Często powtarzam, że zamówienia publiczne są odzwierciedleniem praktycznego działania naszego państwa. Lubię czasami zajrzeć do SIWZ, proszę tego nie nazywać fetyszem, i zobaczyć, co jakaś instytucja potrafi sobie wyspecyfikować. To znaczy: opisać funkcjonalność przedmiotu zamawianego. Uważam, że dużo już w przetargach widziałem i zawsze sobie mówię, że tym razem nie dam się zaskoczyć. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że za każdym razem się mylę, a szczęka opada mi do podłogi.
To co poniżej przedstawię kwalifikuje się do tej specyficznej życiowej sytuacji, w której to po prostu ręce opadają. W sumie to mogę nawet zagwarantować naszym czytelnikom, że to co zaraz przeczytają spowoduje klasyczny facepalm, z co najmniej wielkim wybuchem śmiechu. A przeczuwam takie reakcje, bo komukolwiek o tym powiedziałem przed publikacją tego artykułu reagował tak samo: facepalm + śmiech. Oczywiście mowa jest o przetargu. Publicznym. A w specyfikacji istotnych warunków zamówienia (SIWZ) znalazłem pewien jeden wyraz. Jest to prawie słowo klucz, które opisuje polskie przetargi.
Przetarg na dostawę sprzętów IT
Pozwolę sobie przypomnieć czytelnikom, że przetarg nieograniczony jest przetargiem do którego każdy może złożyć ofertę. Na tym polega idea zamówień publicznych. Jeżeli urząd chce coś zamówić to wywiesza w BIP swoją specyfikację, która staje się jednocześnie informacją publiczną dostępną dla wszystkich. Specyfikacja, a w szczególności opis przedmiotu zamówienia ma to do siebie, że każdy chcący złożyć ofertę musi spełniać jego zapisy w 100%. Nie może być takiej sytuacji, że ktoś czegoś nie spełnia, czegoś tam brakuje i zamawiający przymknie na to oko. Niestety. Jeżeli taki opis się pojawił i nikt nie zgłosił do niego zastrzeżeń przed terminem otwarcia ofert to klamka zapada. I dla zamawiającego i dla wykonawcy. Wtedy też zaczyna się zabawa. Każdy patrzy na ofertę konkurencji i próbuje wykryć tam błędy – w prostym celu – aby ich zamawiający odrzucił. Lecz jest także druga strona medalu: zamawiający po terminie ofert nie może zmienić swoich wymogów. Nawet jeżeli byłyby absurdalnie głupie. To działa w dwie strony.
Miasto Bydgoszcz ogłasza przetarg
Niedawno w Bydgoszczy ogłosił się przetarg na „Dostawę części do składania komputera, urządzeń sieciowych, telekomunikacyjnych, telewizyjnych, nadzoru i bezpieczeństwa oraz narzędzi„. Generalnie zamawiającym jest Urząd Miejski, lecz odbiorcą jest Zespół Szkół Elektronicznych im. Wojska Polskiego w Bydgoszczy. Nie wiem, czy tak naprawdę to Zespół Szkół Elektronicznych w Bydgoszczy jest faktycznym autorem zapisów SIWZ, czy może Urząd Miejski? W tym momencie nie jest to aż tak ważne.
Fakt faktem jest to, że jednostka edukacyjna chce zamówić sobie trochę sprzętu IT do typowej działalności w sferze oświatowej. Warto zaznaczyć tutaj, że zakup ten jest współfinansowany prze Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt ten ma nawet swoją nazwę. „EduAkcja w technikach„. Ogólnie bardzo się cieszę, że ktoś napisał taki projekt, wygrał konkurs i dostał dofinansowanie. Inwestycja w młodzież jest bardzo potrzebna. W szczególności, jeżeli chodzi o nauki techniczne, a jak dobrze wiemy, obecnie na rynku pracy istnieje spory deficyt specjalistów od inżynierii czy informatyki. Więc inwestowanie w młodych ludzi przez zakup odpowiednich urządzeń IT dla jednostek edukacyjnych jest świetną inwestycją, która na pewno w przyszłości się zwróci.
