Zabieranie jednemu z byłych małżonków większości dochodu jest nie tylko niesprawiedliwe, ale także po prostu głupie
Jakiś czas temu zastanawiałem się na łamach Bezprawnika, czy przypadkiem sądownictwa rodzinnego w Polsce nie trapi jakiś poważny systemowy problem. Mowa o dyskryminacji mężczyzn. Reakcja ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości była szybka. Opublikowane dane sugerowały, że nie jest wcale tak źle. Przynajmniej jeśli przymkniemy oko na zastosowaną przez resort metodologię. Przede wszystkim jednak zapowiedziano ważne zmiany, które mają ucywilizować spory o pieniądze pomiędzy byłymi małżonkami.
Jednym ze wskazanych elementów reformy miała być tablica alimentacyjna. Ministerstwo Sprawiedliwości opublikowało ją w środę 23 lipca. Przyznam, że po zapoznaniu się z propozycją znalazłem się w ciężkim szoku. Wszystko przez założenia propozycji, które przekładają się na astronomiczne wręcz kwoty. Rezultatem zasądzania alimentów w tej wysokości byłoby dosłowne pozbawianie zobowiązanych środków do życia. W skrajnych przypadkach tablice alimentacyjne prowadziłyby do nakładania świadczeń przekraczających dochód zobowiązanego.
Najlepiej zresztą zapoznać się samemu z materiałami opublikowanymi na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości. Spośród pięciu tablic wybrałem dwie skrajne. Wartości w pozostałych znajdują się pomiędzy tymi kwotami.
W czym tkwi problem? Każda tablica alimentacyjna określa wynagrodzenie zobowiązanego kwotą brutto. Nie jest to więc jego realny dochód, którym może dysponować. Tymczasem kwoty proponowanych przez Ministerstwo Sprawiedliwości alimentów siłą rzeczy są kwotami netto. Nic ich nie pomniejszy.
Teraz powinniśmy zwrócić uwagę, że minimalne wynagrodzenie wynosi obecnie 4 666 zł brutto, co przekłada się na 3 510,92 zł netto. Tym samym zobowiązany z jednym dzieckiem w wieku do 7 lat zapłaci alimenty sięgające 31 proc. jego miesięcznego dochodu. Jeżeli ma dwójkę dzieci, to obowiązek alimentacyjny odbierze mu już 58,21 proc. rzeczywistych dochodów. Im starsze dzieci, tym gorzej. W przypadku rodzica dwójki studentów odsetek ten wynosi aż 87.27 proc. W pewnym momencie docieramy do momentu, gdy tablica alimentacyjna wypluwa nam zobowiązanie przekraczające dochód na rękę danej osoby.
Wygląda na to, że tablica alimentacyjna została zaprojektowana w taki sposób, by wyciskać zobowiązanych jak cytryny
Ktoś mógłby założyć, że tak skonstruowana tablica alimentacyjna to po prostu jakaś pomyłka. Okazuje się, że jednak nie. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na kluczowy fragment wyjaśnień ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości:
Owszem, kwota świadczenia wynikająca z tablicy nie powinna przekraczać 3/5 dochodu. Problem w tym, że cały czas mówimy o dochodzie brutto. Mechanizm kompensacyjny sprowadza się więc jedynie do przesunięcia naszego zobowiązana o jedną pozycję w górę tabeli. Jest to oczywiście pewna poprawa, ale wciąż mamy do czynienia z nałożeniem nieproporcjonalnie wysokiego obciążenia. Opisana sytuacja nie jest zresztą czymś nadzwyczajnym. Występuje już w przypadku rodzica dwójki dzieci w wieku 8-11 lat, który zarabia wynagrodzenie minimalne. Na każde zapłaciłby 1 149 zł, co przekłada się na 65,45 proc. jego dochodu netto.
Jest w tym wszystkim pewna pociecha. Tablica alimentacyjna ma stanowić narzędzie czysto pomocnicze. To znaczy: nie będzie stanowiła źródła prawa w jakiś sposób wiążącego dla sądów. Wysokość zasądzanych alimentów wciąż będzie indywidualnie ustalana w trakcie postępowania. Ministerstwo Sprawiedliwości wyraźnie to podkreśla:
Tablica alimentacyjna zawiera wskazówki i wytyczne, które nie mają mocy prawnej.
Sędziowie mogą, ale nie muszą z niej korzystać. Za każdym razem to do sędziego należy
decyzja o tym, czy alimenty zasądzać i w jakiej wysokości. Zgodnie z przepisami Kodeksu
rodzinnego i opiekuńczego, sąd powinien uwzględnić usprawiedliwione potrzeby osoby
uprawnionej do otrzymywania alimentów (czyli zazwyczaj dziecka) oraz zarobkowe i
majątkowe możliwości osoby zobowiązanej do płacenia alimentów (zazwyczaj rodzica). Sąd
może orzec wyższe alimenty, jeśli uzna, że osoba zobowiązana może zarabiać więcej niż
faktycznie zarabia.
