 4) pozwala właściwym organom wydać rozporządzenia zakazujące organizowania widowisk i innych zgromadzeń ludności. Łatwo zgadnąć czego w tym przypadku brakuje – ustawowego ograniczenia konstytucyjnego prawa do uczestnictwa w takich zgromadzeniach.
To szczególny problem w przypadku tzw. zgromadzeń spontanicznych. Te siłą rzeczy nie są planowane z wyprzedzeniem i organizowane w trybie przewidzianym przez ustawę prawo o zgromadzeniach. Taki właśnie charakter mają manifestacje aborcyjne Strajku Kobiet. Stanowią reakcję na wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji.
W przypadku Marszu Niepodległości jest troszeczkę inaczej. Coroczny marsz narodowców stanowi wydarzenie organizowane cyklicznie. Jako takie podlegało procedurze pozwalającej prezydentowi Warszawy wydać zakaz jego organizacji. W odpowiedzi narodowcy zorganizowali „spontaniczny” przejazd samochodowy przez stolicę – który jednak okazał się przede wszystkim tradycyjnym marszem pieszym.
Obydwa rodzaje zgromadzeń już w trakcie może rozwiązać policja, ze względu na zagrożenie dla zdrowia i życia. Problem w tym, że naukowcy nie są zgodni co do wpływu demonstracji na rozprzestrzenianie koronawirusa. Badania sugerują wręcz, że jeśli uczestnicy zachowują środki ostrożności – nosząc chociażby maseczki i próbują trzymać dystans społeczny – to ryzyko jest raczej pomijalne.
Rządzący mogliby oczywiście stworzyć ustawową podstawę zakazującą uczestnictwa w zgromadzeniach w trakcie stanu epidemii. Niestety – dla nich – mamy sytuację bardzo podobną do mandatów wystawianych za brak maseczki. Po prostu im się nie chciało i woleli bazować na samych rozporządzeniach.
Przestępstwa polegające na przemocy bądź dewastacji mienia organy ścigania powinny traktować równie stanowczo
Skoro nie chodzi o status prawny samych zgromadzeń, to co odróżnia Strajk Kobiet i Marsz Niepodległości? Przemoc i jej natężenie. To właśnie ta kwestia stanowi granicę pomiędzy niekoniecznie legalnym ale społecznie akceptowalnym obywatelskim nieposłuszeństwem a zwykłymi zamieszkami. Samo złamanie wątpliwego prawnie zakazu udziału w zgromadzeniach nie stanowi jeszcze przekroczenia granicy. Co nie znaczy, że w obydwu przypadkach nie mieliśmy do czynienia z takimi sytuacjami.
Nie każdy być może pamięta, że na samym początku protestów przeciwko zakazowi aborcji embriopatologicznej obrzucono kamieniami policjantów. Trudno byłoby takie zachowanie określić inaczej jak „bandytyzm”. Warto także wspomnieć o innych przestępstwach popełnianych w trakcie Strajku Kobiet. Mowa chociażby o uszkadzaniu zabytków (art. 108 kodeksu karnego), znieważaniu pomników (art. 261 kk), czy przede wszystkim złośliwe przeszkadzanie publicznemu wykonywaniu aktów religijnych (art. 195 kk).
To ostatnie niewątpliwie stanowiło pewną formę przemocy względem uczestników nabożeństw, pozostałe przynajmniej dewastacji mienia. Trzeba jednak przyznać, że odniosły polityczny skutek w postaci sprowokowania Jarosława Kaczyńskiego do zrobienia serii bardzo dziwnych rzeczy. Tym niemniej w skali całych kobiecych protestów takie działania – poza zorganizowaną w jedną niedzielę akcją protestowania w kościołach, zakończoną zaraz potem – stanowiły ich margines.
Marsz Niepodległości był jeden, miał nieporównywalnie mniej uczestników niż protesty Strajku Kobiet. A jednak nagromadzenie starć z policją, celowego ostrzeliwania racami mieszkań, niszczenia znaków drogowych i innego mienia było po prostu dużo częstsze. Nie sposób również nie zauważyć różnicy pomiędzy protestami kobiet, nawet wykrzykujących wulgarne hasła ale raczej niezainteresowanych bijatyką, a protestem rosłych mężczyzn aktywnie szukających konfrontacji z policjantami.
Strajk Kobiet nie wywołał na razie żadnej bitwy o Empik. Nie było nawet szturmu na dom Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego właśnie działania policji na Marszu Niepodległości dużo łatwiej zaakceptować, niż próby rozbijania protestów kobiecych.