Tuner satelitarny DVB-S
Sam przetarg nie należy do dużych zamówień publicznych. Tak naprawdę to kwota zamówienia nie jest ogromna, a samego sprzętu nie jest aż tak wiele. Jednak został on wyspecyfikowany, a więc jest bardzo potrzeby dla uczniów i uczennic, a także i kadry pedagogicznej w Zespole Szkół Elektronicznych w Bydgoszczy. Zamówienie zostało podzielone na kilka części, aby każdy z potencjalnych wykonawców mógł złożyć ofertę tam gdzie może. Pochwalam takie demokratyczne działania zamawiających, w których nie wrzucają całości zamówienia do jednego wora, gdzie trzeba złożyć ofertę jednocześnie na serwery i park gumowych dinozaurów (autentyk!).
W części 6 zamówienia Zamawiający wyspecyfikował uniwersalny miernik do pomiaru sygnałów satelitarnych naziemnych i kablowych i zestaw do odbioru TV SAT. Zespół Szkół Elektronicznych w Bydgoszczy kształci przyszłych inżynierów i jak rozumiem, takie mierniki i zestawy spełniają statutowe cele i zadania edukacyjne szkoły.
W szczególności warto zwrócić uwagę na osiem zestawów do odbioru DVB-S/S2+DVB-T/T2/C, czyli na tunery satelitarne – dekodery – do odbioru cyfrowej telewizji satelitarnej i cyfrowej telewizji naziemnej. Oczywiście są to jednostki bardziej rozbudowane, które muszą posiadać zainstalowane dodatkowe funkcje, jak dwie głowice umożliwiające odbiór telewizji satelitarnej oraz naziemnej, port USB, funkcje Small2Big (wyświetlanie obrazu z telefonu), a także, aby pełnić funkcje edukacyjne (przecież są zamawiane dla szkoły) muszą umożliwiać korzystanie z serwisów internetowych:
Nowe wychowanie do życia w rodzinie
Tak. Zamawiane dekodery dla szkoły muszą umożliwiać korzystanie z serwisu internetowego „Youporn”. Wiem, że ostatnio zmieniła się podstawa programowa w kontekście nowej reformy edukacyjnej. Wiem też, że Ministerstwo Edukacji bardzo się broni, przed upublicznieniem listy fachowców, którzy pracowali nad nowymi założeniami programowymi dla szkół. Ja osobiście podejrzewam, że w nowej podstawie programowej zostały zawarte nowe koncepcje w przedmiocie „wychowanie do życia w rodzinie”. Podejrzewam, że nowa podstawa programowa zmienia o 180 stopni koncepcję nauki na temat ludzkiej seksualności, potrzeb obu stron, rodziny i ogólnie współżycia. Zamiast stonowanych, normalnych i roztropnie przeprowadzonych lekcji w polskim szkolnictwie może nas czekać rewolucja. Po prostu będą puszczać pornole.
A tak naprawdę. Nie wiem, kto pisał specyfikację istotnych warunków zamówienia. Czy to Zespół Szkół Elektronicznych w Bydgoszczy, czy może Urząd Miejski? Takie zapisy w projekcie współfinansowanym przez Unię Europejską, o wdzięcznej nazwie projektu „EduAkcja w technikach” dla jednostki edukacyjnej są poniżej krytyki. Czy urzędy prowadzące postępowania przetargowe w ogóle czytają własne wymagania? Czy posiadają świadomość, że jest to informacja publiczna, do której każdy ma dostęp? To jest absurdalne, aby tak prostego błędu nie wyłapać przed ogłoszeniem przetargu. Czy to był błąd ludzki i autokorekta (chociaż, kto w słowniku programu biurowego ma słowo „Youporn”?), czy może po prostu niewiedza?
Często wspominam o zamówieniach publicznych jako soczewce, która skupia i jednocześnie pokazuje jak działa nasze państwo. Przetargi bardzo dobrze pokazują i uświadamiają nam jak działają procedury i czy urzędnicy w sposób właściwy wydają publiczne, czyli nasze, pieniądze. No cóż. Jak widać, to chyba nie do końca.