Nie da się jednak ukryć, że tablica administracyjna w tej formie będzie stanowić dość wyraźną sugestię ze strony władzy wykonawczej. Trzeba będzie nie tylko odrobiny rozsądku, ale także ogromnej siły woli, by sędzia ją całkowicie zignorował. Przy czym cały czas mówimy o sądach rodzinnych, do których mimo wszystko trudno mieć zaufanie. Swoją drogą wiele o intencjach autorów tablicy mówi fragment: "Sąd
może orzec wyższe alimenty, jeśli uzna, że osoba zobowiązana może zarabiać więcej, niż
faktycznie zarabia". Co z niższymi?
Sytuację dodatkowo komplikuje treść art. 1441 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, który wyłącza alimenty na dziecko spod obowiązywania klauzuli chroniącej zobowiązanego przed zasądzeniem mu świadczeń w wysokości sprzecznej z zasadami współżycia społecznego. Czytaj: tak wysokich, że aż zakrawają na absurd i mogą budzić społeczne oburzenie.
Reforma zaproponowana przez Ministerstwo Sprawiedliwości przyniesie katastrofalne skutki społeczne
Nie da się ukryć, że tablica alimentacyjna w zaproponowanym przez Ministerstwo Sprawiedliwości kształcie nie znalazła uznania wśród internautów. Wielu z nich wytyka resortowi te same czysto matematyczne absurdy jak wskazane wyżej przeze mnie. Część skupia się raczej na sytuacji tych lepiej zarabiających zobowiązanych. Inni w dość stanowczych słowach stwierdzają, co myślą o tej propozycji. "Rosyjska dywersja" to chyba najłagodniejsze z nich.
Czy mamy w tym przypadku do czynienia z kolejnym pomysłem na systemową dyskryminację ojców? Technicznie rzecz biorąc, alimenty zasądzane są na tych samych zasadach niezależnie od płci. Nie da się ukryć, że najczęściej są to mężczyźni. Postawiłbym jednak tezę, że w przypadku tej konkretnej propozycji płeć jest sprawą wtórną. O wiele ważniejsze są potencjalne długofalowe skutki społeczne, jakie może przynieść tablica alimentacyjna w zaproponowanej formie.
Przede wszystkim, niemożliwość utrzymania samego siebie przy jednoczesnej konieczności spłacania absurdalnie wysokich alimentów miesiąc z miesiąc w oczywisty sposób prowadzi do szukania jakiejś drogi wyjścia. Wspomniani już internauci sugerują, że skończy się falą samobójstw. Prawdę mówiąc, nie można wykluczyć, że rzeczywiście niektórzy potraktowani w ten sposób zobowiązani mogą targnąć się na swoje życie. Spirala długów i drastyczne pogorszenie sytuacji finansowej stanowią w końcu dość typowy czynnik ryzyka popełnienia samobójstwa. Ja bym jednak zwrócił uwagę na alternatywne rozwiązania.
Jednym z nich jest porzucenie pracy w całości. Skoro alimenty i tak wpędzą nas w nędzę, to przynajmniej nie będziemy musieli harować. Co bardziej kreatywni zobowiązani mogą się zdecydować na pracę na czarno. Nie wspominam o niej jako o "domyślnym" rozwiązaniu tylko dlatego, że nie każdy będzie w stanie znaleźć sobie pracodawcę gotowego na taką formę współpracy. Nie da się jednak ukryć, że takie sytuacje mają miejsce już teraz. Może to być praca całkowicie na czarno albo wypłacanie części wynagrodzenia "pod stołem". Tablica alimentacyjna sprawi, że mogą się na takie posunięcie zdecydować ci zobowiązani, którzy w normalnej sytuacji nigdy by nie pomyśleli o kombinowaniu. Reforma sprawi jednak, że to będzie dla nich kwestia przetrwania. Zmuszeni do płacenia tak wysokich alimentów mogą też częściej uciekać za granicę.
To nie koniec złych wieści. Polska jest obecnie w kryzysie demograficznym, który powoli zaczyna się określać mianem "depopulacji". Jako jeden z czynników sprzyjających odkładaniu decyzji o posiadaniu dzieci wymienia się brak dostępu do aborcji w przypadku ciężkiego uszkodzenia płodu oraz problemy z dostępem do niej przy zagrożeniu dla zdrowia i życia matki. Można się spodziewać, że tablica alimentacyjna przyniesie bardzo podobny efekt mrożący.
Tablica alimentacyjna w zaproponowanej formie nie nadaje się nawet do dalszych prac. Nie wystarczy pożonglować liczbami, gdy podstawowe założenia są całkowicie błędne. Projekt powinien trafić prosto do kosza na śmieci. O wiele lepszym rozwiązaniem byłoby sztywne powiązanie wysokości alimentów z procentem dochodu netto zobowiązanego. Takiej możliwości obowiązujące prawo jednak nie przewiduje.