Taco Hemingway i Quebonafide mieli być nie tylko popularnymi artystami, ale też cwanymi biznesmenami, którzy – korzystając z prostej, ale skutecznej sztuczki – zapłacą mniej podatku VAT. Okazuje się, że koniec końców fiskus stratny na sukcesie muzyków nie będzie.
Płyta „Soma 0,5mg” duetu Taconafide (Taco Hemingway oraz Quebonafide) stała się sukcesem jeszcze przed oficjalną premierą. Rzesza fanów artystów zamówiła w preorderze płytę, a raczej: wydawnictwo. Jak pisałem, optymalizacja podatkowa a la Taconafide to sprytne, choć proste rozwiązanie:
nieprzypadkowo na stronie projektu znajdziemy informację, że jest to „kolaboracyjne wydawnictwo”, a nie „płyta”. Dlaczego? Dzięki takiemu sprytnemu połączeniu (książeczka plus płyta) udało się bowiem zmniejszyć obciążenia podatkowe. W jaki sposób? Otóż cena samej płyty wynosi 10 zł, zaś książeczki wchodzącej w skład zestawu: 39,99 zł. VAT na książki wynosi 5%, zaś na płyty CD: 23%. Łatwo policzyć, że gdyby sama płyty kosztowała 49,99 zł, wysokość podatku VAT wynosi 9,35 zł. W przypadku takiej transakcji wiązanej VAT od książeczki wynosi 1,90 zł, od płyty 1,87 zł, co daje łącznie 3,77 zł. Daje to oszczędność niemal 6 zł na każdej sprzedanej płycie, co przy nakładzie liczonym w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy daje setki tysięcy złotych, które – zamiast do fiskusa – trafią do muzyków.
Taco Hemingway i Quebonafide jednak jak Robin Hood. Ale czy inni pójdą za ich przykładem? Nie sądzę
Wydawca płyty (wydawnictwa?) szybko jednak zareagował na szum, jaki wywołała informacja o takiej legalnej, ale jednak nieco dwuznacznej sytuacji i wystosował oświadczenie (które i my opublikowaliśmy):
To rzadki, ale przecież nie pierwszy przypadek, gdy przedsiębiorca rezygnuje z niższego opodatkowania, gdy jego optymalizacyjne działania ujrzą światło dzienne. Swego czasu głośno było o producencie ubrań LPP (właściciela takich marek jak Reserved czy Cropp), który najpierw postanowił wytransferować swoje dobre niematerialne (znaki towarowe etc.) do spółek zagranicznych właśnie w celu zmniejszenie realnej stopy opodatkowania, a następnie – niewątpliwie na skutek społecznego oburzenia – się z tego wycofało.
Państwo polskie zarobi – na każdej płycie! – 6 złotych więcej. A fiskus, jak wiadomo, jest wiecznie nienasycony (przynajmniej dopóki mamy deficyt budżetowy). Kolejne obietnice polityków wymagają kolejnych źródeł dochodu, i bardzo dobrze, że obywatele raperzy zdają sobie z tego sprawę.
W końcu nowoczesny patriotyzm nie polega na przelewaniu krwi za ojczyznę, ale na sumiennym płaceniu podatków. Prawda?