Czy Tucson jest ładny, czy nie – to już kwestia subiektywna. Mnie się bardzo podoba. Może tylko delikatne wcięcia na bocznych drzwiach raz przyprawiły mnie o palpitacje serca. Ale gdy uświadomiłem sobie, że nikt we mnie nie przydzwonił, tylko projektant miał taki pomysł, mogłem z nimi żyć (choć nadal uważam, że samochód wyglądałby lepiej bez nich).
Jak kiedyś wspominałem - nie znam się na motoryzacji, nie aspiruję do miana dziennikarza motoryzacyjnego, nie potrafię powiedzieć, czy skręcany przy polskiej granicy koreańczyk jest od nich obiektywnie lepszym samochodem. Intuicja podpowiada mi, że przynajmniej od Škody i Toyoty – w takim czysto technicznym sensie – raczej nie. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo Hyundaiem jeździło mi się bardzo dobrze, a jednym z jego dużych atutów jest cena.
Patrząc na serwisy z ogłoszeniami czy oferty samych salonów, można go znaleźć nawet za 169 000 zł albo 149 000 zł. Mignęło mi nawet 120 000 zł w ofercie dla firm, ale w myśl zasady „zbyt dobre, by było prawdziwe”, tę opcję pomińmy. U konkurentów aż tak korzystnych propozycji nie widziałem.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
A co Tucson robi najlepiej na świecie? Podłokietnik. Ideał. Tak to powinno wyglądać w samochodach. Potrzebuję mieć telefon pod ręką – i to wcale nie dlatego, że bawię się nim podczas jazdy. Poruszanie się po Warszawie to często kilka postojów, a większość nowoczesnych SUV-ów ma zwyczaj budowania we wnętrzu „smart cave”, czyli schowka, z którego potem trzeba smartfon wydłubywać. Ja nie wiem szczerze mówiąc, gdzie on się formalnie znajduje w trakcie jazdy. W cudownym, fenomenalnym Mercedesie EQE SUV to chyba miał wnękę aż gdzieś w okolicy płynu do spryskiwaczy. W Hyundaiu miejsce na telefon jest centralnym punktem bardzo wygodnego podłokietnika i moim zdaniem to jest piękne.
Oto, co Tucson robi bardzo dobrze
Reszta wnętrza jest w porządku. Nie powoduje wprawdzie żadnych uniesień, a i do testów trafiła mi się relatywnie skromna wersja (i dobrze, bo to znaczy, że nie trzeba się silić na najwyższe warianty, by być zadowolonym). Deska rozdzielcza jest trochę nowocześniejsza od tej bardzo klasycznej w Toyocie, ale projektant nie miał tyle polotu i finezji, co w Škodzie.
Podoba mi się konstrukcja automatycznej skrzyni biegów – podobna jak w Mercedesie, ale z intuicyjnie podpisanymi kierunkami jazdy. Przód rzeczywiście jest „do góry”, a tył „w dół”. Oczywiście jako najemca Mercedesa ciągle myliłem odruchy, ale to nie wina Hyundaia – to on zrobił to poprawnie.
Samochód prowadzi się dobrze, jest – jak na swoje gabaryty – relatywnie skrętny (znacznie bardziej od wspomnianej Škody czy Peugeota) i nieźle trzyma się drogi. Nie znam się na samochodach, więc nie umiem tego fachowo opisać, ale mam wrażenie, że przy przyspieszaniu w okolicach 60–80 km/h auto zbyt głośno ryczy. Gdyby to była manualna skrzynia, krzyczałbym: „wrzuć wreszcie tę trójkę!”.
Pojazd jedzie dobrze, także przy większych prędkościach, ale w tym zakresie regularnie łapał mnie dziwny efekt czkawki. Nie aż tak wyraźny jak w Fordzie Pumie, dla której głośna praca silnika to chyba element wizerunku, ale wolałbym, żeby go nie było. Przełączenie na tryb Sport też niczego nie zmieniało.
