Po lekturze tekstu mojego redakcyjnego kolegi Tomasza Laby naszła mnie pewna refleksja. On zastanawia się nad testem umożliwiającym nabycie zdolności do czynności prawnych, ja natomiast bardziej skłaniałabym się ku innemu testowi. Testowi dla parlamentarzystów, bo to oni w pierwszej kolejności powinni wziąć odpowiedzialność za stan naszego państwa. I to w długoletniej perspektywie, a nie od wyborów do wyborów.
Ryba psuje się od głowy
Nie ma jakichś specjalnych wymogów jeśli chodzi o to, kto może kandydować do Sejmu i Senatu. Oczywiście nie można być pozbawionym praw publicznych i praw wyborczych czy być ubezwłasnowolnionym. Trzeba też osiągnąć pewien wiek (21 lat do Sejmu i 30 do Senatu). Nie można też być skazanym prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego lub za umyślne przestępstwo skarbowe. Umówmy się – to nie są jakieś nadzwyczajne wymagania. Realnie w pewnym momencie swojego życia może kandydować większość społeczeństwa. I skutki tego, niestety, widzimy na co dzień, obserwując batalię między naszymi wybrańcami narodu.
Test na parlamentarzystę
A gdyby tak test z ekonomii, prawa, historii, może też w jakiejś mierze z socjologii, musieliby rozwiązać w pierwszej kolejności nie społeczeństwo, ale osoby, które kandydują do parlamentu? Zgadzam się wprawdzie z tym, że jako obywatele powinniśmy posiadać podstawową wiedzę z tego zakresu. Uważam jednak, że jeszcze bardziej potrzebowaliby tego miłościwie nam panujący.
Czego bowiem wymagać od społeczeństwa jako ogółu, skoro takich podstaw wiedzy nierzadko są pozbawieni sami rządzący? Politycy, którzy nie znają podstawowych zasad ekonomii i prawa (lub co czasem bardziej przerażające – znają, ale postępują w myśl zasady po nas i choćby potop)? Mój pomysł jest prosty. Chcesz kandydować, współdecydować o losie milionów obywateli? W porządku. Ale najpierw udowodnij, że się do tego nadajesz. I żeby było jasne – nieważne, jakie ktoś ma poglądy. Nieważne, czy jest socjalistą, liberałem czy konserwatystą. Niech wykaże, że wie – choćby w minimalnym stopniu – o czym w ogóle mówi.
Państwo rozdaje pieniądze, bo tak jest łatwiej i do tego nie trzeba żadnej wiedzy
Niektórzy mogą łapać się za głowę i zadawać rozpaczliwe pytanie – dlaczego państwo rozdaje pieniądze? Dlaczego skupia się tylko na wypłacaniu kolejnych świadczeń? Odpowiedź jest bardzo prosta. Bo tak jest łatwiej. Zresztą, bądźmy szczerzy. Jak osoby, które często (i absolutnie nie mówię tu o wszystkich posłach i senatorach, bo nie lubię generalizowania) nie wiedzą nawet do końca, jak działa państwo, mają zaproponować coś sensownego? Przecież da się prościej – damy ludziom więcej pieniędzy, to będą zadowoleni. O co tyle hałasu?
Tu też może skrywać się odpowiedź na pytanie, dlaczego opozycja jest tak słaba i nie ma żadnego pomysłu, jak właściwie zagrozić partii obecnie rządzącej. A jak ma to zrobić, skoro – co jest podkreślane często – nie ma żadnego pomysłu? Pomysłu na realne reformy, na zmienianie systemu państwowego krok po kroku. Oczywiście politycy mogą korzystać ze wsparcia ekspertów, więc teoretycznie można byłoby stwierdzić, że specjalistyczna wiedza nie jest im aż tak potrzebna. Tylko że jeśli chcąc kandydować musieliby najpierw zaliczyć wspomniany wcześniej test na parlamentarzystę, to być może zastanowiliby się najpierw dwa razy, zanim zgłosiliby chęć do sprawowania władzy. Wtedy przeprowadzenie sprawnej kampanii wyborczej nie byłoby jedynym wysiłkiem potencjalnego parlamentarzysty. Test na parlamentarzystę sprawdziłby też determinację takiej osoby – czy ktoś, kto chce odpowiadać za innych, jest na tyle zdeterminowany, by uzupełnić braki w wiedzy (jeśli takie są)?
Edukacja najpierw, egzekwowanie wiedzy – ewentualnie – potem
Wracając jeszcze na chwilę do tekstu Tomasza Laby – myślę, że na pewno obywatele powinni posiadać taką wiedzę. Warto byłoby jednak na sam początek uczciwie ją przekazać i poświęcić więcej wysiłku w edukację społeczeństwa. Bo nie oszukujmy się – to, co jest w szkole, pod wieloma względami wcale nie przygotowuje do życia w społeczeństwie i do bycia dobrym obywatelem. I to nie zawsze jest czyjaś wina, że nie zdaje sobie sprawy z pewnych rzeczy. A i „wystarczy chcieć” nie zawsze wystarcza.
I dlatego – test tak, ale test na parlamentarzystę w pierwszej kolejności.