Taconafide to muzyczne wydarzenie początku wiosny – płyty duetu w preorderze sprzedają się jak szalone, co w czasach streamingu jest ogromnym sukcesem. Okazuje się jednak, że całe przedsięwzięcie jest też przemyślane, a raperzy zastosowali ciekawą optymalizację podatkową, dzięki której zarobią sporo więcej.
Technicznie rzecz ujmując, to płyta Taconafide (duetu artystów Taco Hemingway i Quebonafide) „SOMA 0,5 mg” jest już dostępna – kilka utworów znajdziemy na YouTube czy Spotify. Np. taki, o modnym ostatnio temacie jakim są kryptowaluty:
Czy nam się taka muzyka podoba, czy nie, to oczywiście kwestia gustu – a o gustach, jak wiadomo się nie dyskutuje. A raczej: dyskutuje, ale siłą rzeczy o kompromis tutaj trudno. W każdym razie, muzyka taka podoba się rzeszom internautów. Utwór Tamagotchi ma już ponad 3 miliony odsłuchań na Spotify, a pojawił się tam dosłownie przed chwilą.
Taconafide „SOMA 0,5 mg” to nie płyta, to „kolaboracyjne wydawnictwo” – co pozwala na optymalizację podatkową
Okazuje się (zauważył to jeden z wykopowiczów), że to muzyczne przedsięwzięcie (mające być „jednym z najbardziej niespodziewanych albumów tego roku”) ma solidne fundamenty finansowe. Do płyty dołączona jest bowiem książeczka „SOMA Instrukcja obsługi”, zawierająca zapisy prywatnych rozmów Taco Hemingwaya i Quebonafide. Jeśli chcecie wiedzieć, o czym rozmawiają raperzy – jest to z pewnością zakup obowiązkowy.
W każdym razie nieprzypadkowo na stronie projektu znajdziemy informację, że jest to „kolaboracyjne wydawnictwo”, a nie „płyta”. Dlaczego? Dzięki takiemu sprytnemu połączeniu (książeczka plus płyta) udało się bowiem zmniejszyć obciążenia podatkowe. W jaki sposób? Otóż cena samej płyty wynosi 10 zł, zaś książeczki wchodzącej w skład zestawu: 39,99 zł. VAT na książki wynosi 5%, zaś na płyty CD: 23%. Łatwo policzyć, że gdyby sama płyty kosztowała 49,99 zł, wysokość podatku VAT wynosi 9,35 zł. W przypadku takiej transakcji wiązanej VAT od książeczki wynosi 1,90 zł, od płyty 1,87 zł, co daje łącznie 3,77 zł. Daje to oszczędność niemal 6 zł na każdej sprzedanej płycie, co przy nakładzie liczonym w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy daje setki tysięcy złotych, które – zamiast do fiskusa – trafią do muzyków.
Warto dodać, że i tak raperzy nie poszli na całość, bo możliwe jest objęcie całej transakcji stawką 5%, gdyby płyta była jedynie dodatkiem do książeczki (jak np. w zestawach do nauki języków obcych). Uniemożliwiłoby to jednak sprzedaż samej płyty, czy np. jej udostępnianie w serwisach streamingowych.