Czytałem krytyczne recenzje zarzucające temu modelowi nadmierne spalanie. Ja jeździłem wersją PHEV – rozładowaną i to zresztą nawet bez kabla przy sobie – i absolutnie tego nie potwierdzam. Przez tydzień „urlopu” (czytaj: pracy z innego miejsca) jeździłem nim codziennie i paliwa w baku wciąż sporo zostało.
Miejsca do sufitu oraz na fotelach pasażerów jest aż nadto. Samochód, nawet jeśli nie jest szczególnie piękny w środku, jest z całą pewnością przestronny. Bagażnik również dość pojemny, choć bez przesady – to raczej minimum przyzwoitości w tej klasie SUV-ów. Mowa o wersji PHEV; prawdopodobnie w pozostałych jest pod tym względem lepiej.
Nie podoba mi się tylko sposób, w jaki zrobiono uchwyty Isofix. Niby koniec końców wszystko wpięło się – mam nadzieję – bezpiecznie, ale wygląda to inaczej niż u konkurentów, trochę jak prowizorka. Sprawdzałem pięć razy, czy to aby na pewno wystarczy. Wystarczyło, więc jest raczej solidnie, po prostu dziwnie.
Ale jeśli mój największy przytyk do wnętrza to uchwyty Isofix… to generalnie jest dobrze.
A jeszcze bardzo mi się podobało, że są fizyczne pokrętła temperatury i głośności. Wprawdzie głośność tylko na kierownicy, ale... to nawet lepiej.
Hyundai Tucson jest jak żona ze stereotypowych dowcipów
Mniej euforii wzbudził u mnie system multimedialny. Pod względem UX/UI jest nieźle – testowałem lepsze i gorsze rozwiązania, więc można powiedzieć: średnia krajowa. Da się skonfigurować kilka rzeczy (np. wygląd i zawartość zegarów), choć w nieco zbyt ograniczonym jak dla mnie zakresie.
Mój główny zarzut? Jak ujął to w prywatnej rozmowie znany dziennikarz motoryzacyjny: „Hyundai Tucson jest jak nieznośna żona, która cały czas dogaduje w czasie jazdy.” To prawda – w kwestii asyst i wspomagania Tucson bywa zbyt czuły.
Jestem kierowcą pokornym i świadomym swoich ograniczeń. Naprawdę nie uraża mnie, że samochód przypomina o limicie prędkości. Ale Tucson robi to w sposób mniej inteligentny niż konkurenci. Trzyma się litery prawa bardziej niż student pierwszego roku… prawa. Nie kuma, że czasem przez kilka sekund trzeba przekroczyć limit albo najechać na linię – on od razu robi z tego aferę. Jedną, drugą, piętnastą...
Czytaj też: Najlepsze kierunkowskazy, z jakich kiedykolwiek korzystałem. Testujemy BMW X3
Hyundai Tucson to super samochód. Ale…
SUV w Polsce to z definicji samochód premium. Może memiczna Dacia Duster jakoś się przed tą łatką broni, ale generalnie SUV-ów nie ma wielu na rynku wtórnym, a w cenę zawsze wliczone jest „suwowe”. Nawet tani SUV to auto, na które większość Polaków nie może sobie pozwolić.
Bardzo chciałem przetestować Hyundaia Tucsona, bo wpadł mi w oko na ulicy. Okazało się, że to nie tylko ładna buźka. To także komfortowa, przyjemna jazda, nowoczesne systemy, przestronne wnętrze i przede wszystkim cena, która sprawia, że nie trzeba być milionerem, by podarować sobie coś miłego sercu i jakościowego.
Przy Peugeocie 5008 i Škodzie Kodiaq narzekałem, że to fajne samochody, ale trochę drogie – bo praktycznie zaraz obok zaczynają się już cenniki Lexusa. A tutaj? Tucson, dzięki sporemu potencjałowi rabatowemu i racjonalnym cenom bazowym, jest wart przynajmniej waszego rozważenia. Bo to jest mniej więcej ta sama półka (kto wygra to zaś kwestia indywidualnych preferencji).