Za 10 lat taksówki będą prowadziły komputery, a za 50 lat pewnie w ogóle będzie zakaz prowadzenia pojazdów przez ludzi. Taksówkarze jednak nie chcą sobie poszukać nowej pracy, wolą w to miejsce rujnować życie codziennie mieszkańcom Warszawy, a nawet dopuszczają się aktów bandytyzmu.
Uber jest kiepski. To niestety fakt. W moim otoczeniu zaufanie do tej amerykańskiej usługi coraz bardziej się kurczy: kierowcy nie znają języka, nie znają miasta, a na dodatek ostatnio zaczęli kombinować tak, by zarobić „dychę”, ale nie wykonując kursu.
Problem w tym, że taksówkarze też są kiepscy. Zawsze byli. Trzeba naprawdę długo szukać kogoś, kto nie ma pieńku z warszawskim taksówkarzem.
Tyle jeśli chodzi o standard usługi, ponieważ w ostatnim czasie taksówkarze stali się nie tylko marną usługą, ale na dodatek wrogiem publicznym numer jeden. To zupełnie odwrotna sytuacja, niż w przypadku nauczycieli. Strajk nauczycieli to sprzeciw pracowników państwa (państwo jest de facto ich pracodawcą), którzy zarabiają naprawdę mało w stosunku do oczekiwań i roli, a którym rząd nie chce dać większych pieniędzy za pracę, bo w tym czasie jest zajęty korumpowaniem narodu rozdając pieniądze za nic więcej, jak posiadanie dzieci.
Lex Uber nie podoba się taksówkarzom
W obliczu długoletniej presji wielu środowisk powstał projekt dostosowania obowiązującego prawa do mobilnych aplikacji umożliwiających przewożenie osób. Publicystycznie zmiany te określane są jako Lex Uber. Rząd zdecydował się na model dość… wygodny, a mianowicie przyjrzał się jak działają amerykańskie startupy, dołożył im jakieś tam minimalne obowiązki, dodał sporo ułatwień i generalnie sprawił, że już niebawem bez wielkiego trudu kierowcy Ubera czy Bolta będą w niedalekiej przyszłości w pełni legalnymi podmiotami na rynku.
Taksówkarzom się to nie podoba. To zresztą pokazuje, że nie chcieli legalnego Ubera, a chcieli interwencji państwowej, która Ubera z Polski wygoni. Rząd jednak na ten wariant nie przystał.
W rezultacie taksówkarze zaczęli zachowywać się naprawdę karygodnie. Naprzykrzają się mieszkańcom Warszawy, jak gdyby ci mogli cokolwiek w tej kwestii zmienić. Co więcej, zapowiadają, że będą okupowali lotniska, jeżeli rząd nie ugnie się pod ich szantażami i nie zablokuje działania Ubera w Polsce do czasu wypracowania interesującego kompromisu.
To jest złośliwość taksówkarzy wobec społeczeństwa. Obiło mi się o uszy, że społeczeństwo już wpadło na pomysł jak się zrewanżować – przez cały dzień będzie telefonicznie wzywało taksówkarzy pod fikcyjne adresy. Głupie, bo tak jak cierpią niczemu niewinni mieszkańcy miast w korkach, tak ucierpią pewnie przyzwoici kierowcy taxi.
Media społecznościowe donoszą też o kolejnym ataku taksówkarzy na kierowców Ubera. Bandytyzm w najczystszej postaci.
Taksówkarzem się bywa, a nie jest
Za 10 lat nie będzie ani kierowców, ani taksówkarzy, zaś ulice Warszawy najpewniej będą przemierzały autonomiczne samochody. Taksówkarze tym razem nie sprzeciwiają się przeciwko nielegalnemu Uberowi, a próbie legalizacji Ubera, ponieważ nie chce im się przebranżowić, a boja się, że nie wytrzymają konkurencji. Za karę obrywamy my wszyscy i tego polskiemu taksówkarzowi nigdy nie zapomnę.
Na lotnisko Chopina bardzo sprawnie dojedziemy SKM-ką, natomiast nie wyobrażam sobie, by rząd jakiegokolwiek poważnego państwa ugiął się pod tak absurdalnym strajkiem.